Rozdział 1

1K 40 3
                                    

Ze złością rzuciła niewygodnymi szpilkami o podłogę i z cichym jękiem opadła na swoje łóżko. By uspokoić stargane nerwy, próbowała kilku głębokich oddechów, jednak ciasna sukienka w niczym jej nie pomagała. Ona również wylądowała na lśniących panelach, swoim kolorem przypominając wielką plamę krwi.

Syknęła, gdy w jej głowie pojawiło się wspomnienie pierwszej agresji swojego opiekuna i odruchowo zakryła się ramionami. Miała ochotę wrzeszczeć i przeklinać na cały głos, ale ściśnięte do granic możliwości gardło pozwoliło jej tylko na kolejne urwane stęknięcie.

Pragnęła zamknąć oczy i zapomnieć o nieszczęsnym bankiecie, w którym musiała brać udział. Choć nieprzyjemne obrazy ciągle przelatywały przez jej myśli, nie uroniła ani jednej łzy. Wiedziała, że za karygodne zachowanie wobec najlepszego przyjaciela swojego ojczyma mocno jej się oberwie.

A jednak kiedy Richard Gerbero z głośnym hukiem drzwi wszedł do jej pokoju, tylko hardo spojrzała w jego kierunku.

Bo przecież obiecała sobie, że nie będzie się bać.

***

Niemrawo zerknęła na talerz z dietetyczną sałatką, która rzekomo miała pomóc jej dojść do siebie. W rzeczywistości wiedziała, że coś było z nią nie tak - służące w rezydencji nie zwracały uwagi na jej wyczulony słuch. Jeśli po raz kolejny dosypały jej środków odurzających, doskonale o tym wiedziała.

Florence Gelbero nigdy nie doznała prawdziwej, rodzinnej miłości. Być może gdyby pochodziła z prawego łoża, a jej matka by żyła, jeden z najważniejszych rządzących - jej ojczym, uznałby ją za kogoś wartego uwagi. Chociaż żyła w bogatej rezydencji, miała dostęp do wszelkich luksusów i pokazywała się publicznie jako okropnie bogata córeczka tatusia, nigdy nie czuła się z tym dobrze.

Zresztą w rzeczywistości nigdy nie czuła się w jego towarzystwie ani trochę w porządku. Zawsze zmuszał ją do udawania posłusznej i poukładanej damy, którą wcale przecież nie była. O ile z początku się na to godziła, kiedy zaczął szukać kandydatów do zaślubin, po prostu nie wytrzymała. I właśnie wtedy, kiedy zaczęła się buntować, Richard Gerbero stał się jej koszmarem.

Nie panując nad drżącą dłonią, sięgnęła po długopis i zakreśliła w książce jeszcze jedno zdanie. Matematyka i chemia były czymś, co zawsze dostarczało jej przyjemności. Czasami łaknęła wiedzy tak bardzo, że potrafiła przesiedzieć w bibliotece kilka godzin, szukając czegoś, co odwróci jej myśli od prawdziwego życia.

Potarła świeżego siniaka na ramieniu, nawet się nim nie przejmując. Wiedziała, że to i tak najmniejsza kara, jaką mogła ponieść za uderzenie Bernarda Mercury'ego w twarz po jego obleśnym komentarzu na temat jej wyglądu. Swoje szczęście w nieszczęściu zawdzięczała zbliżającemu się balowi dla obojga partii politycznych, który odbywał się co roku.

Odkąd miasto ludzi odbudowało się po wojnie z Nacją, a poprzedni rząd został obalony, pieczę nad społeczeństwem objęło Stowarzyszenie Ochrony Kultury Międzygatunkowej, które niedługo później zawarło pakt z Nadnaturalnymi. Cała ludność zamieszkująca terytorium państwa miała prawo wyboru, do jakiego nurtu będzie przynależeć. Choć od dwudziestu pięciu lat rząd wykazywał chęć pokoju z Nacją, niektóre jednostki i tak traktowały ją niczym największe zło.

Florence nigdy się nad tym nie zastanawiała - wiedziała i słyszała o Nadnaturalnych zamieszkujących w mieście ludzi i na odwrót, jednak praktycznie nigdy z nimi nie rozmawiała. Większość twierdziła, że była to rasa nadzwyczaj piękna, a jednocześnie silna. Nic dziwnego, że bezproblemowo zajmowali wysokie pozycje w ludzkim społeczeństwie.

Wiele się zmieniło od feralnej wojny. Sama niewiele pamiętała z okresu początków nowej ery - wychowywała się w czasach, kiedy praktycznie wszystko się uspokoiło, a nowy porządek ogarnął cały kraj. Nacja i ludzie, dotychczas wrogowie, nagle stali się swoimi towarzyszami. Aż trudno było jej w to uwierzyć.

Nacja IV: Cień ŚwituOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz