Rozdział 11

411 33 0
                                    

- Kiedy?! - spytała ostro, obdarowując zarówno Andrew, jak i swojego ojczyma oburzonym spojrzeniem.

- Uznaliśmy, że im szybciej, tym lepiej - odparł Richard z nutą ostrzeżenia w głosie.

- Tydzień to wystarczający czas na poznanie się - dodał Andrew nonszalancko, a Florence miała ochotę wbić mu trzymaną łyżeczkę w gardło.

Dziwiła się, że po ostatnim incydencie nadal zgadzał się na ślub, a nawet wyszedł z inicjatywą, by odbył się on jak najszybciej. Miała niepokojące wrażenie, że jej wybryk nie tyle, co go zniechęcił, to mu się spodobał. A jego tajemniczy uśmiech ciągle przyprawiał ją o dreszcze...

- Nie zgadzam się, żeby...!

- Nie masz w tej kwestii nic do gadania! - warknął jej ojczym, nawet nie pozwalając jej dokończyć zdania. - Twój ochroniarz zaprowadzi cię do pokoju.

Cały czas uważny Finn przyglądał się jej, gdy szybko wstawała z krzesła, prawie przewracając przy tym filiżankę z niedopitą herbatą. Otworzył przed nią drzwi, przepuszczając ją przodem.

Nie mieściło jej się w głowie, że nie mogła nawet trochę przygotować się do praktycznie nowego życia.

Choć zazwyczaj potrafiła trzymać nerwy na wodzy, przy Finnie coraz częściej miała ochotę najzwyczajniej w świecie się rozkleić. Dlatego chociaż bardzo się przed tym wstrzymywała, gdy tylko przekroczyła próg swojego pokoju, łzy momentalnie popłynęły po jej policzkach.

Finn nawet nie mrugnął, kiedy z impetem zrzuciła swój stosik książek na podłogę. W ruch za nimi poszła kolejna doniczka z kwiatami i kosmetyki z toaletki. Dopiero kiedy z płaczem opadła na łóżko, postanowił do niej podejść.

- Czemu nie mogę żyć jak normalna kobieta? - spytała szeptem, ale nie potrafił jej zrozumieć. Gdy pokazał jej coś na migi, zdawała się go nie widzieć.

Delikatnie położył jej dłoń na ramieniu, od razu spotykając jej zaskoczone tęczówki. Wtedy znów ułożył dłonie w znajomy znak.

"Walcz".

***

Pierścionek, który była zmuszona nosić, po tamtym popołudniu zaczął ciążyć jej jeszcze bardziej. Co chwila ściągała i zakładała go z powrotem, bojąc się, że ktokolwiek mógłby powiedzieć Richardowi o jej dziecinnym zachowaniu. Skoro nawet Finn posyłał jej nieco zaniepokojone spojrzenia, musiała wyglądać naprawdę okropnie...

Nic dziwnego, skoro już za tydzień miała wyjść za mąż. Niby wiedziała, co takiego ją czekało, a jednak i tak za nic nie potrafiła się z tym pogodzić. Co chwilę musiała chodzić na jakieś idiotyczne przymiarki, które miały pomóc jej wybrać kilka sukienek na tę okazję. A co najważniejsze - jedną suknię ślubną.

Bo przecież córka prezesa Gerbero nie mogła pokazać się na ołtarzu w byle czym. Jej ojczym osobiście odrzucał wszelkie propozycje najlepszych krawcowych w mieście, nawet nie zastanawiając się nad możliwością braku ubrań na czas. A tu za dużo koronki, tu jej za mało, tam za mało dekoltu, w dole zbyt bufiasta... Nawet nienawidząca sukni Florence nie mogła już znieść jego ciągłej krytyki.

Chociaż najgorzej było chyba z wyborem fryzury i makijażu. Musiała wiele razy znosić nieprzyjemny dotyk pędzli na twarzy i ciasne upięcia, po których miała wrażenie, że straci wszystkie włosy. Ku jej wielkiej boleści, jej ojczym stwierdził, że nie może wyjść za mąż w farbowanym kolorze i po ciężkich próbach zmycia farby, pozostała w swoim naturalnym brązie.

Tak naprawdę sama nie wiedziała, jaki kolor królował na jej głowie. Zagłębiając się niegdyś w kobiece czasopisma jej matki, zaczynała uważać się za szatynkę, jednak czasami naprawdę miała wrażenie, że jest ruda. Nie miała pojęcia, dlaczego sama z siebie postanowiła zacząć się farbować, skoro blond aż tak bardzo do niej nie pasował. Cóż... W najbliższym czasie pewnie i tak nie będzie miała takiej możliwości.

Nacja IV: Cień ŚwituOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz