TA CAŁA POLICJA, TO BYŁ JEDEN WIELKI CYRK.
Zarya wyczuwała kit na kilometr, a jednak siedziała zakuta w kajdanki obok Stevena. Radiowóz jechał przez kolejne ulice Londynu i dziewczyna próbowała znaleźć jakieś rozsądne wyjście z tej sytuacji. Steven był tym wszystkim widocznie przerażony, bo wszystkie zarzuty kierowane były tylko w jego stronę. Ona tam siedziała chyba tylko dla ozdoby i jak usłyszała – ewentualnych zeznań. Chociaż nie wiedziała, co miałaby niby zeznawać.
Przez chwilę cała ta sytuacja wydawała jej się wyjątkowo zabawna. Tyle lat służyła greckim bogom i robiła rzeczy, które normalnie wpisywały się w kilkadziesiąt przestępstw, a ani razu nie miała najmniejszej styczności z policją. W jej kartotece nie było nawet ani jednego mandatu, czy notatki o wykroczeniu. Jedyną informacją, która mogłaby kogoś zaciekawić, to był jej udział w pamiętnym wypadku, ale poza tym? Była przykładem idealnej obywatelki.
Nie zmieniało to tego, że ciągle to był jakiś pic na wodę. A skarabeusz znajdywał się w kieszeni jej kurtki i w tym momencie to było dla niego najmniej bezpieczne miejsce.
— Patrzcie państwo. Wiesz, kogo tu mamy, Billy? — Odezwała się kobieta, podająca się za panią detektyw. Zarya spojrzała w bok na Stevena i zobaczyła, jak ten wiercił się na swoim miejscu, próbując wyswobodzić swoje ręce z kajdanek. Na nic się to zdało, a ona nawet nie miała jak chociaż spróbować go uspokoić, bo sama miała ograniczone ruchy. Chociaż i tak była w lepszej sytuacji, bo jej ręce znajdywały się z przodu, a nie z tyłu. — Autentycznego międzynarodowego zbiega.
— To pomyłka — zaprzeczył natychmiast Steven. — To nie ja.
— Marc Spector był jednym z najemników, którzy napadali na wykopaliska w Egipcie. Jesteś ciekawy, co zrobili z archeologami? — Kobieta spojrzała na swojego partnera, a później na krótką chwilę odwróciła swój wzrok na Stevena. — Związali i zastrzelili. Regularna egzekucja.
Dziewczyna uważnie obserwowała zachowanie Granta i zobaczyła, jak z trudem przełknął ślinę. Później spojrzał w lusterko nad kierownicą, ale co w nim dojrzał, nie potrafiła powiedzieć. Może w ten sposób komunikował się z Marciem? Nie miała bladego pojęcia. Wiedziała jedynie tyle, że z minuty na minutę, sytuacja robiła się coraz bardziej skomplikowana.
— A nie przyszło wam do głowy, że tak czystym przypadkiem, to wszystko jest zwykłym zbiegiem okoliczności? — Zapytała spokojnie Zarya, pochylając się nieco do przodu, tak że mogła przyjrzeć się dwójce z przodu. — Według badań na świecie może istnieć co najmniej pięć naszych sobowtórów i może wzięliście nie tego, kogo potrzebujecie?
Tak słabej ściemy, to ja jeszcze nikomu nie wcisnęłam.
Detektywi zaśmiali się, ale nie odpowiedzieli, a ona wyprostowała się z oburzeniem. Prychnęła cicho pod nosem i posłała krótki, niezbyt wesoły uśmiech do Stevena. Grant westchnął, ale skinął do niej głową i zrozumiała, że w ten sposób chciał jej podziękować, że przynajmniej próbowała.
Później samochód wjechał w jakąś spokojną dzielnicę i zaczął zwalniać, aż w końcu całkowicie się zatrzymał. I to na pewno nie przed posterunkiem policji, co tylko ją utwierdziło w tym, że to wszystko było kłamstwem, które miało ich do kogoś sprowadzić. Zacisnęła mocno pięści, bo była praktycznie pewna, kto tak bardzo chciał się z nimi spotkać.
Arthur Harrow.
— Myślałem, że jedziemy na posterunek — odezwał się niepewnie Steven.
— Skąd ci to przyszło do głowy? — Odpowiedział mu nieznajomy mężczyzna, poprawił lusterko, tak że na jego ręce był widoczny tatuaż w kształcie wagi. Mamy przesrane.
CZYTASZ
GODS WARRIOR [1], moon knight
FanfictionZarya Prescott od siedmiu lat walczyła w imię greckich bogów. Zawsze działała sama. Do czasu, gdy została wysłana, by pomóc powstrzymać wskrzeszenie jednej, szalonej egipskiej bogini. moon knight au! część I serii oprawa graficzna by cudowna @mar...