✿ 1 ✿

261 15 32
                                    

Gdy zadzwonił ostatni dzwonek lekcyjny w szkole Mikage Sennou uczniowie odetchnęli z ulgą mogąc wreszcie opuścić placówkę i spędzić piątkowe popołudnie tak jak tylko zechcą. Nie każdy jednak podchodził z entuzjazmem do wizji siedzenia cały weekend w domu. Właśnie taka wizja przyświecała mi, lecz by stała się rzeczywista musiałam bezpiecznie dotrzeć do swojego pokoju. Skierowałam się w stronę ulicy zmierzającej w stronę parku. Doskonale wiedziałam, że ta trasa wydłuży moją drogę o prawie pół godziny jednak wolałam opóźnić przybycie do domu. Bezpieczne dotarcie do domu było łatwe jak z płatka, jednak przejście przez dom i trafienie do mojego pokoju na górze było wyzwaniem. Zwłaszcza, że doskonale wiedziałam o pobycie mojego ojca w domu. Był tam już pewnie od 2 godzin, więc nic bym nie osiągnęła idąc szybszą trasą. Mogłam tylko opóźnić moje przybycie i wierzyć, że był już na tyle nietrzeźwy bym bezpiecznie dotarła do domu.

W tygodniu nie bałam się wracać do domu, ojciec wracał tylko na weekendy. Dlatego one były najgorsze, kiedyś planowałam zdobyć koleżanki by nocować u nich, jednak nigdy nie byłam dobra w zawiązywaniu znajomości. Po za tym istniała jeszcze druga strona weekendów spędzonych u kogoś. Ten ktoś musiał też chodzić do ciebie i o ile w tygodniu nie byłoby problemu, to byłam pewna, że nie ważne co bym zrobiła ojciec nie przestałby pić choć na jeden dzień. Oczywiście miał doskonały pretekst- W tygodniu zarabiam na ciebie, więc należy mi się coś od życia.

Kiedyś był inny, gdy jeszcze ona żyła. Był miły, pracowity, wracał w tygodniu do domu i w weekendy spędzaliśmy razem czas. Pił tylko od święta. Te czasy jednak dawno minęły. Mamy już nie ma, a on się nie zmieni dla mnie.

Chcąc odgonić od siebie te rozważania założyłam słuchawki i puściłam losową playliste.
W parku było spokojnie. Słońce było jeszcze wysoko na niebie. Zachodziło dopiero koło 21, więc nie musiałam się przejmować, że gdy wrócę będzie ciemno. Mimo tego, że lubię ciemność cieszyłam się, że na wiosnę słońce późno zachodzi. Dzięki temu zawsze wydaje mi się, że miasto dłużej żyje.

W parku pachniało kwitnącą wiśnią. Wzięłam głębszy wdech napawając się słodkim aromatem unoszącym się w powietrzu. Lubiłam takie spacery, gdzie na chwilę zapominałam o całym świecie. Bo to był moment, w którym nic oprócz spokojnej przechadzki się nie liczyło. Teraz byłam tylko ja, zapach wiśni, lekki wiosenny wietrzyk oraz muzyka w słuchawkach.

Okazało się, że nie długo mogłam napawać się tą chwilą. Do realnego świata z powrotem sprowadził mnie pewien chłopiec. Młody szarpał mnie za rękaw marynarki. Wyglądał na spanikowanego. Spojrzałam w koło siebie, jednak w odległości najbliższego kilometra byliśmy tylko my. Zdjęłam słuchawki wiedząc, że jeśli coś się stało chłopak mógł zwrócić się z tym tylko do mnie.

- Proszę pomóż! Moja siostra utknęła i... - z jego zielonych oczu zaczęły kapać łzy.

- Zaprowadź mnie do niej. - powiedziałam siląc się na spokój, jeśli chciałam go zapewnić, że jego siostrzyczce nic się nie stanie nie mogłam panikować. Musiałam udawać spokojną.

Chłopiec nadal trzymając mnie za rękaw marynarki zaczął biec w stronę, z której przybył. Szybko dotarliśmy do wielkiej starej wiśni gdzie na jednej z gałęzi siedziała dziewczynka. Zdjęłam torbę z ramienia i westchnęłam. Byłam wdzięczna, że to tylko drzewo. W prawdzie mogło być i lepiej jednak jak byłam młodsza często wchodziłam na drzewa, dlatego nie czułam takiego ciężaru tego zadania. Sprawnie pokonałam dystans do małej, o smarkanej istotki.

- Cześć jestem Anari, twój brat poprosił mnie bym ci pomogła. Nie musisz się bać, wszystko będzie dobrze. - spojrzenie dziewczynki mimo zamglenia przez łzy wyrażało nieufność - Uśmiechnij się, pomogę ci. - uśmiechnęłam się do istotki by dowieść prawdziwości moich słów.

Dziewczynka spróbowała wykrzywić usteczka w podkówkę jednak przez drżące wargi wyszedł jej bardziej wąż. Zbliżyłam się do dziewczyny wyciągając do niej dłoń. Dziewczynka z niemałym oporem przyjęła w końcu moją pomoc. Wiedziałam, że nie miałyśmy wiele czasu, doskonale słyszałam jak gałąź z każdym kolejnym ruchem dziecka zaczyna pękać. Szybkim i dość gwałtownym ruchem przyciągnęłam ją do siebie przytulając do piersi. Dziewczynka pisnęła jednak nie próbowała mnie odtrącić, wręcz przeciwnie wtuliła się we mnie mocniej.

Zaczęłam powoli schodzić z drzewa cały czas zerkając na przytulony do mnie kłębek nerwów. Wymijałam pomniejsze gałązki by na pewno nic więcej nie stało się jej. Była taka drobna i krucha, jak ona w ogóle wspięła się na to drzewo?

Gdy zahaczyłam stopą o kolejną gałązkę poczułam jak tracę ją. Była ona za mała by nas utrzymać i zerwała się. Za późno jednak się spostrzegłam, przeniosłam już ciężar ciała na lewą stopę, która bez podparcia wisiała. Nie długo rzecz jasna, nie zdążyłam zahaczyć się o nic, ponieważ miałam za mało czasu by znaleźć coś przez co dziewczynka obejmująca mnie nie pokaleczyła się. Czułam jak zaczynamy spadać, przytuliłam jeszcze mocniej dziewczynkę szczelnie zamykając ją w uścisku. Jeśli miałyśmy mieć twarde lądowanie nie miałam zamiaru pozwolić by coś jej się stało.

Czekając na nieunikniony ból pleców leciałam w dół. Upadek wydawał się niebywale długi. Zorientowałam się, że jestem już na ziemi dopiero gdy istotka, która do tej pory wtulała się we mnie próbowała wyrwać się z mojego uścisku. Zaskoczona puściłam ją, a ona podbiegła do brata.

- Nic ci nie jest? - blisko mnie odezwał się ciepły chłopięcy głos. Spojrzałam na mojego wybawiciela, który nadal trzymał mnie w swoich ramionach. Speszona szybko od niego odskoczyłam.

- Tak nic mi nie jest, dziękuję za ratunek

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Tak nic mi nie jest, dziękuję za ratunek. - powiedziałam już stojąc na nogach i pochylając się w jego kierunku.

- Cieszę się. - oznajmił. Podniosłam wzrok by na niego spojrzeć.

Był to wyższy ode mnie chłopak, jednak pomiędzy nami nie było jakiejś wielkiej różnicy w wzroście. Miał on zaczesane na lewą stronę czerwone włosy, których odcień kojarzył mi się z truskawkami. Gdy natrafiłam na jego spojrzenie speszyłam się, poczułam, że moje policzki zaczynają piec. Miał śliczne szarawe tęczówki, które mimo metalicznej barwy wydawały się ciepło na mnie spoglądać.

Uśmiechnął się do mnie. Sama nie wiem dlaczego, ale odwzajemniłam jego uśmiech. Powiedział coś, ale nie za bardzo się wsłuchałam w jego słowa. Słyszałam tylko jeszcze buzującą w moich żyłach adrenalinę, która sprawiała, że serce łomotało mi jak szalone. Zdecydowanie przekroczyłam dzisiejszy limit wrażeń. Chłopak oddalił się ode mnie i podszedł do rodzeństwa, które zapłakane obejmowało siebie.

Zabrałam moją torbę i zaczęłam wracać do domu. Moim celem było spóźnić się jednak przez ten incydent z pewnością straciłam za dużo czasu. Po za tym musiałam jeszcze trochę ochłonąć. Nie codziennie nieznajomy ratuje cię przed obitymi plecami i bólem, który musiałabym znosić dwa tygodnie.

Uśmiechnij się - Nosaka x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz