Na zewnątrz kompleksu czekały na nas nasze wierzchowce. Załadowaliśmy na ich grzbiety bagaże i ruszyliśmy w drogę. Z okazji naszej inicjacji zorganizowano ucztę dla mieszkańców wioski. Dlatego kiedy opuszczaliśmy wioskę nikt nas nie żegnał. Zagłębiliśmy się w las przed nami. Na początku droga, którą jechaliśmy była dość szeroka. Mogła tędy nawet spokojnie przejechać karawana. Kiedy tylko konie już się trochę rozgrzały przyśpieszyliśmy tempa. Potem skręciliśmy bardziej w las w bardzo wąską ścieżkę. Trzeba było na niej uważać na zwisające nisko gałęzie. Dlatego też zwolniliśmy trochę. Wkrótce straciłem zupełnie orientację gdzie jesteśmy. Droga była monotonna. Znudził mi się cały czas ten sam widok. Spróbowałem spojrzeć na to z innej strony i użyć swoich zdolności. W sekundę świat wokół mnie zmienił swoje kolory. Stał się ciemniejszy. Nasze konie miały mocny biały poblask. Podczas ruchu ich aura się rozmazywała. Zacząłem dostrzegać ile zwierząt nas otacza. Odczuwałem ich obecność, jako małe jaśniejsze punkciki. Nie potrafiłem co prawda odróżnić co jest czym. Dopiero po chwili skupienia nad jedną istotą mogłem powiedzieć czy to żuk, czy gąsienica. Wyczuwałem ich energię, życia. Cichy głos z tyłu głowy szeptał, że uzyskanie jej byłoby bardzo proste. W dodatku zaspokoiłoby choć trochę mój głód na nią. Odrzuciłem jednak tą myśl szybko. To wszystko podpowiadała mi ta druga osoba. Zacisnąłem mocniej oczy. Dopiero teraz się zorientowałem, że przez ten cały czas miałem je zamknięte. Spróbowałem wyczuć teraz umysłem Issabellę, która jechała za mną. Poczułem jak się uśmiecha, jednak nie odezwała się do mnie. Jestem ciekawy jak ona w tej chwili patrzy na świat. W końcu każdy z nas widzi go teraz inaczej. Nagle coś odwróciło moją uwagę. Jakieś duże zwierzę przemieszczało się koło nas. Kiedy tylko spojrzałem w tamto miejsce, okazało się, że stworzenie kryje się za drzewami. Andrew patrzył się w to samo miejsce co ja. Był zaniepokojony. Angelo jednak nie reagował. Cały czas skupiał się na odnajdywaniu ścieżki przed nami. Szybko wysłałem do niego mocną myśl, że coś koło nas cały czas wędruje. On jednak odpowiedział niemal natychmiastowo, że to nie ważne. No cóż skoro tak mówił to pewnie miał racje. Pomimo tego cały czas moimi zmysłami obserwowałem zwierzę koło nas. Co jakiś czas oddalało się i zbliżało jednak, ani razu nie podeszło na tyle blisko, żeby nas zaatakować. Zauważyłem jednak, że Andrew po pewnym czasie się uspokoił. Sam więc przestałem używać swoich zmysłów. Jaskrawe światło natychmiast zraziło moje oczy. Skrzywiłem się. Z pozycji słońca, które co jakiś czas prześwitywało przez liście, domyśliłem się, że jest już południe. Już trochę jechaliśmy co czułem w moich nogach. Znowu czekały mnie zakwasy. Zwłaszcza, że przed nami była jeszcze daleka droga. Byłem właściwie ciekawy gdzie się znajduje wioska w której wcześniej mieszkaliśmy. Już od razu nas ostrzegano o tym, że szybko tam nie wrócimy. Jednak i tak tęskniłem za moją mamą. Byłem ciekawy jak sobie radzi. Bardzo chciałem się z nią zobaczyć jednak nie miałem pojęcia jak zareaguje na moją zmianę wyglądu. Bałem się, że kiedy stanę przed nią, w ogóle nie będzie wiedziała kim jestem. Podobno to właśnie ja się najbardziej zmieniłem z całej piątki. Zawsze kiedy o tym myślałem przerażało mnie to. Kiedy widzę siebie w lustrze zupełnie siebie nie poznaję. Nie mam pojęcia czy kiedykolwiek przyzwyczaję się do tego.
Moje rozmyślania przerwało zwolnienie tempa do stępu. Od dłuższego czasu jechaliśmy kłusem przez co moje mięśnie przyzwyczaiły się do tego wysiłku. Teraz kiedy w końcu zwolniliśmy czułem jak płoną od niego. Oczywiście z wędrowcami dużo jeździłem konno, jednak w większości wolnym tempem. Jeśli już przyśpieszaliśmy to na krótko, żeby nie zmęczyć zwierząt, które nosiły w dodatku nasze ciężkie bagaże z całym dobytkiem. Teraz w sakwach mieliśmy tylko lekkie ubrania i naszą broń. Wcześniej nasza podróż była o wiele spokojniejsza. Teraz Angelo nas nie oszczędzał. Dziwne jest to, że nasze wierzchowce wyglądały jakby w ogóle nie były zmęczone. Mój koń o ile się orientuje nazywa się Cień. Miał kare umaszczenie. Teraz szedł ze zwieszoną głową korzystając z chwili odpoczynku. Był wyjątkowo spokojny. Nigdy jeszcze nie miałem okazji jechać na takim wierzchowcu. Możliwe, że były wcześniej dużo trenowane. Prawie w ogóle nie musiałem go kierować. Teraz wjechaliśmy na sporą polanę. Angelo przekazał w myślach, żebyśmy przywiązali konie i zrobili sobie chwilę przerwy. Dlatego zjechałem w bok i zsiadłem z wierzchowca. Pogłaskałem go po boku, poluzowałem popręg i przywiązałem do najbliższego drzewa. Moje mięśnie w nogach odmawiały mi posłuszeństwa. Pokuśtykałem do pieńka na środku polany. Wkrótce dołączyła do mnie reszta. Wszyscy mniej więcej czuli się chyba tak samo jak ja. Tylko Santiago wyglądał jakby za chwile miał zemdleć. Andrew usiadł koło niego i poklepał go po plecach ze śmiechem. San spojrzał na niego z wyrzutem.
CZYTASZ
Instynkt
FantasyPo zniszczeniu jego domu Evan był zmuszony podróżować po całym świecie razem z jego matką i innymi ocaleńcami z ataku na wioski. Miał nadzieję, że uda mu się mieć w miarę normalne życie. Nie wiedział jak bardzo się myli. ---------- Witam serdecznie...