16. i don't want to kill you, yet

381 49 13
                                    

— DOBRZE ZNÓW CIĘ WIDZIEĆ, ZARYA.

Arthur przywitał się z uśmiechem, a ona szarpnęła się mocniej, próbując wyrwać z uścisku swojego napastnika. Najchętniej rzuciłaby się na Harrowa bez zawahania, nawet jeśli mieli nad nią przewagę liczebną.

— Chciałabym powiedzieć to samo, Arthurito — odpowiedziała przez zęby. — Swoją drogą oglądałeś La Casa De Papel? Tam też był taki jeden, twój imiennik. Irytujący typ i zawsze pojawiał się wtedy, gdy nie było to konieczne. Cholerny manipulator.

— Zdajesz sobie sprawę, że w tym momencie jesteś na przegranej pozycji? Gdybyś od razu oddała skarabeusza, to nie znajdywalibyśmy się w tym miejscu.

— I tak go masz, więc równie dobrze możesz mnie od razu puścić.

Harrow skinął głową do mężczyzny, który cały czas ją trzymał, a ten niemal od razu ją puścił. Zarya rozmasowała ramiona i zauważyła, jak jej wcześniejszy napastnik stał już o swoich siłach i razem ze swoim kolegą stanął obok pozostałych obecnych. Jak bardzo chciała dalej walczyć, tak wiedziała, że nie miała żadnych szans sama. Zwłaszcza że Arthur miał swoją magiczną laskę, a do tego jej sztylet.

Miała tylko nadzieję, że nie zdawał sobie do końca sprawy z tego, co tak naprawdę posiadał.

— Muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem twoich umiejętności — oznajmił Arthur niespodziewanie, a ona zmarszczyła brwi. Jego słowa brzmiały prawie, jak komplement, ale nie ufała im ani przez chwilę, bo to właśnie on je wypowiadał. Musiał być w tym jakiś haczyk. — Od naszego pierwszego spotkania w muzeum czułem, że nie jesteś zwykłą dziewczyną. Zakładam, że to twoje? Musisz zrozumieć moje zaskoczenie, gdy ten sztylet tak o pojawił się przede mną.

Odczepił sztylet od swojego paska i uniósł go do góry. Zarya niemal mechanicznie ruszyła w jego stronę, by odebrać swoją własność, ale szybko została zatrzymana. Dwóch facetów, którzy stali po obu stronach Arthura od razu wycelowała w nią swoją bronią, a ona zatrzymała się w pół kroku. Wyprostowała się, a później wyciągnęła ręce do przodu i uniosła je nieznacznie do góry. Cała sytuacja miała tylko jeden plus. Teraz była pewna, że to ktoś z Olimpijczyków maczał palce w tym, że zgubiła sztylet. Nawet jeśli jej własność była prezentem od Posejdona, tak ciągle to był przedmiot, który należał do bogów, a co za tym szło, każdy mógł manipulować jego lokalizacją. Przynajmniej teraz było pewne, że któryś bóg faktycznie sabotował jej pracę i miała nadzieję, że Posejdon szybko dojdzie, który z nich był za to odpowiedzialny.

Czuła, że osobiście byłaby w stanie rzucić się na odpowiedzialnego za to wszystko greckiego boga z gołymi rękami, nawet jeśli wiedziała, że kompletnie nie miała z nim szans.

— Gods Warrior — przeczytał na głos Arthur, spoglądając na ostrze. Przełknęła z trudem ślinę, obawiając się tego, co zaraz może się stać. Sam fakt, że Harrow wiedział, co było wyryte na sztylecie, był zdecydowanie niepokojący. A to oznaczało, że prawdopodobnie i tak już zdawał sobie sprawę z tego, czym sama się zajmowała. — Kiedy byłem jeszcze awatarem Khonshu, to opowiadał mi trochę o greckich bogach. Narzekał na nich, że mogliby robić o wiele więcej i widzę, że chyba w końcu się na to zdecydowali. Od wieków nie mieli własnego wojownika, zgadza się?

— Do czego zmierzasz?

— Do tego, że wiem, kim jesteś i co robisz, Zarya — odpowiedział bez emocji, chowając z powrotem sztylet. Nie mogła przeżyć tego, że jej własność była na wyciągnięcie ręki, a jednocześnie nie mogła po nią sięgnąć. — Jednak jestem ciekaw, dlaczego po tak długim czasie to akurat ty zostałaś wybrana. Ale cóż — zrobił przerwę, by wziąć głęboki oddech, a później szybko wypuścił powietrze — tego ty również zdajesz się nie wiedzieć. Myślałaś kiedyś o tym, żeby być wolną i nie mieć nad głową żadnych bogów? Wolność... Nie pragniesz tego?

GODS WARRIOR [1], moon knightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz