Coś jest nie tak...

69 8 2
                                    

ROKSANA

Angelo zabrał mnie do jakiegoś specjalnego pokoju. Jestem już tu trzeci dzień. Nie widziałam nikogo i byłam strasznie głodna. Nic nie jadłam. Raz na jakiś czas ktoś wsuwał przez specjalne drzwiczki tylko szklankę wody. Byłam wymęczona. Brak jedzenia sprawił, że opuściła mnie całkowicie energia. Czas płynął strasznie powoli. Każda minuta była jak godzina. Nie miałam żadnego zajęcia. Przez większość czasu spałam. Zastanawiałam ile jeszcze będę musiała tu siedzieć. Znowu się położyłam. Z drzemki wybudził mnie Angelo. Wszedł do mojego pokoju.

- Chodź za mną. – Stwierdził. Miał przekrwione i podkrążone oczy. Miał założoną na siebie czarną kurtkę długą do połowy ud. Miał założony kaptur. Zasłaniał mu pół twarzy. Podniosłam się z łóżka. Zachwiałam się trochę. Mężczyzna podszedł do mnie i wziął mnie na ręce. Nie przeszkadzało mi to. Byłam tak zmęczona, że to mi pasowało. Doszliśmy do kolejnego pokoju. W środku było tylko krzesło na środku i drugie drzwi. Dobiegały zza nich jakieś krzyki. Przeszły mnie dreszcze.

- Co ja tu robię ? – Zapytałam. Chciałam jedynie dostać coś do jedzenia i iść spać.

- Poczekaj tutaj. Pójdę po resztę. Jak wrócę wszystko ci wytłumaczę.

Zrobiłam jak mówił. Nie miałam siły na robienie cokolwiek innego niż czekanie.

EVAN

Kiedy wróciliśmy od Trewora, Issabella poszła do mnie. Usiedliśmy na łóżku. Dziewczyna przytuliła się do mnie i po prostu płakała. Nie próbowałem jej pocieszyć. Czasami lepiej jest się po prostu wypłakać. Sam ledwo powstrzymywałem łzy.

- Evan, proszę obiecaj, że zawsze będziesz przy mnie jeśli coś złego będzie się dziać.

- Obiecuję ci. Jeśli cokolwiek będzie się dziać to przeżyjemy to razem. – Stwierdziłem. Dziewczyna podniosła na mnie swoje piękne zielone oczy. Nasze twarze były bardzo blisko. Czułem jej oddech na swojej skórze. Pocałowałem ją w usta. Czas się nagle zatrzymał. Miałem wrażenie, że nic oprócz nas nie istnieje w tym momencie. Ten cały syf nas otaczający nagle znikł. Poczułem pieczenie na swojej prawej ręce. Spojrzałem w dół. Blizna zaczęła się rozrastać. Po wewnętrznej stronie widniał nadal ten sam kwiat z pięcioma płatkami. Był podobny do kwiatu lotosu. Od niego zaczęły się rozchodzić różne pędy które zaczęły otaczać moją rękę. Kierowały się w stronę dłoni. Jeden z nich dotarł do krawędzi mojego kciuka. Tam przestał się rozrastać. Zupełnie to samo działo się na ręce Issabelli. Podniosłem ostrożnie jej dłoń i przyłożyłem do mojej. Wyglądało to tak jakby pęd na mojej ręce przechodził na rękę dziewczyny i łączył oba kwiaty.

- To chyba oznacza jedno. – Stwierdziła dziewczyna. – Jesteśmy sobie przeznaczeni.

Zaśmiałem się.

- Na to wygląda, ale mi to pasuje.

Issabella się uśmiechnęła. Nagle do pokoju wszedł Angelo.

- Co wy robicie ? – Zapytał gdy zobaczył połączone nasze dłonie.

- Nie wiemy. – Odpowiedzieliśmy jednocześnie.

- Nie ważne. Chodźcie jesteście potrzebni przy ostatniej przemianie.

Wyszliśmy z pokoju. Na zewnątrz byli już Santiago i Andrew. Santiago nie zbyt się zmienił po przemianie. Dopiero gdy dokładniej się mu przyjrzałem zobaczyłem, że jego tęczówki mają teraz wszystkie możliwe kolory jakie się da. Nadal miał te same ciemno brązowe włosy i łagodną twarz. Sam chłopak był średniej postury. Za to Andrew był niemal nie do poznania. Teraz oczy i włosy miał całkowicie srebrne. Wcześniej wyglądał na bardziej masywniejszego. Teraz jego postawa stała się bardziej giętka. Dołączyliśmy do nich.

InstynktOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz