Rozdział 7

438 31 0
                                    

Od przyjęcia do rezydencji dodatkowych ochroniarzy minęły cztery dni. Ku boleści Florence, Richard Gerbero uznał to za czas wystarczający, by wreszcie przygotować się do publicznego ogłoszenia jej zaręczyn. Zarówno on, jak i Andrew byli z tego powodu zadowoleni. Co do niej - niekoniecznie.

Po raz kolejny była zmuszona do przygotowań na "małe" przyjęcie, będące tylko pretekstem do ogłoszenia tego jakże cudownego faktu. Jej ojczym z góry zaplanował przebieg spotkania oraz wybrał jej suknię na tę okazję, z której także nie była zbyt zadowolona. Tym razem nawet skromna zieleń nie była w stanie jej przekonać. Co prawda materiał zakrywał to, co powinien zakrywać, ale pod czujnym wzrokiem swojego przyszłego narzeczonego i tak czuła się bardzo niekomfortowo.

Odpoczywając chwilę od kolejnej lekcji tańca z Lorenzo, powoli usiadła na parapecie i podwinęła do siebie kolana. Miała serdecznie dość całego zgiełku, który od rana panował w rezydencji. Jej niesłyszący Nadnaturalny na moment odszedł w zapomnienie. Co prawda nadal ciągle jej pilnował i samą obecnością ją drażnił, ale myśląc ciągle o jednym i tym samym, straciła nim zainteresowanie.

Była świadoma faktu, że już za niedługo miała stać się podporządkowana kolejnemu mężczyźnie. Znając jej ojczyma, wiedziała, że ślub z pewnością odbędzie się szybciej, niż będzie myślało społeczeństwo. A dodatkowo z pewnością nie zrezygnuje z władzy nad nią ot tak.

Westchnęła, zwracając tym samym uwagę czujnego Finna. Choć jej nie słyszał, drżenie jej ciała i przybity wyraz twarzy zdradzały mu jej emocje. Zerknął na nią przelotnie, doskonale wiedząc, jaki los ją czekał. W końcu znał plany swojego pracodawcy już od dawna.

- Nie płacz - wychrypiał, choć nawet nie wiedział, jak te słowa brzmiały w jego ustach.

Zdezorientowana Florence rozejrzała się po pokoju, doszukując się w nim osoby odpowiedzialnej za ten ledwo zrozumiały charkot.

- Matko... Ty potrafisz mówić... - szepnęła, z zaskoczeniem oglądając jego reakcję. Po prostu przewrócił na nią oczami.

Rzeczywiście coś tam powiedzieć umiał. Nie był do końca pewien, czy jego mowa jako niesłyszącego była w miarę zrozumiała, ale kilka razy zdarzyło mu się komunikować właśnie w ten sposób.

Sens jego pierwszych wypowiedzianych do niej słów dotarł do niej dopiero, kiedy naprawdę poczuła wilgoć na policzkach. Zaśmiała się nerwowo ze swojej słabej postawy i szybko pociągnęła nosem.

- Życie jest niesprawiedliwe, co? - mruknęła. - Tobie odebrało jeden ze zmysłów, a mi wolność.

Nie mógł się z tym nie zgodzić. Zawsze był zazdrosny o swoich rówieśników, którym nic oprócz nadmiernej pewności siebie nie było. Doskonale pamiętał, jak ciężko musiał pracować, by zbliżyć się do ich poziomu. Nie było mu łatwo, ale przyzwyczaił się już do faktu, że pod pewnymi względami był wybrakowany.

Potrafił język migowy, w miarę dobrze pisał i czasami wydukał jakieś słowa, jednak jeśli chciał wyczuć jakieś zagrożenie, musiał zdawać się na wzrok i węch. Być może dlatego te dwa zmysły wykształciły się u niego najbardziej. Najczęściej czuł także drżenie pod stopami, kiedy ktoś się zbliżał lub głośniej krzyczał. No i najważniejsze, umiał czytać z ust rozmówcy, jeśli mówił dostatecznie wyraźnie i wolno.

Pokazał jej coś rękami, ale nijak potrafiła zrozumieć jego powszechny język. Zamiast tego wpadła na genialny wręcz pomysł.

Szybko starła ostatki łez z powiek i pognała do biblioteki. Grzebiąc we wszystkich półkach, była pewna, że coś znajdzie. Cokolwiek, co mogłoby zbliżyć ją do tematu... I znalazła. Nie miała pojęcia, skąd jej ojczym miał słownik do języka migowego, ale prawie krzyknęła z ekscytacji, kiedy mogła go otworzyć.

Nacja IV: Cień ŚwituOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz