8.

609 29 1
                                    

Luca

Nigdy w życiu nie czułem takiej ulgi, jak w tym momencie. Gdy się obudziłem, pierwsze co zrobiłem, to było pytanie o Maxa. Gdy miałem pewność, że jest bezpieczny, że nic mu już nie grozi, rozpłakałem się. Wróciłem z nim do domu. Udało nam się! Uciekłem śmierci, sprowadziłem go do domu, reszta mnie nie interesuję. Nie liczył się ból, który czułem, nie liczyło się to, że nie wiem co ze mną będzie. Miałem gdzieś to, że przeżyłem. Liczyło się tylko to, że mój syn jest w bezpiecznym miejscu. Jest z Lucy, przy której jest bezpieczny. Ze mną nigdy taki nie był i nigdy nie będzie. Nie nadaję się na rodzica i boleśnie się o tym przekonałem. Gdybym miał kolejny raz wybór, zniknąć z życia Lucy i Maxa czy wziąć odpowiedzialność, odszedłbym. I nie dlatego, że bym tego chciał. Odszedłbym dlatego, że będą bezpieczniejsi beze mnie. Jednak już tego wyboru nie będę mieć. Kilka miesięcy temu taką decyzję podjąłem. Nie żałowałem jej, pokochałem swojego syna i starałem się być dobrym ojcem. Uczyłem się nim być. Jednak zawaliłem. Jak zawsze. Powinienem się już do tego przyzwyczaić. Powinienem wiedzieć, że coś się stanie. Tam gdzie ja, tam są kłopoty. Nienawidziłem tego w sobie.

Obejrzałem swoje chude ciało na tyle ile byłem w stanie, wyglądałem potwornie. Na nadgarstkach miałem pokaźnych rozmiarów opatrunki, na rękach ślady po wkłuciach, którymi mnie częstowali. Bandaż wokół żeber i czułem, że coś mam na głowie. Nie chciałbym się teraz widzieć w lustrze. Westchnąłem. Chcę już wrócić do domu. Chcę w końcu położyć się w swoim łóżku. Z grymasem bólu, podniosłem ręce i zakryłem dłońmi twarz. Rozpłakałem się. Wiem, że z czasem to co się wydarzyło, mnie zniszczy. Już mnie zniszczyło. Każdego dnia mnie niszczyli. Każdego dnia pokazywali, że jestem nic nie wartym śmieciem. I mieli rację. Jestem nim. Nie potrafiłem się bronić, nie potrafiłem ochronić syna. Był zdany na ich łaskę. Gdyby coś mu się stało.. Jestem beznadziejny. Byłem w piekle, wydostałem się z niego. Dałem jakoś radę, ale co z tego? To mnie zniszczyło doszczętnie. Zależało mi tylko na tym by Max wrócił do domu. Nie obchodziło mnie to, że mnie się może nie udać.

- Dzień dobry. - zwróciłem głowę w stronę drzwi. - Jak się pan czuje? Mamy kilka pytań. Jest pan na siłach?

Jeden z policji usiadł na krześle, a drugi stanął za nim. Kiwnąłem głową, by zaczęli zadawać pytania. Chciałem mieć już to z głowy i już do tego nie wracać. Chciałem wyciąć ze swojego życiorysu ostatni miesiąc. Gdy poprosili bym opowiedział wszystko od początku, tak zrobiłem. Zacząłem od samego wypadku, po moją ucieczkę. W tym wszystkim pominąłem Mateo. Sam nie wiem dlaczego. Byłem mu wdzięczny, że mi pomógł. Od samego początku mi pomagał, tak by się nie zorientowali. Nienawidzę skurwiela, ale jestem mu wdzięczny. Miał też swoje za uszami, ale coś mnie zblokowało przed wydaniem go. Nie potrafiłem tego zrobić. Gdy skończyłem mówić, wypuściłem drżący oddech.

- Kilka dni temu złapaliśmy ich na lotnisku. - uśmiechnąłem się. - Nic nie wskazuje na to, że wyjdą szybko. - kiwnąłem głową. - O ile w ogóle wyjdą.

Chciałem zapytać o Mateo, ale szybko ugryzłem się w język.

Lucy

Weszłam do sali gdzie był Luca razem z policją. Chciałam zatrzymać Maxa, ale on już wystrzelił do swojego ojca jak z procy. Chciał się wdrapać na łóżko, ale złapałam go jednak zanim wskoczył na łóżko. Sama najpierw chciałam wybadać teren. Dopiero wtedy Luca na mnie spojrzał, a widząc ból w jego oczach, pękało mi serce. Wiem jak to odebrał.

- Pójdziemy już. Zdrowia życzę. - kiwnął głową. - Do zobaczenia.

Odpowiedziałam cicho i usiadłam na miejscu gdzie jeszcze przed chwilą siedział policjant. Luca odwrócił ode mnie wzrok i zacisnął dłonie w pięści.

Przetrwanie [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz