Nie lubiła patrzeć, kiedy Finn męczył się z ranami, nawet jeśli zdarzało się to dosyć rzadko i szybko wracał do normy. Jeszcze w drodze powrotnej do domu musiała mocno trzymać go za ramię, żeby na pewno nie opadł na ziemię, więc czym bardziej dziwiła się, że z każdą minutą wydawał się mniej poturbowany.
Krew w niektórych miejscach zdążyła na dobre zastygnąć, a niektóre pomniejsze cięcia pazurami bledły. Mimo to, Nadnaturalny miał jeszcze problem z powieszeniem kurtki na wieszaku, a także ściągnięciem z siebie brudnej koszulki. Florence od razu mu z tym pomogła, bardzo delikatnie przeciągając ją przez jego głowę i rzucając gdzieś w kąt pokoju. Nie spotkało się to z aprobatą mężczyzny, ale nie odezwał się do niej ani słowem.
Miał szczęście, że nie stracił żadnej z kończyn podczas tej szaleńczej walki. Choć Nacja posiadała zdolność szybkiego odnawiania tkanek, pełne odtworzenie utraconego palca zajmowało zazwyczaj rok, już nawet o nodze nie wspominając. Złamana ręka nie była więc aż taka zła do wyleczenia.
Jednym z najpoważniejszych obrażeń były pogruchotane żebra. Devon bezlitośnie mocno przejechał po nich pazurami, więc Florence mogła dostrzec wśród porozrywanych mięśni zarysy kości. Chciało jej się wymiotować, ale usilnie starała się patrzeć Nadnaturalnemu prosto w oczy.
- Jak dobrze, że żyjesz... - wyszeptała, klękając przed nim na kanapie, na której siedział.
Finn nawet nie musiał widzieć, co mówiła, czując bijący od niej strach. Choć czuł się okropnie, schlebiało mu, że się o niego martwiła.
Z czułością pogłaskał ją po głowie, zastanawiając się, co takiego powinien odpowiedzieć. Do głowy nie wpadło mu nic sensownego, więc zamiast tego wskazał jej miejsce obok siebie. Florence natychmiast się w niego wtuliła, celowo siadając po stronie, po której nie miała kontaktu z rozerwaną skórą.
- O co im w ogóle chodziło? Po cholerę masz do kogoś dołączać?
Finn nie wiedział. Sam długo zastanawiał się nad motywami Devona i jego szefa, jednak nie potrafił ich sensownie wytłumaczyć. Przynajmniej na razie, póki nawet nie zaczął węszyć.
Oczywiście, że zamierzał zająć się tym sam. Skoro nie potrafił obronić nawet siebie, nie chciał narażać Florence na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Już wystarczająco ucierpiała, choć była tylko przeszkadzajką w walce pomiędzy nim a Devonem i tym drugim Nadnaturalnym.
Miał ochotę poprzestawiać mu wszystkie możliwe kości, za to, że miał czelność skrzywdzić jego ukochaną. Co prawda uderzenie w głowę nie było w żaden sposób poważne, ale skoro nawet na zacięcie na palcu się wkurzał, nie wyobrażał sobie, żeby przemilczeć fakt czegoś groźniejszego.
Odruchowo warknął, zbyt długo wpatrując się w bandaż na jej głowie. Flore spojrzała na niego z niezrozumieniem, zaraz potem mocniej wtulając się w jego ramię. Nie ukrywała, że przez zapach krwi i ulicy nie pachniał najlepiej, ale miała to zupełnie gdzieś.
Finn w miarę możliwości przybliżył ją do siebie, lekko całując we splątane i wilgotne włosy.
Nie wyobrażał sobie, by mógł ją zostawić.
***
Wyleczyć zdążył się w niecałe trzy dni, podczas których regularnie zbierał informacje o Marco. Niewiele zdołał się dowiedzieć i nawet łącząc fakty z Florence, nie mogli powiedzieć o nim więcej niż cztery zdania.
Był przywódcą dziwnej szajki, kierował grupką Nadnaturalnych, rozprowadzał jakiś nowy narkotyk i szczególnie podpadł Abramo oraz niektórym Mundurowym.
Nie mieli żadnego punktu zaczepienia - na mieście praktycznie nikt nic nie wiedział, a nie mieli zamiaru spotykać Devona jeszcze raz i zadawać mu pytań. Szczerze powiedziawszy, byli przygotowani na przypadkowe minięcie na ulicy, więc dziwili się, że nic takiego się nie stało. Widzieli za to kilkoro Nadnaturalnych, którzy kręcili się ulicę dalej od ich mieszkania.
CZYTASZ
Nacja IV: Cień Świtu
FantasyOd zakończenia wojny z ludzkim rządem minęło dwadzieścia pięć lat. Florence Gerbero żyje pod twardą ręką swojego ojczyma, po niespodziewanym ataku pozostając pod ochroną pewnego Nadnaturalnego. Jednak co się stanie, jeśli sprawy wymkną się spod kont...