8

598 32 2
                                    

Obudziły mnie głosy rozmowy, dochodziły zza moich drzwi.Wrócił. Słyszałam wyraźnie jego głos, nieznoszący sprzeciwu, rozkazujący. Nie musiałam się zbytnio wysilać by zrozumieć o czym mówił.

-Panienka śpi, jest zmęczona. Proszę jej nie budzić. - Proszący głos Marii wybrzmiał delikatnie. Ta kobieta narażała się na jego gniew by nie wtargnął do mojego pokoju. Moje ciało spięło się na samą myśl o tym, że mógłby tu wejść. Ale on był u siebie a ja byłam na jego łasce.

-Nie interesuje mnie to. A ciebie nie powinno tym bardziej. Nie tobie orzekać, co mogę robić we własnym domu. - Zakończył Nathaniel, poczym zaczął otwierać drzwi. - Możesz już odejść. Zajmij się śniadaniem! Od tego tu jesteś. - Wszedł do pokoju i zamknął drzwi. 

Leżałam spięta, udając, że śpię. Starałam się wyrównać oddech. Powolne, spokojne wdechy i wydechy. A w środku cała drżałam ze strachu, że mnie dotknie, że sięgnie po mnie i weźmie tak jak będzie chciał. Czułam, że mnie obserwuje. Stał i patrzył, wiedziałam, że tak robi, a ja walczyłam z chęcią sprawdzenia jak blisko mnie jest. Słuch miałam wytężony do granic możliwości. Nie chciałam zdradzić, że nie śpię, więc ciągnęłam tę farsę tyle ile mogłam. Minuty ciągnęły się w nieskończoność, a on tam stał. Słyszałam jego oddech. Nie ruszył się na krok. Czaił się i czekał. Ciszę przerwało pukanie do drzwi.

-Przepraszam. Przy bramie jest jakiś mężczyzna na motocyklu i prosi o jej otwarcie. Nigdzie nie mogę znaleźć Stephen'a a ten mężczyzna wciąż tam czeka. - Powiedziała  Maria. 

-Już idę. Sam go wpuszczę. - Warknął i wyszedł.  

Poczułam ogromną ulgę, lecz zdawałam sobie sprawę, że to tylko chwilowe i niedługo będę musiała stawić mu czoła. Mogłam się tylko modlić by nie nastąpiło to zbyt szybko. Najchętniej skończyłabym ze sobą ale to byłoby tchórzostwo i grzech, nie byłam taka, zawsze starałam się stawić czoła przeciwnościom i teraz też musiałam. Miałam cel i chciałam do niego dotrzeć. Przetrwanie tego będzie cholernie trudne ale nie miałam wyjścia. Bałam się czy dam radę. Moje rozmyślania przerwał dźwięk motocykla wjeżdżającego pod dom. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Na wielkiej czarnej maszynie siedział mężczyzna, ogromny mężczyzna. Widziałam jak się rozgląda dopóki nie wyszedł do niego Nathaniel, podał mu rękę w geście przywitania a on nawet nie drgnął. Ciekawiło mnie kim był mężczyzna, który go zlekceważył. Po chwili zszedł z motoru i razem weszli do środka.  To czym się zajmowałam było tak mało istotne a jednocześnie odciągało mnie od nawiedzających myśli. Nie chciałam by tak było, jednak gdy zamykałam oczy, widziałam i czułam wszystko co mi zrobił. Zamyślona nie usłyszałam gdy wszedł do środka. Gdy się odezwał, drgnęłam, instynkt podpowiadał uciekaj, lecz strach wygrał. Sparaliżowa czekałam na jego ruch. 

-Widzę, że jednak postanowiłaś wstać, szybko jak na osobę, która jeszcze nie tak dawno głęboko spała. Prawda? - Zapytał szyderczym głosem.

-Ja, usłyszałam dźwięk motocykla, nie widziałam go nigdy na żywo. Byłam, byłam ciekawa. - Plotłam bez sensu. Postanowiłam dalej udawać, że nie wiedziałam o jego byciu w moim pokoju gdy spałam. - Skąd wiesz, że przed chwilą spałam? 

-Hmm, nie wiesz? Byłem u ciebie zanim przyjechał mój gość. Nie graj ze mną. Nie lubię tego. Chyba nie chcesz mnie sprowokować. A może się mylę? Może właśnie to lubisz, może podobało ci się jak cię ukarałem? - Spytał.

 A ja milczałam. Nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Nie wiedziałam co go sprowokuje, czy musiałam odpowiadać na pytanie, na które miałam tylko jedną odpowiedź, a która mogła go rozzłościć. 

-Odpowiedz! - Krzyknął.-Nie umiesz już pyskować? Czyli wystarczyło jedno porządne rżnięcie i chodzisz jak w zegarku? Fantastycznie. Ciekawe czego jeszcze w ten sposób cię nauczę. Może tego żebyś nie robiła ze mnie głupca. Jak myślisz, czy mogę cię tego nauczyć? Bo chyba kurwa myślisz, że jestem jakimś frajerem, który nabierze się na twoje smutne oczy. Nie robi na mnie wrażenia ta mina biednego psiaka. Pytam po raz ostatni, lubisz mnie prowokować? Słucham!- Wysyczał mi prosto w twarz.

-Nie, nie lubię. Naprawdę nie wiem o co ci chodzi. Nie rozumiem. - Odpowiedziałam choć odpowiedź znałam bardzo dobrze. Przejrzał mnie, odkrył mój blef. 

-Myślisz, że nie wiedziałem, że nie śpisz? Widziałem, że udajesz. A żądałem jedynie odpowiedniego powitania. Wystarczyło kurwa wstać i powitać mnie jak należy. Ale ty wolałaś udawać śpiącą królewnę i robić ze mnie debila. - Złapał w garść moje włosy, szarpnął i przysunął usta do mojego ucha. - Należy mi się szacunek i tego muszę cię nauczyć. Niestety teraz nie mam na to czasu. Zabierzesz swoją dupę na dół i przywitasz mojego gościa. Najpierw jednak ogarniesz się tak bym nie musiał się wstydzić. - Odepchnął mnie i podszedł do drzwi. - W szafie masz niebieską sukienkę, załóż ją. I uczesz te włosy. Mówiłem, żadnego kurwa warkocza. Za piętnaście minut masz zjawić się w gabinecie. Radzę ci się nie spóźnić. - Rzucił na odchodne i wyszedł. 

Skóra głowy bolała mnie jak cholera, serce biło za szybko, walczyłam o oddech. Musiałam się ruszyć ale czułam się jak manekin. Pusta w środku. Bezwładna. Panika narastała i nic nie mogłam zrobić. A przecież miało być lepiej. Czy to o co prosiłam nie było mi dane? Wiara była głęboko zakorzeniona we mnie i nie umiałam bez niej funkcjonować. Jednak to co zrobił mi ten człowiek było sprzeczne z tym co opowiadał nam ojciec i co mówiły nauki, które pobierałyśmy. Według nich miałyśmy być bezpieczne i kochane w zamian za modlitwy, które nas prowadziły do miłości boga. Czy to wszystko mrzonki? Jeśli to co mówiono nam było kłamstwem i cała ta wiara była równa zeru? Przecież nikt nie mógłby być tak okrutny. To nie miało najmniejszego sensu.

Musiałam skończyć te rozmyślania bo znów mogły mnie wpędzić w kłopoty. Trzeba było wziąć się w garść i przetrwać to piekło bo tylko w ten sposób mogłam spróbować odnaleźć moją Leach. 

  Ubrana w pierwszą lepszą sukienkę, stałam przed lustrem i czesałam moje włosy.  Za każdym razem gdy szczotka dotknęła mojej głowy, mimowolnie się krzywiłam. To szarpnięcie było bolesne a skóra głowy nadal bolała mnie po ostatnim. On się już nie hamował. To tak teraz miało wyglądać moje życie? Miałam być jego pacynką? Do tego szykowano na całe nasze życie? Czemu nikt nam tego nie powiedział. Byłybyśmy przygotowane a może raczej tak właśnie miało być. To test wiary i ufności. Może to właśnie to. Zaczynałam wątpić w słowa i nauki jakie nam dano a to co mówiła Dalia zaczynało nabierać większego sensu. Kłóciłam się sama ze sobą. Byłam jak chorągiewka na wietrze. Potrzebowałam wyjaśnień ale nie miałam ich od kogo uzyskać. Teraz byłam posłuszną i zastraszoną owieczką. Marionetką w rękach sadysty. Nikim.

-Przepraszam kochana ale pan kazał cię pospieszyć. Chce byś poznała jego gościa. Więc może chodźmy już, bo jeszcze się na ciebie zezłości. - Spokojny głos Marii wyrwał mnie z rozmyślań. 

-Tak, oczywiście, już prawie jestem gotowa. Potrzebuję tylko twojej małej pomocy. Ta sukienka nie zakrywa wiele a właściwie nie zakrywa tego co chciałabym ukryć. Nathaniel kazał mi zakryć sińce ale kompletnie nie wiem jak to zrobić. Nigdy nie musiałam wiedzieć. - podałam jej pudełeczko w nadziei, że ona będzie wiedziała jak to zrobić.

Wzięła je ode mnie a z blatu podniosła małą gąbkę i zebrała odrobinę jasnego kremu na jej powierzchnię by po chwili delikatnie wklepać mi to w szyję. Zrobiła to szybko i sprawnie, nie  myślałam, że to takie łatwe. 

spojrzałam w lustro by zobaczyć czy faktycznie ten zabieg przykrył sińce na mojej szyi. Dla pewności zaczesałam włosy na ramię. Odwróciłam się do kobiety i posłałam jej delikatny uśmiech. Tak jakbym musiała przekonać ją, że wszystko będzie dobrze a sama tak naprawdę nie byłam tego pewna.

-Jestem gotowa. Możemy iść. 

  

                   



Rise #1 The SlayersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz