Prolog

330 18 2
                                    

Wszędzie wokół słychać było krzyki. Ludzie uciekali próbując uratować swoje życie. Świat w jednej chwili zmienił swoje barwy na czerwień. Wszystko przez stworzenia. Zaatakowały wioskę około południa. Nikt się tego nie spodziewał. Ludzie spokojnie wykonywali swoje codzienne obowiązki, gdy powietrze rozdarł straszliwy ryk. Wioska wpadła w panikę nikt nie wiedział, czy chować się w domach, czy uciekać do lasu, gdzie szanse na przeżycie były niemal zerowe. Niektórzy stali w miejscu w miejscu oszołomieni strachem. Wkrótce w wiosce rozszalał się ogień. Drewniane domy spalały się niesamowicie szybko. Ogromne kształty stworzeń zaczęły demolować wszystko w zasięgu wzroku. Ludzie gineli w płomieniach lub pod zawalonymi domami. Prosili o pomoc. Wzywali Boga, albo go przeklinali. Ci którzy jeszcze mogli biec starali się nie zwracać uwagi na twarze innych wykrzywione w bólu. Niektórzy nawet nie mieli widocznej twarzy przez liczne oparzenia i rany. Żyli ciągle tylko przez adrenalinę choć modlili się o wyrwanie z tego piekła na ziemi. Starano się pomóc nawzajem wszystkim zdolnym do ucieczki. Kończyło się to zwiększeniem jeszcze bardziej liczby ofiar. Pośród tego chaosu przez zrujnowane uliczki biegła kobieta z dzieckiem schronionym w jej ramionach. Chciała uciec jak najdalej od nieznanych istot i ochronić swoje małe dziecko: chłopca o imieniu Evan. Nagle poczuła potężne uderzenie w rękę. Kobieta krzyknęła i upadła na ziemię. Nie zdołała uchronić chlopca przed uderzeniem i teraz zaczął płakać jeszcze bardziej. Spróbowała podnieść się z ziemi, ale przeszkadzał w tym jej pewien fakt. Lewa ręka w którą została uderzona leżała parę metrów od niej. Dopiero teraz poczuła ciepło krwii wpływającej z rany. Obruciła się na plecy spoglądając na miejsce z którego pochodziło uderzenie. Jedno z tych dziwnych stworzeń stało na końcu uliczki. Jego kształt przypominał ogromnego psa, znacznie wiekszego niż kiedykolwiek wcześniej widziała. Rzucił w jej kierunku belką z ogromną siłą. Wrecz nieporównywalnie większą niż siłą człowieka. Czekała aż stwór podejdzie do niej i ją zabije, ale on po krótkim zastanowieniu odszedł. Owineła krwawiącą rękę w swoją szatę i podczołgała się razem z dzieckiem do najbliższego domu w którym mogła się schronić. Tam ukryła się za przewróconym łóżkiem. Kikut zaczął ją boleć coraz bardziej. Nie zwracała na to uwagi. Najpierw musiała zająć się dzieckiem. Evan także ucierpiał podczas uderzenia. Od prawego ucha do brody miał ogromną ranę. Matka przeklneła. Martwiła się że dziecko w tych warunkach dostanie zakażenia i szybko umrze. Przyłożyła szmatkę do rany i spróbowała zatamować krew. Kiedy upewniła się, że nic wiecej teraz już nie zrobi zajęła się swoją ręką. Jej długie do pasa czarne włosy przeszkadzały jej teraz w obejrzeniu rany więc ogarnęła je do tyłu. Kiedy spojrzała na swoją rękę ogarnęła ją fala mdłości. Od razu poczuła ogromny ból. Spróbowała tak samo jak dziecku zatamować krew za pomocą szmatki. Od razu jednak przesiąkła. Zacisneła mocniej opatrunek. Cicho krzyknęła z bólu. Tłumiła krzyk ponieważ bała się ponownego spotkania z stworzeniami. Cały czas słyszała ich ryki w wiosce. Nie można tego było porównać na pewno do dźwięków wydawanych przez zwierzęta. Ryki pokrywały się z krzykami ludzi. Jakby istoty cieszyły się z każdej śmierci. Kobieta płakała. Wiedziała że jej rodzina i dom już nie istnieją. Kazdy kogo znała umarł lub umrze w przeciągu tego dnia, a ona będzie musiała słuchać ich ostatnich krzyków bólu. Skuliła się razem z dzieckiem na podłodze i próbowała zasłonić uszy, żeby zapomnieć o piekle panującym wokoło. Po paru godzinach bezruchu coś przestało jej pasować. Stwierdziła, że krzyki ustały. Nie wiedziała czy może już ruszyć się z miejsca. Nie wiedziała nawet czy to możliwe. Kikut bardzo ją bolał nawet gdy siedziała w bezruchu, w dodatku spuchł. Tkanina którą go owinęła dawno przesiąkła i teraz całe jej ubranie zabarwiło się na szkarłat. Spróbowała wstać. Kiedy tylko przesuneła się o kawałek ogarnął ją ogromny ból. Odpoczeła chwilę i spróbowała znowu wstać tym razem starała się mniej poruszać ręką. Udało jej się.. Na szczęście krwawienie ustało. W obawie przed rozerwaniem skrepu nie ruszała tą rąką. Zostawiła ją w spokoju Powoli rozruszała mięśnie rozkładając się po pomieszczeniu. Szukała rzeczy, które miałyby jej pomóc w przeżyciu. W zniszczonym domu znalazła broń, w miarę nadającą się do użytku torbę i trochę zwęglonego jedzenia. Spakowała je. Zastanowiła się też nad bronią, lecz uznała, że ją zostawi. Byłaby tylko dodatkowym ciężarem, poza tym ma do dyspozycji tylko jedną rękę i tak już zajętą przez Evana. Założyła torbę na ramię i ułożyła sobie dziecko na zdrowej ręce. Wyjrzała na zewnątrz. Ulica była dziwnie spokojna. Wszystkie domy w pobliżu były spalone lub zawalone. Kobieta ruszyła w stronę jej dawnego domu. Mieszkała w pobliżu lasu. Tam się właśnie chciała udać. Miała nadzieję, że znajdzie tam miejsce gdzie można będzie się schronić. Im dalej szła tym gorzej wyglądało miasto. Wszędzie leżeli nieżywi ludzie. Kobieta nie chciała na to patrzeć. Wbiła wzrok w ziemię. Nie chciała tego wszystkiego widzieć. Po dziesięciu minutach była już bardzo blisko lasu. Nagle usłyszała ryk, który wczoraj rozpoczął okropną rzeź. Zobaczyła ogromny kształt zlatujący na ziemię po drugiej stronie wioski. Zaczęła biec w stronę lasu. Modliła się, by zdążyć. Udało jej się. Roześmiała się. Wreszcie miała choć cień szansy na przeżycie. Zmobilizowała się do dalszej drogi. Szła przez ponad dwie godziny. Po tym czasie natrafiła na grupę ludzi. Nie wiedziała czy do nich podejść. Obserwowała ich. Szybko zorientowała się, że może im zaufać. Byli także jak ona uciekinierami po ataków na wioski. Podeszła do nich. Kiedy tylko ją zauważyli od razu się nią zajęli. Obejrzeli dokładnie jej rękę i ranę Evana. Potem przygotowali jej posłanie w namiocie. Kobieta ułożyła koło siebie dziecko, sama ułożyła się obok. Od razu zasnęła. Rano, gdy się obudziła znalazła koło siebie nowe ubrania. Wzięła Evana w ramiona i wyszła na zewnątrz. Była na dużej polanie. Było na niej rozstawione około sześciu namiotów. Przy ognisku na środku polany siedziało siedem osób. Czarno- włosy mężczyzna zaprosił ją bliżej ognia.

- Dzień dobry- powiedział - Wszystko dobrze ? Niezłego stracha nam zrobiłaś wczoraj w nocy. Jak się nazywasz ?

- Angel

- Piękne imię. Rozumiem, że stworzenia znowu zaatakowały. Zniszczyły twoją wioskę ? - Kiwnęła głową.- Nas spotkało to samo. Teraz podróżujemy po całym świecie. Szukamy miejsca dla siebie. Niektórzy osiedlają się w wioskach inni zostają z nami na całe życie. Możesz razem z twoim dzieckiem do nas dołączyć

- A mam jakiś inny wybór ?

- Możesz po prostu sama mieszkać w lesie. Ostrzegam cię tylko, nie wszyscy w wioskach nas tolerują. Uważają, że opowiadamy nie stworzone historie. Straszymy ich dzieci. Nie wierzą nam. Czasami jesteśmy ścigani za samą naszą obecność. Także dołączenie do nas jest twoim wyborem.

- Będę podróżować z wami.

------------------------------------------------------

Hej, to pierwszy rozdział mojej pierwszej książki na wattpadzie. Mam nadzieję, że wam się spodoba. :)

Beuty Underneath

InstynktOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz