16.

512 27 2
                                    

Luca

- Max, nie wolno! - podbiegłem do niego, gdy jego ręka zbliżała się do kuchenki, na której gotował się obiad. - Chcesz, by mama mnie zabiła?

Pokiwał przecząco głową. Zabrałem go na ręce. Kolejny raz byłem sam z Maxem, kolejny raz nie dawałem sobie z tym rady. Nie nadaje się do tego, ale za nic w świecie nie chciałbym, by teraz było inaczej. Nadal się uczę być ojcem, Lucy mi ufa, a ja nie chcę zawieść jej zaufania. Skłamałbym mówiąc, że nie bałem się z nim zostawać. Cholernie się bałem, ale jestem jego ojcem. I tak w ostatnim czasie odsunąłem się od syna. Unikałem spędzenia z nim czasu. Zastanawiam się jakby wyglądało teraz moje życie, gdybym kilka miesięcy temu, zniknął z ich życia. Na pewno nie byłoby mnie w Miami, żyłbym tak jak kiedyś czy zjadłyby mnie wyrzuty sumienia, że stchórzyłem? Już się tego nie dowiem. I chyba nie chcę się dowiadywać. Jestem tutaj, podjąłem się do bycia ojcem, zakochałem się. I co mogło pójść nie tak? Wszystko poszło nie tak. Jestem wdzięczny, że nadal żyję, że mój syn żyje. Jesteśmy bezpieczni, ale jestem doszczętnie zniszczony. Cholernie się boję tego, że zniszczyłem życie własnemu dziecku. Nienawidzę siebie za to.

Z rozmyślań wyrwał mnie głośny płacz Maxa. Odwróciłem się i szybko do niego podszedłem. Przeklnąłem pod nosem, widząc, że się poparzył.

- Mówiłem, że nie możesz do tego podchodzić, Max! - powiedziałem zbyt ostro. Cholera. - Chodź tu.

Zabrałem go kolejny raz na ręce. Włączyłem zimną wodę i włożyłem pod nią rękę syna.

- Prosiłem Cię, Max. Nie możesz do tego podchodzić. - pocałowałem go w czoło. - Mogłeś sobie zrobić coś gorszego.

Kolejny dowód, że nie nadaje się na ojca, choć się staram. Nigdy się nie nauczę nim być. Zakręciłem wodę, postawiłem Maxa na podłodze, a ten od razu podszedł do kuchenki.

- Max, cholera jasna! - odciagnąłem go. - Chodź tu piromanie mały. Co w Ciebie dzisiaj wstąpiło? - mruknąłem pod nosem.

Trzymałem go za rękę, by kolejny raz nie podszedł do ognia, a drugą ręką wyciągnąłem maść na oparzenia. Kucnąłem przed synem i rozsmarowałem mu na dłoni.

- Gdzie mama?

Dobre pytanie. Nie mam pojęcia gdzie ją wywiało, a gdy pytałem, odpowiedziała wymijająco, co w ogóle mi się nie spodobało. Sam nie jestem aniołkiem, ale wcale nie podoba mi się to, że coś ukrywa. Jestem zazdrosny? Tak. Czy szlag mnie trafia, wiedząc, że coś przede mną ukrywa? Jak najbardziej.

- Nie wiem, gdzieś poszła. Niedługo powinna wrócić.

Wyłączyłem kuchenkę, gdy ziemniaki się ugotowały. Włożyłem garnek do zlewu. Przetarłem ręce, a wtedy rozległ się dzwonek do drzwi. Złapałem Maxa za dłoń i poszedłem otworzyć. Chyba wszystkich bym się spodziewał, ale na pewno nie tego osobnika. Max schował się za moją nogą.

- Mogę wejść? - zrobiłem przejście.

- Idź się pobaw, synku. - zwróciłem się do syna. - Skąd wiedziałaś, gdzie mnie znaleźć?

- W ostatnim czasie było dość o was głośno. - wzruszyła ramionami. - Od kiedy masz syna?

- Dowiedziałem się o nim kilka miesięcy temu. Po co tu przyszłaś? Szczerze liczyłem, że po tym jak pozbyliście się mnie z firmy, już się z tobą nie zobaczę.

- Właśnie chodzi o firmę, a przy okazji chciałam sprawdzić jak się czujesz. Gdy dowiedzieliśmy się o twoim wypadku.. - spojrzała na Maxa. - A potem o tym, że zaginąłeś..

- Nie chcę o tym rozmawiać, do rzeczy, Cora.. Czego ode mnie chcecie?

- Zmienił się nasz szef. Mój ojciec już nim nie jest, firma popadła w kłopoty. Potrzebujemy Cię tam. Byłeś świetnym pracownikiem i jako jedyny potrafiłeś rozmawiać z klientami tak, by nie rezygnowali z kontraktem. Nowy Jork nadal jest otwarty.

Przetrwanie [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz