Nie musiała długo czekać, by do jej rezydencji zaczęli wpraszać się coraz to nowi goście. Jak trafnie zauważyła, nie była to cała śmietanka polityczna, jak można by przypuszczać. Miała wrażenie, że przyjęcie zaręczynowe będzie nieprawdopodobnie kameralne jak na jej ojczyma, ale najważniejsze persony z antynacyjskiego ugrupowania zjawiły się niemal na początku.
Z jednej strony mogła cieszyć się z faktu, że przypieczętowanie jej losu odbędzie się w dość małym gronie. Z drugiej jednak i tak nie potrafiła stać spokojnie, skoro wiedziała, co czekało ją w najbliższej przyszłości.
Finn obserwował córkę swojego pracodawcy spod przymrużonych powiek, próbując doszukać się w jej ruchach jakiegokolwiek znaku, że zaraz całkowicie jej odbije. Co prawda dawała radę ukrywać swoją niepewność pod maską wymuszonej grzeczności, ale i tak wyczuwał, że bardzo się denerwowała.
Sam nie był za przymusowym swataniem, jeśli nie miało to zapewnienia w postaci więzi występującej u Nacji. Jego rodzice zeszli się ze sobą dosyć spontanicznie, kiedy to matka podobno uciekając z więzienia, znalazła się w domku ojca. Nie znał szczegółów, a Debby oraz Dougiem nie zamierzali mu ich zdradzać, zamiast tego pokazując, jak bardzo szczęśliwi ze sobą byli.
Ale wyjść za praktycznie obcego człowieka? Gdy wyobrażał sobie jakąkolwiek kobietę w takiej sytuacji, musiał zaciskać zęby.
Nie rozumiał, dlaczego Florence nie mogła decydować o swoim życiu sama. Owszem, była pod opieką swojego ojczyma, ale mógł chociaż zapytać o zdanie, zanim wydał ją na pożarcie jakiemuś bogatemu lalusiowi jak w średniowiecznej tradycji.
Przez chwilowe roztargnienie, prawie nie spostrzegł, że coś do niego mówiła.
- Pomógłbyś mi uciec, gdybym cię poprosiła? - zapytała cicho, by tylko on mógł ją zrozumieć.
Nie był pewien, czy dobrze odczytał ruchy jej ust, ale pytanie wydało się wręcz absurdalne. Natychmiast pokręcił głową i lekko popchnął ją do przodu, wprost do towarzystwa.
Uważnie obserwował ludzi, którzy przyszli do rezydencji, nie wyczuwając w ich zapachu niczego dobrego. Chociaż jako ochroniarz pracował już kilka lat, i tak nie przyzwyczaił się do stopnia zepsucia społeczeństwa, które mu za to płaciło.
Nie umykały mu zbiorowe zerknięcia, które posyłano w jego stronę. W sumie nie był jedyny - każdy z szóstki nacyjskich ochroniarzy był atakowany niezadowolonymi grymasami, a także nerwowymi szeptami. Nie dziwił się, że choć zapewne wszystko wiedzieli już z licznych pogłosek o nowych pracownikach Richarda Gerbero, trudno było im uwierzyć w obecność Nadnaturalnych w jego domu.
Florence nieco sztucznie witała się z gośćmi, praktycznie z każdym wymieniając po co najmniej jednym dłuższym zdaniu. Widział, jak bardzo się przy tym męczyła, sam zresztą miał dość tej wyniosłej i nieprzyjemnej aury w drogo urządzonym salonie.
Nie musiał długo czekać, by pan domu ogłosił początek przyjęcia, a co za tym szło - kolacji. Zgodnie z zasadami, odsunął swojej pani krzesło i ustawił się w niedalekiej odległości, by zareagować w miarę potrzeby. Jej miejsce znajdowało się centralnie naprzeciwko Andrew Boltona, więc taka potrzeba mogła zajść nadzwyczaj szybko.
Nie dla niej, żeby była jasność - jeśli by się na niego rzuciła, co było dosyć prawdopodobne po wściekle krążącej w niej krwi, wolał powstrzymać ją przed wydłubaniem oka swojemu przyszłemu narzeczonemu.
Skoro widział dokładnie to, co ona, zdawał sobie sprawę, jakimi tekstami rzucał do niej trzydziestolatek. Mówił nieco niewyraźnie, ale sens jego słów i tak dokładnie kodował się w głowie Nadnaturalnego. I jakoś nie był przekonany co do jego osoby.
![](https://img.wattpad.com/cover/315956737-288-k425848.jpg)
CZYTASZ
Nacja IV: Cień Świtu
FantasyOd zakończenia wojny z ludzkim rządem minęło dwadzieścia pięć lat. Florence Gerbero żyje pod twardą ręką swojego ojczyma, po niespodziewanym ataku pozostając pod ochroną pewnego Nadnaturalnego. Jednak co się stanie, jeśli sprawy wymkną się spod kont...