2.

680 32 1
                                        

Luca

- Chyba nie najlepiej się trzyma. To będą smutne święta, prawda? Brata nawet masz przystojnego, pewnie nie może się doczekać aż mu się dziecko urodzi. Jak jej tam, Lily?

Szarpnąłem się wydając z siebie niezidentyfikowany odgłos, który został stłumiony przez taśmę na ustach. Skąd ona to wszystko wie? Skąd wie, że mój brat spodziewa się dziecka? Skąd wie jak się nazywają? Patrzyłem na ich zdjęcie i nie potrafiłem przestać. Cholernie za nimi tęsknię. Rzuciła zdjęcie na moje kolana i pokazała kolejne, na których byli moi rodzice. Odwróciłem wzrok, ale zmusiła mnie bym kolejny raz na nie spojrzał. Nigdy nie byłem idealnym synem, robiłem co chciałem, chodziłem swoimi ścieżkami, ale teraz oddałbym wszystko by móc do nich iść i po prostu przytulić, powiedzieć, że jakoś to będzie. Jeśli jakimś cudem mi się uda przetrwać, przysięgam, że pogodzę się ojcem. Nie był idealnym ojcem, ale ja też nie byłem idealnym synem. Nie chcę umierać! Kurwa, nie chcę się żegnać z tym światem! Szarpnąłem się i próbowałem coś powiedzieć, ale to było niemożliwe. W oczach stanęły mi łzy. Zamknąłem oczy i bezradny oparłem głowę o zimną ścianę. Pozwoliłem by łzy spływały mi po twarzy. Wiedziała jak trafić w czuły punkt. Wiedziała, że moim czułym punktem jest rodzina.

- Jak się nosi miano beznadziejnego syna? - zignorowałem jej słowa. - Miałeś dom wart miliony, dobrze płatną pracę, wypasiony samochód, który pewnie kosztował fortunę i patrz jak skończyłeś. - wbiłem w nią niewyraźny wzrok. - Masz mały dom, samochodu już nie masz, nie masz też pracy. Spadłeś na dno i nie potrafisz z niego wyjść. Już nie będziesz miał okazji, ciesz się ostatnimi godzinami życia. Twojemu dziecku też bym to radziła, jego śmierć Cię złamie, co? Później mi powiedz jak to jest patrzeć na śmierć własnego dziecka.

Wszystkie włosy na ciele stanęły mi dęba. Ostatnie godziny życia. Nie brzmi to dobrze. Brzmi to kurewsko źle. Nie chcę umierać! Chcę żyć! Zamknąłem oczy czując kolejną dawkę łez. Muszę się stąd wydostać, zabrać syna i uciec. Przecież muszą popełnić jakiś błąd. W końcu się potkną, a ja będę miał okazję to wykorzystać. Chcę wrócić do domu. Do Lucy i mojej rodziny. Nie chcę by przychodzili do mnie na cmentarz. Chcę by mój syn dorastał, by był szczęśliwy.

Jestem beznadziejnym synem.
Jestem beznadziejnym bratem.
Jestem beznadziejnym partnerem.
A przede wszystkim beznadziejny ze mnie ojciec, bo nie potrafiłem zapewnić bezpieczeństwa własnemu dziecku.

Spuściłem głowę gdy zostałem sam. Zacząłem się szarpać, mając głupią nadzieję, że uwolnię swoje ręce, nie udało się. Nie miałem szans nas stąd wyciągnąć. Nie ufam ani trochę Mateo, który karmi mnie swoimi słowami, że nas wyciągnie. Nie wierzę mu, ale to może być moja ostatnia deska ratunku i jeśli będę musiał się jej złapać, zrobię to. Muszę się liczyć też z faktem, że mogę upaść na dno i pożegnać się ze swoim życiem. Zawyłem i kolejny raz się szarpnąłem gdy ktoś wszedł do środka. Było tu ciemno, nie widziałem twarzy, ale po krokach rozpoznałem, że to Mateo. Żarówka, która dawała tu światło, spaliła się już jakiś czas temu i jestem cały czas pogrążony w ciemnościach. Nie mam nawet jebanego małego okna, które dawałoby światło!

- Trzymasz się? - usłyszałem jego głos, a po chwili latarka w telefonie oświeciła pomieszczenie. - Jak się czujesz? - odkleił mi taśmę z ust. Skrzywiłem się.

- Jak mam się czuć?! - wyplułem z siebie. - Jak mam się czuć będąc zamknięty tutaj chuj wie ile bez jedzenia i bez picia?! Nie wiem co mnie czeka! Nie mam pojęcia co planujecie! Czuję się, kurwa wyśmienicie! Nigdy w życiu nie czułem się lepiej!

- Wyciągnę was stąd. - pokręciłem głową. - Chcą was wywieźć, wtedy Ci pomogę.

- Kłamiesz! - rzucił mi butelkę na kolana. - Co takiego wam zrobiłem?! Co wam zrobiłem, że chcecie się mnie pozbyć?! Karmisz mnie głupią nadzieją, że nam pomożesz, a tak naprawdę nie masz zamiaru tego zrobić!

Przetrwanie [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz