Wbrew pozorom powracanie do świadomości nie było dla niej takim przyjemnym doznaniem. W jednym momencie spowijała ją ciemność i dosłownie odlatywała w coraz większą otchłań, a potem po kilku uderzeniach w policzek, znów widziała całą krwawą scenerię i syczała na towarzyszący jej ból. Zmuszenie mózgu do pracy po ataku paniki i utracie przytomności zajęło jej zbyt wiele czasu, by ktokolwiek trudził się ze stawianiem jej na nogi. Zamiast tego wylądowała w obcych ramionach, ledwo słysząc warknięcia Finna przez nadal szumiącą w uszach krew.
Nie pamiętała, które z kolei obicie sobie policzka o twardą klatkę piersiową, najpewniej jakiegoś muskularnego mężczyzny, przywróciło jej wspomnienia. Szybko dotarło do niej, że walczyli, a jej wybranek wbrew wszelkiemu zdrowemu myśleniu, znów wziął Nadrium, tym samym mogąc bez problemu zabić kilku ludzi. Ze szczególnym okrucieństwem i uśmiechem na ustach.
Nie zapanowała nad targającymi nią torsjami, prawie brudząc zawartością swojego żołądka całkiem przyjemną w dotyku kurtkę faceta, który postanowił się z nią oddalić. Gdy chwilę później pochylona na ziemi wymiotowała z przesadnym zdzieraniem sobie przy tym gardła, zastanawiała się, czy nieznajomy nie jest czasem jej wrogiem.
Z trudem zerknęła za siebie, ale przez nieprzyjemne kręcący się przed oczami obraz, nie zdołała rozpoznać jego twarzy. Dostrzegła jednak kroczącego za nimi Finna, siłą przetrzymywanego przez innych dwóch osiłków. Nie świadczyło to o niczym dobrym, ale z jakiegoś powodu nie uznała walki za coś koniecznego i nie protestowała, gdy ponownie znalazła się w czyichś ramionach.
- Rączka do szycia, pani Florence - usłyszała całkowicie obcy sobie głos. - Może od razu przejdziemy się do waszego doktorka, co?
Próbowała wygrzebać z zakamarków umysłu te dwie różne tęczówki, które tak uważnie się w nią wpatrywały. Niestety nic nie potrafiła sobie przypomnieć i rysy twarzy mężczyzny wydawały jej się nieznajome.
- Kim jesteś? - spytała słabo, próbując równocześnie rozejrzeć się za Finnem.
- Joseph, do usług.
Świetnie, właśnie zgarnął ich szycha z zachodniej części miasta. Tracąc ponownie przytomność, miała nadzieję, że był po ich stronie.
***
- Odwodnienie, wyziębienie, dłoń i ramię do szycia. Brawo, Florence. Jeszcze zachciało ci się dorzucać do tego omdlenia - wymruczał doktor Bert, gdy tylko na szybko ją obejrzał. - A mówiłem, żebyś brała tabletki. To nie! Najlepiej twierdzić, że wszystko jest już w porządku!
Skrzywiła się na głośny ton, którym de facto ją opierniczał. Zerknęła na siedzącego naprzeciwko Finna, nieco bujającego się na boki po otrzymaniu bardzo silnego środka uspokajającego. Swoją drogą miała wrażenie, jakby sama na takim była, bo wciąż nie potrafiła racjonalnie myśleć.
Joseph i dwójka z całej grupki jego ludzi stali pod drzwiami i wypatrywali ewentualnego zagrożenia. Jak zdążyła się dowiedzieć, po krótkim monologu zachodniego przywódcy, właśnie zmierzali do Abramo omówić wszystkie szczegóły współpracy. Mieli szczęście, że ich rozpoznał i postanowił zawczasu uratować. Florence od odlecenia na drugą stronę z powodu duszności i zimna, a Finna z nasilających się objawów zażycia narkotyku.
Krzyknęła, nie potrafiąc zapanować nad odruchowym szarpnięciem ręką, gdy doktor Bert po prostu wbił igłę z nicią w jej dłoń.
- Nie ruszaj się - mruknął z niezadowoleniem. - Właśnie próbuję uratować twoje zszargane nerwy. I nie mówię tutaj o twojej psychice.
- Przecież nie umiesz łączyć... Ała!
Tym razem ledwo, bo ledwo, ale posłusznie trzymała rękę na kozetce. Niestety swoim krzykiem nieco rozbudziła swojego wybranka, który niemal natychmiast znalazł się przy niej. Zdawał się już bardziej kontaktować i przestała się go aż tak obawiać. Mimo to niepewnie zaglądała w błyszczące niepokojem oczy, kiedy obejmował ją ramieniem.
![](https://img.wattpad.com/cover/315956737-288-k425848.jpg)
CZYTASZ
Nacja IV: Cień Świtu
FantasíaOd zakończenia wojny z ludzkim rządem minęło dwadzieścia pięć lat. Florence Gerbero żyje pod twardą ręką swojego ojczyma, po niespodziewanym ataku pozostając pod ochroną pewnego Nadnaturalnego. Jednak co się stanie, jeśli sprawy wymkną się spod kont...