01. library and a cute worker of gift shop

755 65 47
                                    

TEGO DNIA PRACA W BIBLIOTECE NIE PRZYNOSIŁA ŻADNEJ PRZYJEMNOŚCI.

Wszyscy się na nią uwzięli – począwszy od szefowej, która chyba za karę kazała jej zrobić inwentaryzację na dziale mitologii egipskiej, po jej własną mamę, która z samego rana zadzwoniła do niej z pretensjami, aż w końcu kończąc na greckim bogu, który ciągle pojawiał się i znikał między regałami książek. Wiedziała, że Posejdon tylko czekał na jakiś dogodny dla niego moment, by przerwać jej i tak wiszącą na włosku pracę.

Czasami jedyne czego pragnęła, to świętego spokoju, ale wiedziała, że to była ostatnia rzecz, którą może oczekiwać, że kiedykolwiek otrzyma.

— To się nazywa zdrada — bóg zawyrokował, wskazując na nią palcem. Zarya nawet nie zachwiała się, stojąc na metalowej drabince. Odłożyła jedną z wielu encyklopedii na półkę i spojrzała na dół na wyjątkowo ludzką postać Posejdona. Bóg opierał się nonszalancko o jeden z regałów i uśmiechał się do niej zadziornie. — Jak jesteś taka zainteresowana mitologią egipską, to wystarczyło powiedzieć. Znam kilku bogów.

— Egipskich? — Szatynka zmrużyła oczy, a bóg jedynie kliknął językiem. — Myślałam, że ze sobą rywalizujecie.

— To z rzymskimi moja droga — poprawił ją Posejdon.

Bóg odepchnął się od półki, a później podszedł do drabinki, na której stała Zarya i wyciągnął w jej stronę rękę, którą ujęła. Cieszyła się, że w alejce z książkami nikogo nie było, bo inaczej ktoś pomyślałby, że jest szalona, zaciskając dłoń w powietrzu i gadając sama do siebie. Przynajmniej z ich perspektywy była tam sama.

— Zakładam, że nie bez powodu kręciłeś się od samego rana po bibliotece i uprzykrzałeś mi życie tylko dlatego, by porozmawiać o wojnie między bogami.

Posejdon przeczesał palcami swoje brązowe włosy, a radosny błysk w jego zielonych oczach zniknął. Bóg spojrzał na nią poważnie, a ona niemal natychmiast się wyprostowała. Doskonale znała to spojrzenie i wiedziała, co się szykowało.

— Poczekaj — szatynka uniosła do góry dłoń, uciszając boga w tym samym momencie, w którym ten chciał się odezwać. — Powiedz mi tylko, że nie będę musiała nigdzie daleko jeździć. Żadna Korea, Madripoor, ani Kolumbia. Za każdym razem, gdy jestem w jakiś nowych miejscach, nie mam czasu nawet niczego pozwiedzać.

— Nie robisz tego dla przyjemności, Zarya — przypomniał jej bóg, a ona czy chciała, czy nie, tak musiała się z nim zgodzić. — I nie obiecuję, że nie wyjedziesz. Ogólnie sprawa jest delikatna i nie do końca wiadomo, jak się może potoczyć.

— Chcesz mi powiedzieć, że nikt z was nie potrafi przewidzieć przyszłości? — Dziewczyna wciągnęła głośno powietrze, a później w udawanym szoku przykryła usta dłonią. Uważała, że jej żart był śmieszny i z doświadczenia wiedziała, że Posejdon był o wiele zabawniejszy, niż sprawiał takie wrażenie, ale tym razem nawet nie uśmiechnął się na jej komentarz.

— W takich chwilach, jak ta, naprawdę żałuję, że cię uratowałem — odpowiedział poważnie. Zarya skinęła głową pokonana.

— Wybacz — mruknęła cicho, opuszczając na chwilę wzrok na swoje idealnie pomalowane na niebiesko paznokcie. Jednak szybko uniosła swoje spojrzenie na bóstwo, całkowicie poważna. — Co mam zrobić?

— Ile wiesz o bogach egipskich? — Zapytał zagadkowo Posejdon. Wyciągnął pierwszą z brzegu książkę z regału i zaczął się nią bawić. Odwrócił się i ruszył wzdłuż alejki, dając jej znać, że ma ruszyć za nim.

— Niewiele — wzruszyła ramionami. — Podobno istnieli. Po twoim nastawieniu wnioskuję, że nie tylko podobno, a naprawdę.

Tym razem Posejdon cicho parsknął.

GODS WARRIOR [1], moon knightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz