Rozdział 10

393 28 1
                                    

Plakietki na szyjach Nadnaturalnych były czymś, co w głównej mierze wyróżniało ich wśród ludzi. Choć ich budowa oraz roztaczająca się wokół nich aura mówiły same za siebie, te w jakiejś części wytworzone ze srebra prostokąty, boleśnie wyznaczały ich przynależność do swojej grupy. A co nie było dla ludzi zbyt powszechną wiedzą - nadawały im rangę.

Głównym podziałem były litery od A do D, a drugim cyfry od zera do pięciu. Klasa A-5 tworzyła więc z jej ochroniarza kogoś, kogo siła była większa niż "dobra".

Nie widziała żadnego sensu w tego typu wyróżnieniem Nadnaturalnych, a nawet gardziła traktowaniem ich jak zwykłego bydła. Dla większości ludzi nieśmiertelnik był jedynie przypomnieniem, z kim się zadają. A Florence do tej większości należała.

- A... Pięć? - spytała na wpół przytomnie, kiedy tak naprawdę zdążył już schować zawieszkę za swoją koszulę.

Finn skinął głową, nawet nie starając się kontynuować tego tematu. Zamiast pozwolić jej mamrotać dalej, powoli podał jej szklankę z zimną wodą. Nie było to zbyt dobrym wyborem, skoro już bez tego trzęsła się z zimna, ale kilka łyków czegoś płynnego przyjęła niemal z utęsknieniem.

Potrzebowała trochę czasu, by względnie dojść do siebie. Mimo kolejnego parnego dnia, ogrzewała się pod kocem w swoim łóżku, czując na sobie uważne spojrzenie Nadnaturalnego.

Gdy półświadomie o tym myślała, zorientowała się, że pierwszy raz był świadkiem czegoś poważniejszego niż zwykłe uderzenie w policzek. Nie sądziła, by go to obchodziło - była tylko jakąś tam pasierbicą wielkiego prezesa Gerbero, a jej wartość w rezydencji wynosiła praktycznie zero.

Myliła się. Choć Finn nadal może nie do końca ją lubił, jego natura nie pozwalała mu na zwykłe oglądanie zła, które zakorzeniło się w tym domu. Gardził każdym, kto nie pomagał Florence, ale jednocześnie wiedział, że po prostu taki był jej los.

A on nie mógł niczego na to poradzić.

***

Pierwsze, co zobaczyła po wybudzeniu się z krótkiego snu, był Nadnaturalny wypatrujący czegoś zza oknem. Powoli przecierając zmęczone oczy, wstała z materaca, dość mocno starając się nie wypuścić z siebie żadnego dźwięku. Mimo to Finn poczuł na swoim ciele jej kroki, choć nie odwrócił się, kiedy oparła głowę na jego ramieniu.

Nie lubił, gdy nagle go dotykała, choć nie miała w tym żadnego celu. Czasami bardzo się przed tym wzbraniała, a czasami wręcz się do niego kleiła.

- Pojechał, tak? - mruknęła, patrząc w ten sam punkt, co on.

Samochód Andrew zamknął się z cichym trzaskiem i właśnie wyjechał z ich bramy. Nie wiedziała, ile czasu dokładnie minęło, odkąd zasnęła, ale wiedziała, że jej narzeczony przez jakiś czas zabawiał się jeszcze z jej ojczymem. W sumie nie spodziewała się po nim niczego innego.

Finn spojrzał na nią z pytaniem w oczach, nie potrafiąc odszyfrować tego, co przed chwilą powiedziała. Powoli obrzucił ją oceniającym wzrokiem, zatrzymując się na dłużej na bosych stopach.

Bez słowa objął dłonią jej talię i delikatnie zaprowadził do ulubionego parapetu. Flore z zadowoleniem się na nim usadowiła, choć przez swoją pozycję mocno odczuwała niedawno nabite siniaki.

Nadnaturalny dość szybko znalazł skromne baletki w mieszaninie jej ubrań leżących na podłodze i ostrożnie złapał je w palce. Nie umknęło mu to, że jego pani ciągle na niego patrzyła.

- Załóż - rozkazała z pełnym wyższości uśmiechem i lekko pomachała praktycznie nagimi nogami.

Miała na sobie tylko białą halkę, w którą na szybko przebrały ją służące. Dziwił się sam sobie, że opanowywał zwierzęce odruchy.

Nacja IV: Cień ŚwituOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz