9.

577 25 3
                                    

Luca

Gdy tylko stanąłem na nogi o własnych siłach, wypisałem się na własne żądanie. Nie obyło się bez sprzeciwu mojej rodziny, wywiązała się sprzeczka, ale widząc mój upór, poddali się. Wiedzieli, że nic nie wskórają, podjąłem decyzję i nikt nie był w stanie mnie przekonać, by ją zmienić. Nie czułem się jeszcze do końca na siłach, ale było lepiej niż na samym początku. Nadal byłem osłabiony, nie miałem siły i szybko się męczyłem, jednak do formy chcę wrócić w domu. Chcę w końcu odpocząć. I zapomnieć. Wmawiam sobie, że jest po wszystkim, że jestem bezpieczny, że Max jest bezpieczny, ale jestem zniszczony. Moja psychika mnie niszczy. Z tym poradzić sobie nie umiem, szczególnie gdy jestem sam ze sobą.

- Jesteś zjebany, Luca. - szepnąłem sam do siebie i wziąłem łyk piwa. - Jesteś nic nie wartym śmieciem, nie zasługujesz na Lucy i Maxa.

Odłożyłem butelkę na blat w kuchni i oparłem się o niego rękami. Miasto, które uważałem za swoje miejsce na ziemi, stało się dla mnie znienawidzonym miejscem na całym świecie. Muszę stąd wyjechać, zmienić otoczenie. Odciąć się od tego miejsca. Oparłem głowę o blat, miałem ochotę nią walić, pozbyć się wspomnień.

- Przestań się nad sobą użalać, kretynie. Weź się w garść i zacznij żyć.

Podniosłem głowę, słysząc przekręcający się zamek w drzwiach. Wypiłem do końca piwo i wyrzuciłem butelkę do kosza. Uśmiechnąłem się gdy drzwi się otworzyły, a w nich pojawiła się Lucy. Nie wiem czy nadal jest zła za naszą ostatnią sprzeczką, ale skoro tutaj przyjechała, nie jest chyba tak źle. Podeszła od razu, bez żadnego przywitania do kuchni i włączyła ekspres. Czyli nadal jest zła. Odwróciłem się w jej stronę, ale nie podszedłem do niej. Dopiero gdy pociągnęła nosem, zdecydowałem się podejść.

- Ej, co się dzieje? - przytuliłem ją do siebie. - Czemu płaczesz?

Wtuliła się we mnie, ale nie odezwała się ani słowem. Pogładziłem ją po plecach, całując ją w czubek głowy. Zaciągnąłem się jej zapachem, którego mi tak cholernie brakowało. Mocniej ją do siebie przytuliłem, gdy kolejny raz pociągnęła nosem. Nienawidziłem gdy płakała. Byłem już zniszczony, jej łzy niszczyły mnie jeszcze bardziej.

- Skarbie.. - szepnąłem. - Co się dzieje?

- Ty dupku. - uderzyła mnie drobną pięścią w klatkę. - Ty pieprzony dupku. - uniosłem brwi. - Jak mogłeś mi to zrobić? Jak mogłeś mnie zostawić samą? Jak mogłeś tak po prostu zniknąć? Jak ja Cię, kurwa nienawidzę.

- Już jestem, słońce. - szepnąłem. - Już z tobą jestem. Już po wszystkim. Już jestem. Nie płacz, świnko.

- Tak się o was bałam. - szepnęła. - Bałam się, że już nigdy was nie zobaczę.

- Wiem, skarbie, wiem. Ja też się bałem.. jestem już z tobą. Wróciłem. - pocałowałem ją. - Jeśli chcesz się na mnie wyżyć, śmiało. - uśmiechnąłem się kącikiem ust. - Jeśli Ci to pomoże, możesz mnie wyzywać ile chcesz.

- Przepraszam. - złapała mnie za rękę. - Nie obwiniam Cię, nie miałeś na to wpływu, nie mogłeś nic zrobić.

- Już dobrze. Jesteśmy bezpieczni. - złapałem ją za brodę i nakierowałem wzrok na mnie. - Nie płacz, już jest wszystko dobrze.

Kiwnęła głową i starła łzy. Usiadła z kubkiem kawy na sofie i podciągnęła nogi pod brodę. Usiadłem za jej plecami, objąłem ją i pocałowałem w tył głowy. Zamknąłem oczy. Tęskniłem za tymi chwilami.

- Wiesz jaki jutro jest dzień? - spojrzała na mnie.

- Sylwester. - uśmiechnąłem się. - Wtedy pierwszy raz się spotkaliśmy. - przygryzła wargę i kiwnęła głową. - Szkoda, że mam luki z tego dnia w pamięci.

Przetrwanie [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz