✿ 5 ✿

113 11 7
                                    

Podeszła do nas grupka chłopców. Zdziwiłam się, ponieważ to nie na nich czekał chłopak. Próbowałam się wyrwać, przez myśl przeszła mi nawet próba wołania na pomoc, lecz szybko z niej zrezygnowałam. W końcu byłam sama jedna na tylu chłopców, to nie miało prawa się udać. Zwłaszcza, że ten większość wydawała się naprawdę silna, no cóż porównując ich do mnie wszyscy byli silni.

Odezwali się dopiero gdy podszedł do nas jeszcze jeden chłopak. Czerwono włosy uśmiechnął się do mnie. Chyba chciał mnie zapewnić, że wszystko jest ok i nic mi nie grozi. Nie wyszło mu za bardzo. Ale jak można zapewnić kogoś uśmiechem, że to iż otacza cię grupka chłopców, a jeden trzyma cię w mocnym uścisku nic nie znaczy?

- Cześć, jestem Nosaka Yuuma, a ty? - zatkało mnie. Dobra rozumiem uśmiech, ale naprawdę? Czy oni łapią spadające z drzew dziewczyny by się z nimi przywitać?!

- Kyoko Anari. - odparłam niepewna czy to dobry pomysł im się przedstawiać. - Czy twój kolega mógłby mnie już puścić?

Pytanie skierowałam do szarookiego, ponieważ jako jedyny ze mną rozmawiał. Skinął on głową brunetowi i moje stopy znowu mogły dotknąć ziemi. Jeszcze chwila i myślę, że po postawieniu mnie na ziemię bym się przewróciła nie mogąc ustać na nogach.

- To ja już pójdę. Dzięki za ratunek i w ogóle. - spuściłam wzrok i spróbowałam czmychnąć obok chłopców stojących z boku. Zbliżyli się jednak do siebie tworząc mur o który się uderzyłam. Cholera, ten dzień naprawdę nie jest szczęśliwy. - Wiecie ja nie mam przy sobie kasy i nie musicie mnie bić. Nie będę już nigdy chodzić przez park jeśli mnie teraz puścicie.

Oznajmiłam siląc się na spokój.

- Myślisz, że chcemy cię pobić? - zapytał Nosaka. W jego głosie wyraźnie było słychać rozbawienie.

- A nie jesteście jakiś gangiem czy coś?- zapytałam zmieszana. Miałam szczerą nadzieje, że jego śmiech nie oznaczał, że ich obraziłam i zrobią mi coś gorszego.

- Nie, ale chcielibyśmy byś z nami poszła. - powiedział chłopak starając się zachować powagę, jednak na jego twarzy malował się uśmiech rozbawienia.

- Muszę wrócić do domu. - próbowałam się wymigać.

- Zajmiemy ci tylko chwilkę. - oznajmił. Przełknęłam gulę narastającą w moim gardle. Skinęłam niepewnie głową na znak, że się zgadzam. Nosaka ruszył do przodu, a za nim poszli wszyscy inni łącznie ze mną. W duchu modliłam się tylko by to nie była jakaś grupka zboczeńców.

Doszliśmy do sporej wielkości budynku o nazwie Ares, do którego weszliśmy. Nosaka kierował się w stronę boiska. Gdy znaleźliśmy się na murawie podeszli do nich mężczyźni oraz kobieta. Odezwał się mężczyzna o mocno śniadej cerze, który wyglądem przypominał mi jakiegoś gada.

- Witaj, chciałbym, żebyś dołączyła do programu Ares. - machnął ręką w stronę drugiego mężczyzny, który rzucił na ziemię piłkę - Zechciałabyś może pokazać mi swoje umiejętności?

Uśmiechnął się paskudnie. Już wiedziałam, że go nie polubię.

- Nie chcę się przyłączać do żadnego programu, chcę tylko wrócić do domu.

- Oczywiście, pozwolę ci odejść, lecz musisz pokonać ich,- wskazał na grupkę chłopców, którzy przyszli tu ze mną - byś mogła spokojnie odejść.

- A jak mi się nie uda?

- Wtedy przyłączysz się do projektu.

- Po co wam tak słaby zawodnik?

Nie odpowiedział na moje pytanie, wystawił tylko dłoń na znak zawarcia umowy. Byłam pewna, że jeśli się nie zgodzę to mnie do tego zmuszą. Mężczyzna nie wyglądał na kogoś kto łatwo daje za wygraną. Uścisnęłam jego lodowatą dłoń.

Chłopcy ustawili się na boisku a dorośli usiedli na ławce. Nawet się nie przebrali w stroje, widocznie planowali łatwą wygraną. W sumie to ja przewidywałam szybką przegraną, więc byliśmy zgodni.

Ja zaczynałam, no cóż tyle dobrego, w końcu byłam sama przeciwko jedenastce. Gdy w moich uszach rozbrzmiał gwizdek poczułam uderzenie zimna, jakby coś mocno popchnęło mnie do tyłu.

- Ja się tym zajmę. - usłyszałam w głowie. Nie miałam siły mu odpowiedzieć, jakby głos przejął kontrolę. Byłam tylko obserwatorem. Tym razem jednak nie widziałam jak przez mgłę, wszystko było wyraźne. Tak blisko, jednak kompletnie nie w moim zasięgu. Czułam jak moje ciało się rozpala, jednak coś lodowatego i mrocznego oplatało mnie jak kokon.

Wszystko działo się strasznie szybko i choć to ja wszystko robiłam mało byłam w stanie dostrzec. Z sekundy na sekundę się przemieszczałam, byłam blisko każdego zawodnika po kolei. Gdy się zmieniali za sobą słyszałam krzyki jednak nie mogłam spojrzeć za siebie. Miałam dziwne wrażenie, że ciągle się uśmiecham, ale w podły i bezduszny sposób. Gdy zbliżała się do bramki nagle zaczęła biec w drugim kierunku, zrobiła mały łuk, kopnęła piłkę do góry po czym się wybiła z ziemi. Czuła dziwną lekkość w ruchach. Doskoczyła do piłki, która zaczęła niebezpiecznie kręcić się w powietrzu. Stawała się czarna, a w koło niej wirowała jakaś mgła. Kopnęła ją w stronę bramki. Brunet był jednak przygotowany. Użył, jak to się mówi? Techniki hissatsu? Chyba tego używali podczas gry w piłkę. W jego ręce zmaterializowała się tarcza, jednak gdy piłka tylko znalazła się w jej pobliżu pękła. Chłopak wylądował w siatce, a piłka świsnęła na szczęście obok niego. Przebiła się przez siatkę i uderzyła w ścianę zatrzymując się tam.

Zaczęłam spadać, znowu mogłam się ruszać, a to dziwne uczucie znikło. Miałam niemiłe spotkanie pierwszego stopnia z murawą. Byłam pewna, że nabiłam sobie przynajmniej dwa siniaki na pośladkach.

- Nie musisz dziękować. - głos w mojej głowie mówił z wyższością. Chełpił się, że niby zrobił coś dobrego.

- Za co durniu? Przez ciebie będę mieć siniaki. - jęknęłam sfrustrowana i spróbowałam wstać. Było to dość trudne, rozejrzałam się więc w koło. Nie tylko ja miałam problem z podniesieniem się. Bramkarz nadal leżał w siatce, chyba stracił przytomność, bo się nie ruszał. Reszta zawodników albo leżała, próbowała wstać lub stała i ocierała obolałe części ciała.

Tylko jeden dureń wstał z ławki i zaczął klaskać. Mężczyzna szedł w moją stronę. Nie siliłam się już na wstawanie. Przyjęłam postawę jakbym zamierzała upaść na tyłek i po prostu wypoczywała na ziemi.

- Brawo! To było świetne! Idealnie wpasujesz się w mój plan. - oznajmił z szerokim uśmiechem.

- Wygrałam, więc wracam do domu. - zmarszczyłam brwi gdy uśmiech nie schodził mu z twarzy.

- Oj powiedziałem, że dam ci spokój? Przepraszam, chyba się przejęzyczyłam. - ostatnie zdanie prawie wysyczał. W tym momencie przestałam lubić już węże, on zdecydowanie psuje ich opinię.

- Nie ważne. - podniosłam się. Musiałam jednak przegryźć policzek by nie jęknąć z bólu. - Już muszę iść.

Bum. Ktoś uderzył mnie mocno w plecy i poleciałam do przodu. Wylądowałam pod nogami tego gada.

- Nie wydaje mi się. - oznajmił i zaśmiał się szyderczo. Chyba kopnął mnie w twarz, bo ostatnim co pamiętam to jego parszywa twarz. Później urwał mi się film.

Uśmiechnij się - Nosaka x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz