#58 Miłość, wierność i uczciwość

4.2K 94 147
                                    

Piętnasty sierpnia...

Data, która zapadnie mi w pamięci do końca życia.

Dzisiaj jest mój ślub...

Wstałam z samego rana obudzona telefonem od Maddison. Dziewczyna bardzo ekscytuje się tym dniem. Dzisiaj również Chris pozna jej chłopaka. Z tego co słyszałam pomiędzy przyjaciółką, a Aaronem układa się wspaniale. I tego im życzę.

Zaspana sięgnęłam po telefon. Odebrałam połączenie i przyłożyłam urządzenie do ucha.

-Od kilku minut wraz z Chrisem dobijamy się do was. Waliliśmy w drzwi, dzwoniliśmy do was od piętnastu minut i do chuja pana ochroniarze nie chcą nas wpuścić. Czekaj, czekaj – przerwała. - Czy wy śpicie?!

-Taaaak? - przeciągnęłam spoglądając na Michaela, który miał zamknięte oczy.

-W tej chwili ruszacie swoje dupy i wpuszczacie nas do domu. Ja i ty zostajemy tutaj, a chłopaki jadą do nas. Macie minutę. Czas start – odparła i rozłączyła się.

Jeszcze nigdy nie słyszałam aż tak stanowczy głos przyjaciółki. Wstałam z łóżka i lekko szturchnęłam Michaela. Ten nie mógł się dobudzić, więc musnęłam jego wargi, a on momentalnie je zwilżył i uśmiechnął się w moją stronę. Ja odwzajemniłam jego gest, a następnie szybkim krokiem wyszłam z pokoju. Ruszyłam do drzwi i otworzyłam je. W przejściu ujrzałam Maddison i Chrisa. Dziewczyna siedziała, a jej brat leżał, jakby rozstrzelony na kostce. Wokół nich zebrało się trzech ochroniarzy. O mało nie wybuchnęłam głośnym śmiechem. Gdy ci zauważyli mnie, raptownie zerwali się na równe nogi i mnie dopadli. Krótko się przywitaliśmy oraz odesłałam ochronę na swoje miejsca. Weszliśmy całą trójką do domu i jak na zawołanie po schodach schodził Michael ubrany w zwykłą koszulkę na krótki rękaw i szare dresy. Pewnie wyczuł całą aluzję, gdyż w ręku trzymał garnitur schowany pod materiałową przykrywą oraz małą, treningową torbę.

-Nawet człowiekowi spokojnie nie dali pospać – mruknął w stronę przyjaciół.

-Jak widać Michael już uszykował się do wyjścia – odparła Madd. - Wy już możecie zmykać, a para młoda zobaczy się dopiero w kościele o piętnastej.

-Do zobaczenia niedługo mój przyszły mężu – powiedziałam cicho podchodząc do Kinga.

-Kocham cię – musnął moje usta. - Uważajcie na siebie – szepnął mi do ucha.

-Zapamiętam – obiecałam.

Po chwili Maddison wygoniła mężczyzn z budynku. Gdy drzwi się za nimi zatrzasnęły dziewczyna z szerokim uśmiechem odwróciła się na pięcie i spojrzała na moją osobę. Ja odwzajemniłam gest.

-Nie mogę uwierzyć, że to jest już ten dzień – powiedziałam rozmarzona.

-Ja również. Jestem taka zestresowana i szczęśliwa w jednym, mimo że to nie mój ślub – zaśmiała się cicho. - Wiesz co, jest prawie ósma, a w kościele mamy być o piętnastej. Siedem godzin, więc do jedenastej można jeszcze poleniuchować. Zwłaszcza, gdy ty masz na sobie piżamę – odparła i wskazała na moje ubranie.

Zjechałam swoim wzrokiem na dół i totalnie zapomniałam, że jestem ubrana w ciuchy do spania, czyli krótkie spodnie legginsowe i bluzka Kinga na krótki rękaw. Zaśmiałam się w myślach z własnej głupoty i ruszyłam do kuchni. Uszykowałam dla siebie i przyjaciółki mocną kawę, dzięki której musiałyśmy przeżyć długi oraz męczący i emocjonalny dzień. Natomiast Maddison sięgnęła po słodycze. Weszła na blat i wyrzuciła z szafki wszystkie słodkości. Ja spojrzałam na nią i zaśmiałam się.

-Madd, przykro mi, ale nie mogę z tobą zjeść takiej wielkiej ilości słodyczy. W normalnych okolicznościach bardzo chętnie, ale Michael zabiłby mnie, gdyby dowiedziałby się, że będąc w ciąży zjadłam duże porcje słodkiego jedzenia – zaśmiałam się.

Pokonana przez miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz