Rozdział 40

220 21 0
                                    

Finn z trudem potrafił cisnąć się w ciasnej uliczce, nie mogąc nawet głębiej odetchnąć, bo jego klatka stykała się ze ścianą. Nie dało się ukryć, że jako Nacja był aż za dobrze, jak na tamten moment zbudowany i w przeciwieństwie do szczupłej Florence, miał problem z przechodzeniem w tak wąskich przejściach. Na jego szczęście, ich droga nie trwała aż tak długo, jak się spodziewał.

Sam postanowił wybrać ten skrót, w którym kręciło się chyba najmniej ludzi. Nie wyobrażał sobie, by Nadnaturalni Marco chodzili tu odwróceni bokiem i z wciągniętym brzuchem, tylko po to, by ich złapać. Było im to na rękę, skoro zamierzali niezauważeni udać się do centrum.

Dostrzegał, jak jego wybranka co chwilę marszczyła nos, będąc zmuszoną wdychać wszelkie nieprzyjemne zapachy w tej okolicy. Niestety im mniej uczęszczana była dana droga, tym gorzej wyglądało całe otoczenie. Wbrew pozorom częściej zalegały tu porzucone produkty i przepocone ubrania - jak w zwykłym śmietniku.

- "Uważaj na stopy" - ostrzegł, zatrzymując się na krótką chwilę.

Był pewien, że gdyby nie jego uwaga, Florence po prostu wdepnęłaby na leżące przed nimi odłamki szkła i choć tym razem dobrała obuwie odpowiednio do podróży, nie mógł mieć pewności, że niczego by sobie nie zrobiła. A tego oczywiście nie mógłby znieść.

Coraz częściej łapał się na tym, że z nadmiernym zainteresowaniem wdychał jej zapach, chcąc wiedzieć o dosłownie każdej zmianie nastroju. Chociaż niezbyt często pozwalał sobie na pocałunki albo chociażby trzymanie za dłoń, zdawało mu się, że bardziej się o nią martwił.

Ale nie mógł tego jednoznacznie stwierdzić. Będąc hybrydą człowieka i Nadnaturalnego, o wiele inaczej odczuwał więź. Nie był aż tak zaborczy jak ojciec, nie miał parcia na chodzenie do łóżka jak wujek Harry i nie odczuwał potrzeby dotykania swojej partnerki na każdym kroku, jak praktycznie każdy Nadnaturalny. Czuł się z tym dziwnie nie tylko z powodu wychodzenia poza schemat bratnich dusz, ale również dlatego, że czasami w ogóle tej więzi nie odczuwał. A przecież już przeszli do pierwszego etapu parowania!

Warknął przeciągle, powodując tym drżenie zaskoczonej Florence. Kiedy odwrócił się w jej stronę, posłał jej uspokajające spojrzenie, zupełnie jakby nic się nie wydarzyło. W końcu to nie była jej wina, że dalej nie wiedział, jak powinien się zachować. Miał nadzieję i był niemal pewny, że aktualny stan rzeczy jej nie przeszkadzał.

- Ciasne uliczki ci nie służą - szepnęła z grymasem wymalowanym na twarzy. - Zupełnie jakbyś musiał związać swoją dziką naturę.

W istocie właśnie takiego jej w tamtej chwili przypominał - jak psa uwięzionego w klatce. Ale nie dziwiła się, że jako Nacja bardzo niekomfortowo czuł się w tak ograniczonej przestrzeni. Swoim szerokim torsem zasłaniał jej cały widok, więc mogła jedynie zerkać na tyły.

Na szczęście dość szybko udało im się wyjść i po dokładnym upewnieniu się, że w pobliżu nie ma żadnego wrogiego im Nadnaturalnego, wyszli na główną ulicę z kapturami na głowach. Dla pewności nieco się rozdzielili, by nie dawać nikomu do zrozumienia, że się znają.

Ciągle utrzymywali ze sobą nikły kontakt wzrokowy, sugestywnie wskazując kolejne przejście w uliczce, w której dostrzegli znany samochód. Byli idealnie na czas.

Florence od razu zapaliła papierosa, by skutecznie powkurzać tym starszego komendanta. Jack skrzywił się nieznacznie na ich widok, ale od razu podał im kopertę z kilkoma banknotami i informacjami w środku. Udawał, że nie widzi zdziwionego spojrzenia dziewczyny, dając jej do zrozumienia, że w jakiś sposób był im to winien. Cóż, trochę pieniędzy na pewno im nie zaszkodzi.

Nacja IV: Cień ŚwituOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz