Luca
Był środek nocy, a mnie czekała kolejna nieprzespana noc. Siedziałem na schodach przed domem, owinięty szczelnie kocem i patrzyłem w gwieździste niebo. Nie chciałem się nad sobą użalać, moje życie i tak już było do bani, a dobijanie się samemu, nic dobrego nie przyniesie. W dzień jakoś funkcjonuję, szukam sobie zajęcia, by odciągnąć myśli. To noce są najgorsze. Albo budzę się zlany potem albo w ogóle nie śpię. Dlatego też zdecydowałem, że nie będę nocować u Lucy. Nie chcę jej dodatkowo martwić. Już i tak za dużo ma na głowie, nie chcę być dla niej ciężarem. Obiecałem jej, że zgłoszę się o pomoc, tak też zrobię. Nie zaszkodzi spróbować. Jak nie przyniesie to efektów, po prostu to przerwę i jakoś sam dam sobie radę. Albo sam sobie wmawiam, że dam radę.
Zmrużyłem oczy gdy światła jakiegoś samochodu, oślepiły mnie. Jakie było moje zdziwienie, gdy samochód zatrzymał się przed moim domem. Kogo tu niesie? W dodatku w środku nocy? Nie widziałem twarzy kierowcy, samochodu również nie rozpoznawałem. Lekceważąco wzruszyłem ramionami, nie ruszając się z miejsca. Dopiero gdy światła zgasły, wyostrzyłem wzrok i zobaczyłem twarz. Twarz, którą znałem bardzo dobrze. Owinąłem się szczelniej kocem i zignorowałem nieproszonego gościa. Wysiadł z samochodu i do mnie podszedł. Bez słowa usiadł obok i wyciągnął paczkę papierosów, po czym włożył pomiędzy usta jednego papierosa i odpalił. Słaby ogień z zapalniczki oświetlił nasze twarze. Pokiwałem przecząco głową gdy wyciągnął paczkę w moją stronę. Szczerze nie miałem ochoty na jego towarzystwo, nie zamierzałem się odezwać pierwszy. Tkwiliśmy w milczeniu dopóki nie wypalił papierosa.
- Dziękuję.
Zerknąłem na niego kątem oka. Zignorowałem jego słowa. To, że jemu odpuściłem, a jego siostra siedzi za kratkami, nie znaczy, że zapomniałem, że też tam był. Miałem wątpliwości czy dobrze zrobiłem, ale nie było już odwrotu. Policja zaczęła by węszyć, a chciałem w końcu ruszyć dalej i zostawić to daleko za sobą. Mam tylko nadzieję, że nie popełniłem błędu.
- I przyjechałeś w środku nocy by powiedzieć głupie dziękuję? Nie wpadłeś na to, że mogę spać?
- Jak widać, nie śpisz. - uśmiechnął się. - Obserwowałem Cię przez kilka dni. - pokręciłem głową. - Jednak nigdy nie miałem odwagi podejść.
- Już mnie nawet nie dziwi, że jestem obserwowany przez psychopatów. Powoli stało się to rutyną.
- Chciałem Ci podziękować i sprawdzić jak się trzymasz. I przeprosić, że to wszystko trwało tak długo.
- Odpuściłem Ci tylko ze względu, że nam pomogłeś. - wbiłem wzrok w tablicę rejestracyjną. - Nie wydałeś nas, ale zniknij z naszego życia. Zapomnij, że moja rodzina istnieje.
- W takim razie już pójdę. - podniósł się. - Dobrze Cię widzieć całego.
- To tylko skorupa. - mruknąłem pod nosem. - Mateo, ja też dziękuję.
Kiwnął głową i wsiadł do samochodu. Patrzyłem jak odjeżdża. Jakiś ciężar ze mnie spadł. Oparłem się plecami o barierkę i zamknąłem oczy. Nie mam pojęcia, w którym momencie odleciałem. Zasnąłem na zewnątrz, przed drzwiami do własnego domu. Każda dawka snu mi się przyda. Nie ważne gdzie. Ważne, by choć na chwilę się przespać.
Ocknąłem się, słysząc ruch uliczny. Byłem owinięty szczelnie kocem. Mimo, że słońce dawało po oczach, było mi zimno. Z jękiem się podniosłem i wszedłem do domu. Zrzuciłem z siebie koc i wziąłem telefon do ręki. Przeklnąłem pod nosem widząc nieodebrane połączenia od Lucy. Zerknąłem na zegar, była prawie dwunasta. Kurwa, miałem być u niej na śniadaniu! Wybrałem jej numer, niemal od razu odebrała.