❦Poranek w pierwszy dzień jego nowej pracy jest jednym z lepszych poranków w jego życiu.
Obawiał się, że będzie kłębkiem nerwów, bo doskonale zdaje sobie sprawę z odpowiedzialności, która na niego spadnie, kiedy przekroczy dzisiaj próg kliniki weterynaryjnej. Myślał o tym dużo na studiach, wkuwając po nocach kolejne akapity obszernych podręczników i przepisując po raz dziesiąty notatki, w nadziei, że dzięki temu lepiej przyswoi wiedzę. Już wtedy na zajęciach z etyki lekarstwa, czytając Kodeks Etyki Lekarza Weterynarii, zastanawiał się czy w ogóle nadaje się do tego zawodu. Oczywiście, było to jego marzenie, ale czy marzenie wystarczy, aby zostać dobrym weterynarzem?
Dlatego kiedy otwiera oczy, znowu budząc się przed budzikiem, wszystkie wątpliwości do niego wracają. Co jeśli został przyjęty z litości? Nie, to w sumie niemożliwe, bo z tego, co czytał w Internecie, ReliaCare to bardzo dobra klinika i pracują tam najlepsi lekarze weterynarii. Ale przecież on jeszcze nie jest najlepszy, nie jest nawet dobry, więc nie nadaje się w to miejsce. A może nadaje?
Childe odrzuca kołdrę i przekręca się na bok, ale nie widzi Zhongliego po drugiej stronie łóżka. Jego miejsce jest jeszcze ciepłe, dlatego musiał wstać niedawno i kiedy Childe chce zacząć stresować się dodatkowo jego nieobecnością, do jego nozdrzy dociera zapach świeżo parzonej kawy.
Odwraca się w stronę drzwi. Pan Tubby siedzi na progu, z ogonem owiniętym wokół siebie i ułożonymi na nim łapkami. Patrzy na niego tak, jakby popełnił jakąś zbrodnię, ale kiedy Childe wyciąga rękę, kot od razu wstaje i wskakuje na łóżko, żeby dać się pogłaskać. Z uśmiechem drapie go pod brodą, a pan Tubby zaczyna mruczeć zadowolony. Childe słyszy też muzykę, która dobiega prawdopodobnie z kuchni.
Przeciąga się, a pan Tubby patrzy na niego z wyrzutem, niezadowolony z faktu, że Childe przestał go głaskać.
— Mogłeś przyjść wcześniej, pogłaszczę cię więcej następnym razem — obiecuje kotu i zsuwa się z łóżka.
Założył wczoraj bieliznę Zhongliego, bo jego torba została w korytarzu, ale i tak czuje się dziwnie odkryty. Zagląda do szafy swojego chłopaka i bierze z niej koszulkę, po czym ubiera ją, idąc do kuchni. Zapach ciepłego śniadania i kawy jest cudowny, a widok jeszcze lepszy, gdyż Zhongli krząta się po kuchni w bieliźnie i koszulce, nucąc pod nosem piosenkę i przewracając omlet na patelni.
To właśnie w tym momencie Childe uświadamia sobie, że jest zakochany.
Stojąc w kuchni w poniedziałek rano, patrząc na Zhongliego, który przygotowuje im śniadanie, kiedy przez okno wpadają pierwsze promienie słońca, czajnik kończy gotować wodę, a tosty wyskakują z tostera. Jest zakochany.
Uczucie zalewa go ciepłem. Mimowolnie przypomina sobie te wszystkie dni, które spędzał razem z Zhonglim, ich pierwsze spotkanie i wszystkie randki. Już wtedy wiedział, że Zhongli jest wyjątkowy. Nie zakochał się w nim dlatego, że był przystojny i utalentowany. Kocha go za jego osobowość, jego determinację w dążeniu do celu, jego uśmiech, który sprawia, że Childe nawet w najgorsze dni potrafił się uśmiechnąć. Kocha go za zaangażowanie, które wkłada w każdą najmniejszą czynność, kocha go za muzykę, którą tworzy i którą się z nim dzieli. Jeszcze nigdy nie czuł czegoś takiego.
Uśmiecha się i podchodzi do Zhongliego, żeby go objąć i wtulić policzek w jego plecy. Nie ma na tyle odwagi, aby powiedzieć teraz te dwa słowa na głos, ale kiedy Zhongli odwraca się w jego ramionach i patrzy na niego, Childe ujmuje jego twarz w dłonie i całuje go, mając nadzieję, że to wystarczy. Na razie.
CZYTASZ
sunsets and melted ice-cream ∘ childe x zhongli
FanficChilde nie przypuszczał, że jego wakacyjna praca będzie polegała na staniu za wózkiem z lodami i nakładaniu gałek do wafelków. Przeprowadził się do Stanów, aby studiować weterynarię, a pracę w SeaWorld Orlando wyobrażał sobie trochę inaczej. Zhongl...