Rozdział 3

1K 101 80
                                    




Czubki uszu pieką go z zażenowania i jest wdzięczny sam sobie, że postanowił ostatnio zapuścić włosy, które teraz zakrywają tę część jego ciała ujawniającą jawne zawstydzenie. 

Ni hao? Serio, Childe? Na nic lepszego cię nie stać?

Opiera głowę o miękkie opakowanie z papierem i wysila się na nonszalancki uśmiech.

— Ni hao, proszę pana xiansheng — odpowiada i poklepuje paczki papieru, które akurat ma pod dłońmi. Za sobą słyszy kroki, więc zakłada, że zaraz zbierze się wokół niego ciekawski tłum.

— Uch, xiansheng to już proszę pana... jakby... no, po chińsku — mówi mężczyzna i Childe przez chwilę widzi na jego twarzy wyraz zagubienia. — Więc w sumie brzmi to jak podwójne proszę pana.

— O — bąka Childe, jeszcze bardziej zażenowany. — Tak, w sumie, to ma sens.

— Może pomóc ci wstać? — proponuje mężczyzna, chowając telefon do kieszeni i odkłada na najbliższą półkę dwie paczki, które trzymał w dłoni. — Ten upadek wyglądał dosyć boleśnie.

Childe krzywi się na wzmiankę o bólu, ponieważ tak, niesamowicie boli go tyłek. Patrzy na dłoń mężczyzny i przez parę sekund zastanawia się, czy jeśli go dotknie zmieni się całe jego życie, ale tak się nie dzieje. Jego uścisk jest silny, a dłoń ciepła i nieco spocona. Ot, nic nadzwyczajnego. Zwykła dłoń.

— Dziękuję — mamrocze Childe, kiedy z pomocą mężczyzny wstaje w końcu z podłogi. Odwraca się i dopiero teraz widzi, co takiego narobił. Całą wąską alejkę wypełniają paczki z papierem toaletowym. — Cholera. Nie mam pojęcia, jak to się stało — mówi skruszonym tonem.

— Spójrz na to z innej strony. — Mężczyzna posyła mu niewielki uśmiech. Naprawdę piękny uśmiech. — Zawsze mogły to być puszki z durianem.

— Z czym? — Childe marszczy brwi i chce coś dodać, ale wtedy zza półki wyskakuje zirytowana kobieta, prawdopodobnie właścicielka marketu, i zaczyna wyrzucać z siebie słowa po chińsku, wywijając przy tym czerwonym lampionem.

Również w tym momencie z drugiej strony przychodzą Xiao z Aetherem, patrząc pomiędzy paczkami z papierem toaletowym a Childem, który być może tylko trochę chowa się za szerokimi ramionami mężczyzny, kiedy właścicielka ruga go po chińsku. Patrzy nieco spanikowany w stronę Xiao i ma nadzieję, że tym jednym spojrzeniem jest w stanie przekazać mu swoje rozpaczliwe błaganie o pomoc.

Wtedy odzywa się mężczyzna. Cudownym, pięknym, melodyjnym chińskim i kobieta natychmiast milknie. Childe jej się nie dziwi. Też by to zrobił, gdyby w tym momencie coś mówił. Xiao zerka na niego i unosi brew. Tak czy siak, cokolwiek mężczyzna jej powiedział, wydaje się ją uspokoić, bo odkłada lampion na półkę i kiwa głową. Xiao również dołącza do ich rozmowy, a Childe może jedynie patrzeć pomiędzy przyjacielem, swoim wybawcą i właścicielką marketu, mając nadzieję, że nie planują właśnie jego egzekucji.

Słyszy też, że mężczyzna mówi po chińsku nieco inaczej niż Xiao. Wolniej, z wyraźnie słyszalnym zaśpiewem, przeciągając nieco ostatnie sylaby. Xiao za to głośniej zaznacza tony i urywa szybko słowa. Childe nie chce być złym przyjacielem, ale o wiele bardziej podoba mu się sposób mówienia mężczyzny; nie powie jednak tego na głos, bo nie chce stracić nauczyciela. Poza tym, nie zna się na chińskim. Równie dobrze może sobie dopisywać w głowie teorię na temat ich akcentów, żeby mężczyzna stał się w jego oczach jeszcze bardziej atrakcyjny.

Nie tak, żeby musiał. Jest dla niego już bardzo atrakcyjny.

— Wszystko okej? — Aether zjawia się u jego boku i ujmuje jego twarz w dłonie, zapewne po to, żeby upewnić się, że nic mu się nie stało. — Usłyszeliśmy łomot i twój głos, co się stało?

sunsets and melted ice-cream ∘ childe x zhongliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz