Lucy
- Trzymasz się jakoś? - oderwałam wzrok od szyby w samochodzie i spojrzałam na Dominica. - Kiedy ostatni raz coś jadłaś?
- Rano. - skłamałam. - Jak mogliśmy o tym zapomnieć? Jak mogliśmy zapomnieć, że on dostawał te cholerne wiadomości?
Gdy tylko Dominic wspomniał o wiadomościach, wpakowaliśmy się do auta i pojechaliśmy na komisariat. Nie wierzę, że mogliśmy zapomnieć o czymś tak istotnym. Przecież to od razu rzuciłoby inne światło na całą sprawę.
- Ile już czasu minęło? Dziesięć, jedenaście dni? A my, kurwa zapomnieliśmy!
Schowałam twarz w dłoniach. Miałam już dość tego wszystkiego. Chciałam by to wszystko się już skończyło. Nie mogę w nocy spać, nie potrafię zjeść pełnego posiłku. Wykańcza mnie to wszystko. Nie wierzę, że Sophie posunęłaby się do czegoś takiego. Mogła ich zabić! O ile już tego nie zrobiła! Samochód, w którym siedziałam zwolnił, a po chwili się zatrzymał. Dominic włączył światła awaryjne i wysiadł. W sekundzie znalazł się przy mnie. Kucnął przy samochodzie i złapał mnie za dłonie.
- Lucy, znajdą ich. W końcu mają trop, będą ją śledzić. Jeśli to ona zrobiła, w końcu popełni błąd i zaprowadzi nas do nich. Wiem, że jest Ci ciężko, wiem, że boisz się o syna i o mojego brata, ale nie możemy myśleć, że oni nie wrócą. Wrócą do nas. - pociągnęłam nosem. - Chodź tutaj.
Odpięłam pas i wysiadłam z samochodu. Od razu znalazłam się w ramionach Dominica. Chciałabym by były to ramiona Luci. Zamknęłam oczy i się rozpłakałam. Przecież nic złego nie zrobiliśmy. Dlaczego nas to spotkało? Co takiego zrobiliśmy?
- Dziękuję. - szepnęłam. - Zabierz mnie do domu.
Pogładził mnie po plechach i odsunął się z czymś co miało przypominać uśmiech. Wsiadłam do jego samochodu i zamknęłam oczy. Ręce mi drżały, nie wiedziałam co z nimi zrobić. Schowałam je między uda i wbiłam wzrok w szybę.
- Zapnij pasy. - głos Dominica przedarł się do mojego umysłu. - Lucy, wszystko w porządku?
- Co? Tak, tak, już zapinam. - gdy to zrobiłam, Dominic ruszył.
Gdy po kilkunastu minutach jazdy w ciszy, zaparkował przed moim domem, odpięłam szybko pas i wysiadłam. Upadłam na kolana i zwymiotowałam. Łzy zaczęły płynąć po mojej twarzy. Nienawidziłam w sobie tego, że byłam tak słaba. Nienawidziłam Luci, że zniknął i nie daje żadnego znaku życia. Nienawidzę Sophie, bo jeśli miała z tym coś wspólnego, zabiję ją.
- Cholera. - Dominic znalazł się obok. - Dasz radę wstać? - oparłam się o jego samochód. - Lucy, cholera, źle wyglądasz.
- Dzięki, ty też nie najlepiej. - westchnął. - Przepraszam.
- Chodź do domu.
Trzymał mnie gdy szliśmy do domu. Odwróciłam głowę w lewo i kolejny raz zwymiotowałam.
- Jesteś w ciąży? - kiwnęłam przecząco głową. - Kiedy ostatni raz coś jadłaś? Nie kłam, że rano. - kucnął przede mną. - Lucy, kiedy jadłaś?
- Kilka dni temu. - przetarłam usta koszulką, chciało mi się płakać. Byłam taka słaba.
- Daj klucze do domu, zrobię coś do jedzenia.
Wyciągnęłam klucze z kieszeni, odebrał je ode mnie i zaprowadził mnie do sofy. Położyłam się na niej wtulając głowę do poduszki, a on poszedł do kuchni i zaczął robić jedzenie.
- Twoja mama o której ma wrócić? - po dłuższej chwili się odezwał.
- Wieczorem.
- W takim razie zostanę dopóki nie wróci. - kiwnęłam głową. Nie miałam ochoty na rozmowy.