6.

577 28 1
                                    

Luca

Gdy w końcu udało mi się znaleźć wyjście z lasu, byłem padnięty i obolały. Gdy stanąłem na ścieżce, z radością odkryłem, że wiem gdzie jestem. I wiem jak trafić do domu. Całą noc szedłem przed siebie trzymając śpiącego Maxa na rękach. Już mi odpadają, ale nie mam serca go obudzić. Z koszulki, którą podarował mi Mateo, zrobiłem niby chustę, która go podtrzymywała. Nie miałem pojęcia, że tak umiem, ale się udało i przespał całą noc w moich ramionach. Zażyłem leki przeciwbólowe, które chciały mnie zmieść z planszy, ale im się nie dałem i po chwili słabości wziąłem się w garść i ruszyłem dalej. Nie mogę sobie pozwolić teraz na przerwę gdy jestem już na ostatniej prostej. Wiem gdzie mam iść i wiem jaki jest dzisiaj dzień. Jeszcze dzisiaj chcę być w domu. Skoro mówili, że Lucy dostała wiadomość, że dzisiaj mamy umrzeć, nie chcę wiedzieć co ona musi teraz przeżywać. Co musi przeżywać od tygodni. Spędziliśmy w zamknięciu prawie miesiąc, ten czas był najgorszym okresem w moim życiu, ale go wytrzymałem i teraz mam zamiar zrobić wszystko by w końcu pojawić się w domu, choć mam co raz mniej siły, jestem głodny i ból daje o sobie znać.

- Tata. - spojrzałem na syna. - Pić.

Wyswobodziłem syna z koszulki, którą był owinięty i postawiłem go na ziemi. Wyciągnąłem butelkę wody z plecaka i mu podałem. Sam wziąłem drugą i jednym łykiem prawie ją oprożniłem. Sięgnąłem po coś do jedzenia i usiadłem na żwirowej drodze, Max usiadł przy moim boku i ufnie się we mnie wtulił. Uśmiechnąłem się na ten gest. Właśnie dlatego bałem się być ojcem, bałem się, że skrzywdzę Maxa i jego matkę. Tak też się stało. Jestem beznadziejnym przypadkiem. Nie nadaję się na dłuższą metę do niczego, muszę to przyznać. Nie wiem co będzie gdy w końcu uda nam się wrócić. Max będzie w końcu w domu, a co się ze mną stanie, to już inna bajka. Zobaczymy. Spojrzałem na syna, który pochłaniał kanapkę i zastanawiałem się czy jak dorośnie, będzie pamiętał o tym co się stało. Czy będzie na mnie patrzył jak na faceta, który sprowadził na niego piekło?

- Przepraszam Cię synku za wszystko. - objąłem go ramieniem. Zacisnąłem zęby z bólu. - Zjemy i wracamy do mamy?

Energicznie pokiwał głową. Uśmiechnąłem się. Rozejrzałem się po okolicy i odetchnąłem z ulgą. Wolność. W końcu. Oparłem się dłońmi o drogę i się podniosłem, próbując nie zadawać sobie bólu, ale nie wyszło mi to. Jęknąłem gdy stanąłem na nogach. Cały ciężar ciała utrzymywałem na lewej nodze i niech to szlag, ale już nie mam siły. Prawa nogą już nie krwawiła, ale cholernie bolała i leki nie potrafiły tego zatrzymać. Chcę tylko doprowadzić Maxa do domu, czy mi się uda przeżyć, tego nie wiem. Jeśli nie to chcę mieć wcześniej stuprocentową pewność, że Max będzie w bezpiecznym miejscu.

Lucy

Podskoczyłam w miejscu gdy przyszła mi wiadomość w telefonie. Przełknęłam ślinę i spojrzałam na wszystkich w domu. Mama przestała przygotowywać jakieś jedzenie, a rozmowy rodziców Luci z Dominiciem i Lily, ucichły. Drżącą dłonią sięgnąłem po telefon. Nigdy w życiu nie bałam się odczytać wiadomości. Dominic, który chyba z nas wszystkich najlepiej się trzymał, do mnie podszedł i zabrał mi telefon. Odblokował go i zerknął na wyświetlacz. Ulga jaka wpłynęła na jego twarz była za bardzo widoczna. To nie o nich. Zamknęłam oczy gdy pojawiły się w nich łzy i usiadłam. Niech ten cholerny dzień się już skończy i nie przychodzi już żadna wiadomość. Wzięłam od niego telefon gdy mi go oddał i poszłam do pokoju. Chciałam być sama. Zamknęłam oczy gdy położyłam się na łóżku.

- Jesteś moim niebem, a jednocześnie piekłem na ziemi.

- To ty jesteś moim piekłem.

- Uważaj by się nie sparzyć.

Od samego początku był moim piekłem, ale ja to piekło pokochałam. Od samego początku mówił, od samego początku uprzedzał, że nas skrzywdzi. Nie zrobił tego. To nie on nas skrzywdził. Jak znam Luce, jeśli żyje, obwinia się o to, ale to nie jego wina. Nie mógł nic zrobić, nie mógł tego przewidzieć.

- Mogę na chwilę? - odwróciłam się w stronę drzwi, w których stał ojciec Luci. Był wykończony.

- Tak, niech pan wejdzie.

Nie miałam ochoty na rozmowy, ale nie miałam też serca by go wyrzucić. Dużo ze sobą rozmawialiśmy przez ostatnie tygodnie i zdążyłam zauważyć podobieństwo między nim, a swoimi synami. Wszyscy byli uparci. Nic dziwnego, że się kłócą gdy każdy chce postawić na swoim.

- Ten dzień miał być inny, to miały być nasze pierwsze święta. Pierwsze święta, które Max spędzi z ojcem. - szepnęłam. - A teraz tylko czekam na wiadomość, która mnie zniszczy. Mam głupią nadzieję, że mu się udało, że uciekli, ale to nie miało szans się udać. Luca jest w okropnym stanie. Nie da rady sam.

Zamknęłam oczy gdy objął mnie ramieniem. Spłynęło mi kilka łez. To wszystko miało wyglądać inaczej, nasze życie miało wyglądać inaczej. To niesprawiedliwe. Dlaczego spotkało to nas? Nie mogło kogoś innego? Nie zasłużyliśmy na coś takiego. Westchnęłam i zbeształam się w duchu za swoje myśli. Nikomu tego nie życzę. Nikt nie powinien przez takie piekło przechodzić.

- Luca to silny facet i jeśli jakimś cudem udało mu się uciec, nie podda się. Jeśli żyje, przyprowadzi tutaj Maxa. Nie zawsze się dogadywaliśmy, ale znam swojego syna. Dla rodziny jest w stanie wiele wytrzymać i zrobić.

- Nie na wszystko mamy wpływ. Jest w takim stanie, że zapewne nie może stanąć na nogi. Chcę wierzyć, że otworzę drzwi i będą po drugiej stronie. Jednak to wszystko trwa tak długo. Chcę zostać sama, przepraszam.

- Rozumiem. Zejdź coś zjeść. - kiwnęłam przecząco głową. - Nic dzisiaj nie jadłaś.

- Nic nie przełknę. Dziękuję.

Kiwnął głową i wyszedł. Gdy zostałam sama, podniosłam się i podeszłam do okna. Zapadł już zmrok. W domach obok, rodziny spędzały ze sobą czas, były szczęśliwe. Odstawili problemy na bok by spędzać czas z rodziną. Zamknęłam oczy i odeszłam od okna. Złapałam się za brzuch gdy w nim zaburczało. Byłam cholernie głodna, ale przez cały dzień nie potrafiłam nic zjeść. Wyszłam z pokoju, rozmowy ucichły gdy zeszłam po schodach. Wymusiłam uśmiech i usiadłam przy stole gdzie wszyscy byli. Drżącymi dłońmi nałożyłam sobie zupy. Może uda mi się zjeść choć trochę. Spojrzałam na ojca mojego faceta i skinęłam mu głową. Uśmiechnął się i wziął za jedzenie. Nie chciałam też sprawiać więcej przykrości mamie, wiem, że się o mnie martwi, o wnuka i o swojego ulubieńca. Nie chcę już więcej dokładać jej zmartwień. Zamarłam z łyżeczką przy ustach gdy usłyszeliśmy uderzenie w drzwi.

Luca

Kurwa, dotarłem. Dotarłem do domu. Jesteśmy tutaj. Jesteśmy w domu. Gdy zapadł zmrok, Max kolejny raz zasnął w swojej niby chuście i w moich ramionach, a ja szedłem cały czas przed siebie by jak najszybciej znaleźć się w miejscu, w którym jestem teraz. Jestem w domu. Jesteśmy, kurwa, w domu! Walnąłem pięścią w drzwi i opadłem na kolana, nie miałem siły stać. Nie miałem już siły. Czemu nie otwierają?! Przecież świeci się światło! Musieli słyszeć! Walnąłem drugi raz w drzwi. No otwórzcie!

- Otwórzcie drzwi, proszę. - szepnąłem. - Otwórzcie nam.

Oparłem się o barierkę i przytuliłem do swojej piersi śpiącego Maxa. Zamknąłem oczy, byłem wyczerpany, zmęczony i obolały. Obudziłem Maxa i postawiłem go na nogi.

- Mama! Mama! - dotknął drzwi. - Mama!

Spojrzałem na drzwi gdy się otworzyły, a Max wbiegł do środka. Podniosłem wzrok widząc przed sobą sylwetkę.

- Luca, matko boska! Gdzieś ty był?!

Podszedł do mnie i złapał za ramiona by pomóc mi się podnieść. Zrobiło się zamieszanie, ktoś dzwonił na policję, ktoś na pogotowie. Ciągnąć za sobą nogi, z pomocą ojca, wszedłem do środka. Rozmazanym wzrokiem próbowałem namierzyć Lucy i małego. Gdy to zrobiłem, w oczach stanęły mi łzy. Nadal trzymany przez swojego ojca, zrobiłem krok w ich stronę. Spojrzała na mnie, zerwała się na równe nogi i do mnie podbiegła niemal rzucając mi się na szyję. Jęknąłem gdy mnie objęła i pocałowała.

- Przepraszam Cię za wszystko. - szepnąłem. - Przepraszam.

To były ostatnie słowa, które wypowiedziałem, i które usłyszałem. Max był bezpieczny, a to było najważniejsze. Spojrzałem na resztę osób w domu i runąłem na ziemie tracąc przytomność. Jesteśmy w domu. Max jest w domu. Wróciliśmy do domu w dzień, w którym mieliśmy umrzeć. Jesteśmy wolni i bezpieczni. Ten horror się skończył. Jeśli mam umrzeć, mogę teraz to zrobić. Jestem już pewny, że mój syn będzie bezpieczny.

Przetrwanie [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz