Rozdział 28

258 22 0
                                    

Siedziała na kanapie, kiedy z niewiadomych powodów zaczął głośno krążyć po mieszkaniu i pakować do torby najpotrzebniejsze rzeczy. Wiele razy próbowała już zapytać go, co takiego planował, ale nie zwracał na nią uwagi.

Odkąd wyniósł ciała z ich salonu i podsunął jej lód na obolałą głowę, nie odezwał się ani słowem. Flore po prostu wiedziała, że działanie narkotyku jeszcze z niego nie wyparowało i siłą woli walczył, by nie zacząć ponownie siać zniszczenia.

Prawie ją zagryzł... Mimo, że się go nie obawiała, przez głowę przepływały jej coraz to czarniejsze scenariusze.

Zamiast zastanawiać się nad tym, do jakiej części Zapomnianego Miasta będzie chciał się przenieść, skupiała się na tym, by nie wydać z siebie żadnego syknięcia. Nie dość, że nadal miała skręconą kostkę i za sprawką Nadnaturalnych mocno uderzyła głową w podłogę, to jeszcze czuła nieprzyjemny dyskomfort w całym ciele. Nie byli zbyt łaskawi, uwalając się na niej, jak na poduszce.

Przypomniała sobie moment, kiedy zauważyła, że coś było nie tak. Dosłownie po dziesięciu minutach od wyjścia Finna usłyszała charakterystyczny zgrzyt zamka i nieznany sobie odgłos kroków. Na szybko przed tym, jak trzech Nadnaturalnych weszło do ich salonu jak do siebie, zdążyła przeładować swój pistolet. Pamiętała, że strzeliła w jednego z nich, ale z łatwością uniknął pocisku. Potem wylądowała na podłodze i wyszło na to, że Finn ją uratował. Biorąc to cholerne Nadrium.

Przyjrzała mu się z ukosa, starając się wychwycić każde niepokojące objawy. Z pewnością zachowywał się o wiele głośniej niż zazwyczaj i nie miała pojęcia, czy wynikało to z wściekłości krążącej w jego żyłach, czy narkotyku. Mimo, że nie znała żadnego dawkowania tych dziwnych tabletek, była pewna, że niemal całe, choć małe, opakowanie to gruba przesada. Bała się, że jej partner odczuje skutki uboczne.

- Co teraz będzie? - zapytała, odkładając worek z lodem na stolik. Niestety ból, jak nie zmalał, tak nie zmalał.

Dlaczego zawsze obrywała właśnie w głowę? Nację tak bardzo kręciło łupanie komuś czaszki?

Nadnaturalny odwrócił się do niej powoli, mocniej niż zwykle odczuwając wibracje z otoczenia. Spojrzał na ogromnego siniaka na jej czole, prawie warcząc z oburzenia.

- Idziemy do Osady - wycharczał, gniewnie pakując kolejne ubranie do torby.

Florence na moment zamurowało. Do Osady? Do całego skupiska Nacji? Do jego rodziny, do której postanowił się już nie odzywać?

- Pojebało cię?! - krzyknęła, gwałtownie wstając z miejsca. Nie interesowała ją nawet obolała kostka.

Podeszła do niego nieco niezdarnym krokiem, łapiąc go za koszulkę.

- Przecież sam mówiłeś, że nie możesz się tam zjawić! Nie po zabójstwie mojego ojczyma!

Finn wolno przytaknął, starając się nie myśleć o tym, jak bardzo blisko niego była. Miał jej szyję na wyciągnięcie ręki... Tak blisko, a jednocześnie tak daleko...

- "Tak powiedziały Cienie" - oznajmił, co chwila zerkając na jej kostkę.

- I będziesz bezmyślnie się ich słuchał?!

- "Musisz zrozumieć, że właśnie to musimy zrobić".

- Niczego nie musimy! - krzyknęła, nie potrafiąc się już opanować. - Co powie twoja rodzina? Nie ukrywaliśmy się w Osadzie, bo jesteśmy przestępcami! Ilu ludzi już zabiłeś, co?! Ile razy powinieneś zostać stracony?!

Finn nie odpowiedział. Wiedział doskonale, że przysięga, którą złożył, wstępując do środowiska ochroniarzy, zobowiązywała do lojalności wobec pracodawców. On swojego zabił, tak jakby porwał jego córkę i uciekł do Zapomnianego Miasta. Nikogo nie obchodziło to, co naprawdę działo się w rezydencji. I owszem, mógł zostać stracony za swoje przewinienia. Szczególnie, że w grę wchodziła jeszcze druga przysięga o niestosowaniu przemocy wobec ludzi.

Nacja IV: Cień ŚwituOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz