Wiadomość o jego powrocie, sprawiła, że krew odpłynęła mi z twarzy. Na samą myśl o jego dotyku skóra mi cierpła a w żołądku się przewracało. Chociaż teraz akurat nie miało za bardzo co. Odkąd wyjechał i zostawił mnie zamkniętą w tym pokoju, nie miałam nic w ustach. Zabronił Mari podawać mi jakiekolwiek posiłki, nie wiedział tylko, że taka kara na mnie nie działa, bo przerabiałam ją nie raz. Jozjasz uwielbiał karać mnie brakiem pożywienia nawet za najdrobniejsze przewinienie. Ważne, że miałam wodę w kranie, to mi w zupełności wystarczało. Największą karą dla mnie, był właśnie jego dotyk, to on sprawiał, że oddychanie było fizyczną torturą. Jego dłonie były niczym oślizgłe macki, pełznące po moim ciele. Kiedy usłyszałam, jak mówi, że niedługo będzie z powrotem, poczułam, jak opuszcza mnie jakakolwiek radość i siła, mój duch się poddał, stracił chęć do walki. Od zawsze ceniłam życie, swoje i nie tylko, wiedziałam, że samobójstwo to grzech, tak wpajał nam ojciec. Jednak w tej chwili, powitałabym śmierć jak najlepszego przyjaciela, sprzymierzeńca. W chwili, gdy ta myśl zaświtała mi w głowie, postanowiłam, że jeżeli znów będzie mnie dusił, nie będę się bronić. Pozwolę mu ze sobą skończyć. Niesamowite jak szybko sprawił, że to co było dla mnie dotychczas najcenniejsze, traktowałam jak balast, coś z czego chciałam tak łatwo zrezygnować.
Wiedza, że już niedługo to wszystko może się skończyć, dała mi odrobinę spokoju jaki w tej chwili był mi potrzebny. Nigdy nie wierzyłam, że moje życie może tak się potoczyć, ponieważ mój wrodzony optymizm, doprowadzał do szału ojca i braci. Wiedziałam o tym doskonale, bo kiedyś udało mi się podsłuchać jak ze sobą rozmawiali. Usłyszałam wtedy, że to strasznie denerwujące. Nie rozumiałam czemu, przecież to powinno być raczej nagradzane, że widzimy we wszystkim źdźbło dobra, nawet w najczarniejszej godzinie. Teraz z chęcią powiedziałabym im, że mieli rację, że mogli bardziej się postarać, żeby mnie go pozbawić. Gdybym wtedy wiedziała, że mogą przydarzyć mi się takie rzeczy, mogłabym się jakoś przygotować. Leżałam i rozmyślałam, co po sobie zostawię, jaką naukę pokazuje mi w tej chwili nasz Pan. Wiara była tym co utrzymywało mnie w pozytywnym nastawieniu, a teraz odeszła, zniknęła. Jak miałam wierzyć w dobro, skoro ktoś kogo stworzono na podobieństwo Pana, okazał się okrutnym człowiekiem. Nie było już sensu, nie widziałam żadnego. Ten człowiek złamał mnie, tak jak obiecał, złamał mojego ducha i sprawił, że nie chciałam już niczego, nawet walki o siebie. Uznałam, że jest bezcelowa.
Z tymi myślami, zasnęłam i liczyłam po cichu, że może jednak już się nie obudzę.
Niespokojne sny męczyły mnie całą noc, podświadomie przygotowując mnie na najgorsze
Ciche pukanie do drzwi, wybudziło mnie ze snu. Szept Marii, ledwo słyszalny za drzwiami. Maria stała pod drzwiami i coś do mnie mówiła. Kiedy zbliżyłam się do nich, delikatnie dałam znać, że jestem. Usłyszałam wtedy, że za chwile będzie w domu. Choć powiedziała w swoim języku monstruo* nie musiałam pytać co to znaczy. Potwór powrócił.
Osunęłam się po drzwiach i objęłam drżącymi ramionami za kolana, oparłam na nich głowę i czekałam. Nie miałam zamiaru się podnieść, nie zamierzałam robić nic. Postanowiłam pogodzić się z tym co się stanie. Wiedziałam, że nie ma już odwrotu, nikt mnie nie uratuje, nikt nie przejmie się, gdy zniknę. Nikt nie zapłacze nade mną, ja sama nie byłam w stanie płakać. Gdzieś głęboko we mnie, maleńka cząstka błagała, żeby moją ukochaną siostrę oszczędził los. Zamarłam w oczekiwaniu i trwałam tak nie bacząc na następstwa.
***
Nie wiedziałam, ile czasu minęło, jak długo czekałam. Zdrętwiałe i zziębnięte ciało, obojętnie opierało się o drzwi, kiedy szarpnięcie klamki oznajmiło, że nie jestem sama.
CZYTASZ
Rise #1 The Slayers
Roman d'amourNiedoświadczona i niepewna swej przyszłości młoda kobieta ,trafia do domu tego, który ją wybrał, teraz stawi czoła temu , na co nie była gotowa. Musi walczyć o każdy oddech, choć myślała , że los się do niej uśmiechnął. Gdy była pewna, że już nie pr...