Rozdział 3

489 32 8
                                    

Bal tak naprawdę jeszcze na dobre się nie rozpoczął, a już miała go serdecznie dość. Z dwojga złego wolałaby już cały dzień witać się ze znajomymi ojczyma, niż udawać, że odpowiada jej fakt poślubienia jakiegoś obcego kolesia. Owszem, wiedziała, że ojciec Andrew Boltona był założycielem praktycznie największej firmy prawniczej w kraju (zajmowała czwarte miejsce w rankingu), ale ten fakt wcale jej nie przekonywał.

Mężczyzna nie wydawał jej się obleśny, czy nadmiernie wybredny, ale do najlepszych charakterów też nie należał. Od razu nie spodobał jej się wzrok, jakim ją obdarzał, ani to, że pięć minut od pierwszego spotkania zaprosił ją do ogrodu na przechadzkę.

Naprawdę ostatnim, czego w tamtym momencie pragnęła, było spoufalanie się ze swoim wrogiem. Tak, Florence zdążyła opiętnować go tym mianem już po pocałunku w dłoń.

- Czym się interesujesz, Flo?

Flo. No gorszego zdrobnienia już nie mógł wymyślić. Wolała, gdy mówiono do niej na Flore, ewentualnie pełnym imieniem. Za gówniarę też by się nie obraziła.

Chociaż gdyby się głębiej nad tym zastanowić, był od niej starszy tylko o dziesięć lat. Może po osiemnastym roku życia tak duże granice jakoś się zacierały i mogliby się ze sobą dogadać? Nie. Nawet nie potrafiła sobie wyobrazić, że podczas gdy ona kopała matkę w brzuchu, on od dawna śmigał na rowerze.

- Lubię czytać - odparła zdawkowo, nie zaszczycając go ani jednym spojrzeniem. Co z tego, że przez całą drogę musiała obejmować jego ramię?

- Czytać... - Andrew wyraźnie się skrzywił. - Niech zgadnę, literatura kobieca?

- Nie - mruknęła, nie siląc się na opanowanie.

- Przygodówki?

- Pudło. Poradniki dla morderców - odpowiedziała śmiertelnie poważnie.

Mężczyzna obok niej przystanął i spojrzał na nią ze zmarszczonymi brwiami.

- Zabawne, nie powiem - syknął po dłuższej chwili ciszy. O, chyba trochę go wkurzyła.

- Mówiłam poważnie - odparła, jak gdyby nigdy nic spoglądając mu prosto w oczy. Rzeczywiście parę pozycji tego typu zdążyła już przyswoić. Czy miała zatem doświadczenie w zabijaniu? Ani trochę nie i nie zamierzała mieć.

Andrew prychnął pod nosem, nawet nie udając już miłego. Mocno złapał ją za nadgarstek i praktycznie siłą posadził na ławce przy fontannie. Sam pochylił się nad jej zaskoczoną twarzą, wyraźnie nad nią górując.

- Słuchaj, kochaniutka... Słyszałem, że wcale nie jesteś takim aniołkiem, za jakiego prawie wszyscy cię uważają - warknął, celowo zniżając głos. - Nie interesuje mnie to, że nie chcesz tego ślubu. Jeśli myślisz, że ja tego chciałem, to się grubo mylisz. Robię to dla zysków i być może dla... kilku innych aspektów.

Bardzo nie spodobało jej się spojrzenie, jakim zlustrował jej ciało. Prawie się wzdrygnęła, gdy usiadł obok niej i zarzucił ramię przez drewniane oparcie.

Dostrzegając w oddali jakąś samotną parę arystokratów, nie zdziwiła się, że udawał spokojnego i zadowolonego z jej obecności. Gdy tylko małżeństwo przeszło obok nich, zarządził powrót do sali balowej.

***

Z lekkim grymasem na twarzy przechadzała się wzdłuż bufetu, mając ochotę na odrobinę ponczu. Wiedziała, że ojczym ani trochę nie popierał picia przez nią alkoholu, ale w tamtym momencie miała go dosłownie gdzieś.

Nawet jeśli wiedziała, że skończy się to kolejnymi siniakami.

Upiła malutki łyczek, niemal od razu krzywiąc się na jego słodki smak. Już od pierwszego posmaku wiedziała, że się nie polubią.

Nacja IV: Cień ŚwituOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz