Krok za krokiem, naliczyłam ich trzydzieści. Tylko tyle lub aż tyle, było do miejsca, w którym miało okazać się jak wyglądać będzie moja przyszłość. Szłyśmy po krwisto czerwonym dywanie. Serce biło mi w piersi, tak mocno, aż miałam wrażenie, że wszyscy dookoła je słyszą. Stanęłyśmy na środku sali, tyłem do siebie. Ostatni raz złapałysmy się za ręce. Za chwilę nasze życie będzie wyglądać inaczej.-Córki, spuśćcie wzrok. Nadchodzi czas waszego przekazania .
Nie protestowałyśmy, nie było w tym najmniejszego sensu. Wpojono nam strach. Miałyśmy być posłuszne. Odkąd pamiętam, byłyśmy tresowane. Tak, Abigail miała rację. Musiałysmy to przeżyć. Gdzieś podświadomie widziałyśmy, że to złe, że tak być nie powinno. Ale miałyśmy tylko siebie i znałyśmy tylko to. Choć wewnętrznie się buntowałam, to wpajane posłuszeństwo zrobiło swoje.
-Gdy wyczytam wasze imię, ujrzycie przed sobą waszego dobroczyńcę, pamiętajcie, to dzięki niemu mogłyście doświadczyć tych przyziemnych dobroci. - głos Ojca niósł się po sali.
Gdyby nie było tak cicho, nie usłyszałabym cichego prychnięcia, dającego wątpliwość w słowa, które właśnie padły. Wiedziałam dokładnie od, której z nas ono pochodziło. Miałam nadzieję, że usłyszałam je tylko Ja.
-Abigail! Córko, masz nam coś do powiedzenia? Czyżby nie cieszyła cię wizja poznania twego Pana?- usłyszałam srogi głos.
-Nie Ojcze, nie mam. Musiałam odetchnąć, to z przejmującego szczęścia.
-Mam nadzieję, bo od dziś, nie ja, nie bracia ,będą cię dyscyplinować. Okaż mu wdzięczność córko. Nie przynieś mi wstydu. - ostrzegł ją.
Po tych słowach, wszystko było takie oczywiste. Zostałyśmy przekazane zupełnie obcym mężczyznom. Koniec naszego wspólnego życia, choć nie było tu sielsko, było to coś co znałyśmy. O świecie po za naszym ranczem, nie wiedziałyśmy za wiele. Jedynie tyle ile uważano, za stosowne nam przekazać. Technika oraz rzeczy doczesne były nam znane oczywiście, jednak na tyle byśmy nie wyglądały na kobiety wychowane w innej epoce. Nasz ojciec uważał, że technologia nie jest dla kobiet. Nasze miejsce było przy mężczyźnie i wedle jego uznania miałyśmy być traktowane. Tłumaczono nam, że musimy wiedzieć jedynie to co jest nam niezbędne. Nie miałyśmy zaśmiecać sobie głowy niczym innym. My miałyśmy o nich dbać i słuchać. Przez to świat zewnętrzny był nam obcy i przerażał każdą z nas.
-Ellie. Unieś swe wzrok i spójrz w oczy przeznaczeniu.
Zamarłam, strach przetoczył się przez moje ciało. Wyczułam ruch przed sobą. Bałam się podnieść głowę. Wiedziałam jednak, że muszę to zrobić. To posłuszeństwo, wpajane kary, przyniosły skutek. Byłam jak wytresowane zwierzątko.
Unosiłam głowę powoli, widziałam świecące czystością buty, nogawki spodni. Im wyżej podnosiłam wzrok l, tym bardziej biło mi serce. Miałam wrażenie, że zaraz odpłynę, zemdleję. Zebrałam w sobie całą odwagę, którą jeszcze w sobie miałam i spojrzałam przed siebie.
To co ujrzałam, było nie tym czego się spodziewałam. Patrzyłam na przystojnego i uśmiechniętego mężczyznę. Był inny niż się spodziewałam. Pamiętam, że pomyślałam, że ktoś taki nie może być zły. Przecież zło jest brzydkie, skalane a ten mężczyzna tak nie wyglądał.
Uśmiechnął się. Wyciągnął dłoń i chwycił moją by lekko pociągnąć mnie ku sobie. Zaskoczenie malujące się na mojej twarzy, rozśmieszyło go.
-Witaj. Ellie. Czekałem niecierpliwie i już nie wypuszczę Cię.
Głos miał gładki, miły dla uszu. Oniemiała poddałam się i niemo wpatrując w jego twarz , czekałam . Czekałam na słowa Ojca. Wiedziałam, że nie pozwoli ot tak mi odejść.
CZYTASZ
Rise #1 The Slayers
RomanceNiedoświadczona i niepewna swej przyszłości młoda kobieta ,trafia do domu tego, który ją wybrał, teraz stawi czoła temu , na co nie była gotowa. Musi walczyć o każdy oddech, choć myślała , że los się do niej uśmiechnął. Gdy była pewna, że już nie pr...