Uchyliłam jedną powiekę i od razu tego pożałowałam. Wpadające przez okno promienie słoneczne przyprawiły mnie o jeszcze większy ból głowy. Moja twarz wykrzywiła się w grymasie pełnym cierpienia. Od godziny debatowałam, czy w ogóle warto dzisiaj podnosić się z łóżka. Wstyd i poczucie winy nie odstępowały mnie na krok. Czułam obrzydzenie i niechęć do samej siebie. Bałam się, że gdy tylko wstanę i spojrzę sobie w lutro to zwymiotuję.
Zmusiłam się, by w końcu otworzyć oczy. Patrzyłam pusto w sufit, który wydawał się być jak za mgłą. Piszczenie w uszach przerywane ćwierkaniem ptaków i jeżdżących za oknem samochodów były jedyną oznaką, że jeszcze nie zeszłam z tego świata.
Mimo, że drzwi od mojego pokoju były uchylone to panował w nim okropny zaduch. Odór alkoholu wydobywający się z moich ust spowodował, że żołądek wywrócił mi się na drugą stronę. Pozamykane okna spowodowały uciążliwe gorąco, przez co piżama przylepiła się do mojego spoconego ciała.
Musiałam wstać. Musiałam otworzyć okno i musiałam się umyć. Musiałam coś zrobić, by to wszystko naprawić. Musiałam na nowo zaprogramować siebie. Nastawić się na działanie. Nie mogłam gnić w łóżku do końca dnia, bo to tylko spotęgowałoby poczucie winy.
Ociężale złapałam za kołdrę zrzucając ją z siebie. Powolnie zsunęłam nogi z łóżka stawiając je na dywanie. Czekała mnie najgorszą część, czyli oderwanie tułowia od materaca. Spięłam wszystkie mięśnie i podniosłam się do siadu. Zaczęłam głośno oddychać, gdy na skutek wysiłku pociemniało mi w oczach. Ułożyłam płasko dłonie na materacu zaciskając palce na drewnianej belce łóżka. Mój wzrok spoczął na oblepionym, brudnym kolanie a głowę znowu wypełniły obrazy z wczorajszej nocy. Wtedy z moich ust wyrwało się niekontrolowane, pełne żalu, głośne jękniecie. Objęłam rękami uda i zgięłam się w pół przytulając samą siebie, jakby to miało w jakiś sposób pomóc.
- A tobie co? – zapytał Natan wparowując do mojego pokoju. Patrzył na mnie z powątpieniem pomieszanym z troską czyszcząc sobie patyczkiem ucho. Mokre włosy sterczały mu w nieładzie a kropelki wody nadal widniały na jego pełnej życia twarzy. W przeciwieństwie do mnie nie wyglądał jakby wczoraj pił.
- Nie wiem – skłamałam z policzkiem przytkniętym do brudnego kolana. Bujałam się w przód i w tył, niczym małe dziecko kołyszące się do snu.
Dobrze wiedziałam co mi było. Oprócz tak zwanego syndromu dnia wczorajszego towarzyszył mi także kac moralny, który doskwierał dwa razy bardziej niż ten fizyczny.
- Jakbym wypił tyle co ty, to pewnie też bym nie wiedział – rzucił sarkastycznym tonem układając ręce po bokach, na co wykrzywiłam twarz.
- Ani słowa więcej o alkoholu – jęknęłam zbolałym głosem prostując plecy. Brat z politowaniem pokręcił głową unosząc brwi do góry.
- Nie no jakbyś chciała to ostała się jeszcze jedna butelka szampana w tym domu – oznajmił teatralnie z zawadiackim uśmieszkiem wskazując trzymanym w dłoni patyczkiem w kierunku kuchni. Mlasnęłam z niesmakiem na wzmiankę o alkoholu. – Zdążyłem ją schować zanim z Rejkiem się do niej dopadliście – powiedział pewnym siebie głosem.
- Rejk tu był? – zapytałam nieco zaskoczona z szeroko otwartymi oczami wykrzywiając twarz w grymasie pełnym bólu. Wstyd przyznać, ale nie pamiętałam, że wracał z nami. W ogóle w głowie miałam pustkę odnośnie ostatnich chwil na imprezie.
Ale o obściskiwaniu się z Gabem to już pamiętałaś. Szybko potrząsnęłam głową, jakbym chciałam, by ta myśl mi z niej wypadła.
- Rejk tu jest – odparł zuchwale i machnął ręką. – Śpi w salonie na twojej i dziewczyn porozrzucanej bieliźnie – pokiwałam powolnie głową, bo jego słowa docierały do mnie z opóźnieniem. – Uskuteczniliście tu niezły melanż. Ja od razu położyłem się spać a wy nie wiem do której siedzieliście – oznajmił łapiąc jedną ręką za kant drzwi i postawił stopę na stopie.
CZYTASZ
ULTRAVIOLET
RomanceOksana Weber w bardzo młodym wieku porzuciła nastoletni świat i wkroczyła na ścieżkę dorosłości. Wszystko po to, aby jej młodszy brat doświadczył radości z dzieciństwa, którego ona nie miała. Nad wyraz odpowiedzialna i twardo stąpająca po ziemi, z...