Rozdział 39

226 18 0
                                    

Nie trzeba było być wielce spostrzegawczym, by zauważyć, że im bliżej centrum Zapomnianego Miasta, tym więcej bijatyk na ulicach. Florence co chwilę musiała odwracać wzrok od sporej ilości krwi na bruku, a także kilku ludzkich ciał, które mijała podczas drogi do Abramo. Patrząc na całą masakrę, nie potrafiła być spokojna. Ilość czerwieni, jaka znajdowała się na ulicach była dla niej przerażająca. W szczególności, że od razu przypominała sobie swoje dawne życie.

Zastanawiała się, czy ulubiony pokój jej ojczyma też tak czasami wyglądał, kiedy bardzo zalazła mu za skórę i nie hamował się ani odrobinę. Była pewna, że do końca życia zapamięta widok krwi na podłodze, kiedy praktycznie straciła swoje prawe oko. Odruchowo dotknęła swojej opaski, próbując zniwelować towarzyszący mu ból.

Finn zerknął na nią z niezrozumieniem, ale zamiast cokolwiek powiedzieć, po prostu mocniej ścisnął jej łokieć. Nie pozwalał jej oddalać się ani na krok, doskonale wiedząc, że niebezpieczeństwo mogło czyhać praktycznie za każdym możliwym rogiem. Postarali się, by nie wyglądać tak rozpoznawalnie, jak zazwyczaj, ale i tak był pewien, że któryś z wrogów mógłby ich wyczuć.

Był bardzo niezadowolony z faktu, że niedługo po wyruszeniu z domu poczuł unoszący się w powietrzu zapach Enrico. Chcieli unikać go jak ognia, ale nawet jeśli Finn prowadził ich jak najdalej od specyficznej woni, wschodni przywódca już dawno wiedział o ich obecności. I niestety postanowił nasłać na nich swoich ludzi.

O ataku Florence dowiedziała się dopiero, kiedy blisko jej ciała przeleciała jedna z kul. Momentalnie wyciągnęła swój pistolet z kabury, pozwalając się przy okazji osłonić przez Nadnaturalnego. Nie dostrzegła żadnego wroga, póki czwórka najbardziej zaufanych ludzi Enrico nie wyszła jej naprzeciw.

Wiedziała, że dla Finna nie będą oni stanowić aż takiego wyzwania, jeśli sama nie będzie mu przeszkadzać. Byli w końcu zwykłymi ludźmi i ich nieco ponadprzeciętna siła wcale nie świadczyła o natychmiastowej wygranej. Jedynymi problemami był więc rodzaj używanych przez nich broni i to, że wydawali rzucać się na słabsze ogniwo - na nią.

Z hardą miną rozglądała się po otoczeniu, chcąc utwierdzić się w przekonaniu, że nikt więcej ich nie atakuje. Pozwoliła sobie na pilnowanie pleców swojego partnera, podczas gdy on rzucił się na pierwszego z ludzi.

Mocno się zdziwiła, kiedy jakaś nadnaturalna siła odrzuciła go w bok przed rozerwaniem mu gardła.

Potępiony.

Jest potępiony.

- Nicolas?!- krzyknęła jego wymyślonym imieniem, nie mając pojęcia, co mu nagle odbiło.

Zazwyczaj w takiej sytuacji od razu działał i wysuwał swoje pazury. Tym razem wydawało jej się, że zgrywa po prostu pajaca.

Niestety niczego nie udawał. Ponownie spróbował zaatakować, wdzięczny Florence za to, że uniemożliwiała wrogom celne strzelanie w jego stronę. Zanim zdążył chociażby dotknąć upatrzonego mężczyznę, poczuł silne pieczenie na plecach, od którego na moment nie mógł złapać oddechu.

Nie skrzywdzisz już żadnego człowieka.

Zrozumienie spadło na niego niczym grom z jasnego nieba. Przez to, że otrzymał Znak Potępienia, nie mógł w żaden sposób działać. Nikogo nie interesowało to, że nie mógł w tej chwili obronić swojej wybranki. Jedyne, co był w stanie zrobić, to ustawić się przed linią strzału, kiedy prawie oberwała.

- Co się dzieje?! - krzyknęła, zwracając jego uwagę. Jednak jego zagubione spojrzenie utwierdziło ją w przekonaniu, że nie był w stanie niczego zrobić.

Nacja IV: Cień ŚwituOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz