20. the desert

406 44 17
                                    

DROGA PRZEZ PUSTYNIĘ NIE BYŁA ŻADNĄ PRZYJEMNOŚCIĄ.

Słońce powoli wschodziło, a Zarya czuła się tak, jakby co najmniej wpadła pod ciężarówkę. Bolał ją niemal każdy mięsień na ciele, emocje zachowywały się, tak jakby znalazły się na najlepszej przejażdżce rollercosterem i znowu czuła się jak jakaś przyzwoitka. Atmosfera w samochodzie była nieco lepsza od tej sprzed kilku godzin, gdy wyjeżdżali z centrum Kairu, ale ciągle pozostawiała wiele do życzenia. Nie wspominając o Layli, która naciskała gaz niemal na maksa, co często prowadziło do mocnych wyskoków, szczególnie gdy przejeżdżali po wyjątkowo nierównym terenie.

— Nie możemy już tracić czasu — odezwała się Layla. Był to prawdopodobnie pierwszy raz od dobrych kilkunastu minut, gdy ktoś w samochodzie zabrał głos. Do tej pory El-Faouly była skupiona tylko na drodze, Steven przyglądał się mijającym krajobrazom, a Zarya niewątpliwie prawie zasypiała na tylnych siedzeniach. Oparła wygodnie głowę o górną część foteli i zamknęła oczy, ale gdy tylko usłyszała głos drugiej kobiety, od razu je otworzyła. Była nieco nieprzytomna, ale dokładnie potrafiła zrozumieć każde słowo. — Harrow wraca do grobowca. W związku z tym będziemy potrzebować Marca. Wybacz Steven, ale on o wiele lepiej zna się na tych sprawach. Nie możemy polegać tylko na tym, co potrafi dokonać Zarya.

— Nie — zaprzeczył natychmiast Steven.

— Nie?

Layla spojrzała na niego na krótką chwilę, odwracając swój wzrok od drogi.

— Nie — powtórzył Steven. — Umówiłem się z Marciem, że gdy skończy z Khonshu, to zniknie z mojego życia.

Prescott zdecydowanie się rozbudziła, słysząc jego słowa. Podejrzewała, że ta dwójka musiała zawrzeć ze sobą jakiś układ. Inaczej wątpiła w to, by Marc mógł spokojnie przejąć ciało na tych kilka, ostatnich dni. Jednak mimo wszystko taka wiadomość ją zaskoczyła. Nie tyle nawet, czy jej się to podobało, czy nie – po prostu nie była przekonana, czy to na pewno było możliwe. Z jej wiedzy o tym zaburzeniu wydawało jej się, że takie rzeczy – nagłe wyłączenie jednego z alter – było wręcz nieprawdopodobne. Jednak z drugiej strony wiedziała również, że wszystkie osobowości przeważnie rzadko kiedy zdawały sobie sprawę o swoim wzajemnym istnieniu, nie mówiąc już o tym, że mogły się ze sobą komunikować.

Nie zmieniało to tego, że nie wyobrażała sobie istnienia Stevena bez Marca, a Marca bez Stevena.

— Umówiliście się, że zniknie z twojego życia? — Dopytała Layla i Zarya wiedziała, że kobieta nie miała o niczym pojęcia. Miała ochotę ją przytulić, bo cholernie jej żałowała, przez co musiała przejść z Marciem. Z tego też powodu uważała, że Spector jest podwójnym dupkiem, ale nie byłaby sobą, gdyby nie wierzyła, że za jego zachowaniem, jest ukryte drugie dno. — Nie sądzisz, że powinnam o tym wiedzieć?

— A on już z twojego życia nie zniknął?

Odpowiedź Stevena była ostatnią, jaką się spodziewała. Dla Layli prawdopodobnie było to takie samo zaskoczenie, bo przez kilka sekund nie potrafiła nic powiedzieć. Kiedy już to zrobiła, w jej głosie nie było słychać żadnych emocji. Zarya zastanawiała się, czy na tyle ma opanowaną umiejętność wyłączania niepotrzebnych emocji, czy po prostu była tak świetną aktorką. Layla i Marc mogli nie kochać się romantyczną miłością – co było widać i sami zresztą to ciągle powtarzali – tak jednak im na sobie zależało. Layla ufała Marcowi, a po tym wszystkim czuła się zdradzona przez najbliższą osobę. I Prescott potrafiła zrozumieć jej zachowanie.

— Właściwie to tak — zgodziła się Layla. — Zresztą nieważne. Ten strój, to była jego największa zaleta. Stracił nawet i ją. Znam go dokładnie. Pewnie chciałby sam wszystko załatwić, by nikt nie wchodził mu w drogę. Nie ma takiej opcji.

GODS WARRIOR [1], moon knightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz