❦Kiedy nadchodzi czwartek, Childe jest absolutnie nieprzygotowany i zaczyna panikować.
Stoi na środku swojego pokoju w bokserkach i starej koszulce do spania, pod stopami leżą jego ubrania, a na łóżku Xiao i Aether mają z niego całkiem niezły ubaw. Zaraz zacznie wyrywać sobie włosy z głowy.
— Nie powinno was być, no nie wiem, w pracy na przykład? — pyta z przekąsem i przykłada koszulę w biało-niebieskie paski do klatki piersiowej, przeglądając się w lustrze, które ukradł Sarze z pokoju i oparł o komodę. — Zhongli przyjedzie po mnie za... czterdzieści minut! — mówi przerażony i szybko zdejmuje koszulkę, żeby się przebrać. Uznaje, że koszula w biało-niebieskie paski może być.
— Mam dopiero na popołudnie — odpowiada Aether, przeglądając jeden z komiksów Childe'a. Siedzi oparty o ramę łóżka.
— A ja mam seminarium o trzynastej, więc też mam czas — mówi Xiao, który z kolei leży z głową na udach Aethera i przegląda coś w telefonie.
— Nie zakładaj jeszcze tej koszuli — prosi Aether i wstaje ostrożnie z łóżka. Xiao fuka niezadowolony i kładzie się na brzuchu. — Posmaruje ci ramiona kremem z filtrem, chodź tu.
Childe przewraca oczami.
— Nie trzeba...
— Powiedziałem chodź tu — powtarza Aether i bierze tubkę ze stoliczka noclego. — Kucnij albo usiądź na łóżku, bo jesteś za wysoki.
Childe wzdycha, chociaż w głębi duszy jest wdzięczny za to, że Aether mu to zaoferował. Od dwóch dni trochę cierpiał, bo nie potrafił sięgnąć dłonią dalej niż do początku łopatki, a wstydził się poprosić Sary. Może i mieszkali razem i często paradowali w bieliźnie, ale Childe zwykle starał się zasłaniać swoje ramiona. Powód jest nieco głupi; po prostu wstydzi się piegów na plecach, ramionach i klatce piersiowej. Już wystarczy, że wszyscy widzą te na twarzy.
Krem przynosi cudowne ukojenie. Aether wciera go delikatnymi, okrężnymi ruchami, a Childe aż przymyka oczy z przyjemności.
— Lepiej? — pyta po chwili Aether i wyciera dłonie o koszulkę, którą podaje mu Childe. I tak miał ją wrzucić do prania.
— Tak. Dziękuję — mówi Childe z uśmiechem i mierzwi mu włosy. — Jesteś najlepszy.
— Ciągle mu to powtarzam — odzywa się Xiao. Aether rumieni się i szturcha Childe'a w bok. — Ubierz tę koszulę i te czarne lniane szorty. Ma być dzisiaj bardzo ciepło.
Pół godziny później Childe uważa, że być może jest gotów do wyjścia. Ubrał koszulę i szorty, a do torby na ramię spakował butelkę z filtrem, krem przeciwsłoneczny i dwa batoniki zbożowe, w razie, gdyby zgłodniał albo gdyby Lily miała ochotę coś przekąsić.
— Wyglądasz obłędnie, tatuś serio padnie — uznaje Xiao i nakłada mu na głowę bucket hat. — Żeby ci się głowa nie przegrzała.
— Błagam, nie nazywajmy go tatusiem — prosi Childe, przypominając sobie swoją ostatnią kompromitację. — Być może ostatnio przez przypadek mi się tak powiedziało i nie chciałbym tego powtórzyć.
— Nazwałeś Zhongliego tatusiem przy nim? — Aether otwiera szerzej oczy. — Childe!
— Spoko, sam też się tak nazwał — przyznaje. — Chyba w żartach, ale mam nadzieję, że nie pomyślał, że mam daddy kink albo coś. Bo nie mam. Absolutnie.
— Skąd wiesz, nigdy nie byłeś z facetem. Może okazjonalne tatusiu poprawi twoje życie seksualne — żartuje Xiao, a Childe czuje, że jego policzki właśnie płoną.
CZYTASZ
sunsets and melted ice-cream ∘ childe x zhongli
FanfictionChilde nie przypuszczał, że jego wakacyjna praca będzie polegała na staniu za wózkiem z lodami i nakładaniu gałek do wafelków. Przeprowadził się do Stanów, aby studiować weterynarię, a pracę w SeaWorld Orlando wyobrażał sobie trochę inaczej. Zhongl...