08. float like a butterfly sting like a bee

444 50 32
                                    

TAK WŁAŚCIWIE TO ZARYA NIE LUBIŁA WALCZYĆ.

To, że umiała, to było, co innego. Tak samo jak fakt, że właściwie była zmuszona, by to robić. Wiedziała jednak, że gdyby miała jakąkolwiek możliwość, to wcale by tego nie robiła. Ale z dwojga złego już zdecydowanie wolała zmierzyć się z magicznym stworzeniem, niż człowiekiem.

Chociaż, to też czasami bywało różnie. Na przykład wtedy, gdy starożytny szakal próbował rozszarpać ją na strzępy i żadne z jej sztuczek na niego nie działały, to nie była tym wyjątkowo zachwycona. Udało jej się dźgnąć go jednym ze swoich sztyletów, ale stworzenie szybko się zrewanżowało. Złapało ją w swoje szpony, wbiło pazury jednej łapy w jej odsłonięte ramię i odrzuciło z całą mocą na kamienną ścianę, pobliskiego budynku. Uderzyła głową i jęknęła cicho, ale stwierdziła, że to i tak Steven miał gorzej, gdy stworzenie przerzuciło go przez drzwi na drugą stronę muru.

Zarya szybko się zebrała. Wstała ze swojego miejsca i biegiem ruszyła za stworzeniem. Szakal przytrzymywał w powietrzu Stevena, praktycznie go przyduszając. Dziewczyna odbiła się od ziemi i skoczyła na plecy stworzenia, wbijając mu w szyję sztylet z trzema ostrzami. Zwierzę pisnęło krótko, wypuściło Granta ze swoich łap i próbowało zrobić wszystko, by zrzucić ze swoich pleców Zaryę. Trzymała się mocno, zacisnęła nogi na tułowie szakala i starała się wbić po raz kolejny ostrze w jego ciało. Stworzenie było jednak sprytne i od razu zauważyło jej ruch. Złapało ją mocno za rękę, a później przerzuciło do przodu z całą mocą. Wylądowała na zniszczonym samochodzie i kiedy z niego zeskoczyła, zobaczyła wgniecenie na dachu, które zresztą sama spowodowała.

Adrenalina buzowała w jej żyłach, dlatego nie zwracała żadnej uwagi na ból. W tym momencie to był jej najmniejszy problem, bo wiedziała, że nie ważne, jak bardzo zostanie ranna, tak prędzej, czy później wyzdrowieje. Zagwizdała krótko na zwierzę, odwracając jego uwagę od Stevena i Layli, którzy wspólnie próbowali go pokonać. Nawet nie zastanawiała się nad tym, jak El-Faouly udało się uciec z 'kanciapy złego czarodzieja', ale cieszyła się, że mieli dodatkową pomoc, zwłaszcza że widać było, ze kobieta, tak samo umiała walczyć. Przynajmniej radziła sobie o niebo lepiej niż Steven, nawet jeśli ten posiadał cały super kostium od Khonshu.

Szakal ruszył z powrotem na Zaryę, a ona przygotowała się do ataku. Wysunęła jedną nogę do przodu i uniosła obie ręce do góry, zaciskając mocno palce na rękojeściach od swoich sztyletów. Gdy stworzenie na nią skoczyło, odchyliła się do tyłu i przejechała ostrzami po nogach szakala. To jednak jeszcze bardziej go rozjuszyło, bo szybko się do niej odwrócił i nie zdążyła zareagować, gdy jedną łapą złapał ją za gardło, a drugą obezwładnił jej ręce, wytrącając z jej dłoni broń. Sztylety opadły na ziemię i poturlały się kilka metrów od niej. Kopnęła zwierzę z całej siły, a gdy to nie pomogło, starała się wyswobodzić ręce z jego uścisku, ale czuła, że powoli zaczynała tracić dech w piersiach. Szakal zaciskał palce na jej szyi, tak mocno, że odcinał jej dopływ powietrza i zdolność do oddychania.

Nie pierwszy raz czuła się tak, jakby była na granicy śmierci. Czy posiadała ochronę greckich bogów, czy nie, tak ciągle była na nią narażona. Doskonale znała to uczucie, jednak z tego wszystkiego nie sądziła, że ostatecznie może zostać uduszona przez starożytnego, egipskiego szakala. Nie była to śmierć, która w jakiś sposób ją zachwycała.

Jednak tego wieczoru daleko było do jej śmierci.

Steven sięgnął po metalową obręcz i rzucił nią w głowę stworzenia. Zarya upadła na posadzkę, ale tym razem potrzebowała kilka chwil, by odzyskać siły. Podparła się łokciami o zimny chodnik i uniosła do góry swój wzrok, by zobaczyć, jak Steven i stworzenie zaczęli nawzajem do siebie mierzyć.

GODS WARRIOR [1], moon knightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz