- Nareszcie jesteś! - Po entuzjazmie swojej matki i wręcz ogromnym uśmiechu krążącym po jej twarzy, domyślił się, że długo wyczekiwała jego powrotu do domu.
Dziwił się, że praktycznie nikt go nie zaczepił, kiedy dotarł do swojej dzielnicy, ale w sumie było mu to na rękę z racji braku czasu. Dopiero gdy zadzwonił do odpowiednich drzwi, zaczął przyjmować czułe powitania.
Deborah trzymała się całkiem nieźle, jak na czterdziestopięciolatkę przystało, ale Finn nie mógł nie zauważyć, że miała lekkie problemy z kręgosłupem. W sumie się temu nie dziwił, skoro w czasie młodości wiele razy był świadkiem jej dziwnej gimnastyki na kanapie, od której bolały go oczy. Lata dodały jej także kilogramów, które w głównej mierze naprodukowały się za sprawką słodyczy, które na okrągło jadła.
Pocałował jej zaróżowiony policzek, od razu zauważając za nią swojego brata. W przeciwieństwie do niego, Tyler był stuprocentowym Nadnaturalnym, a jego ranga nieco go przewyższała.
Finn doskonale pamiętał, że w dzieciństwie niezbyt się dogadywali, a przez to, że nie słyszał, po jakimś czasie przestali się ze sobą bawić. Gdy nie był jeszcze tak obyty z otaczającym go światem, nie czuł się na tyle odpowiedzialny, by opiekować się młodszym braciszkiem. Szybko dotarli do momentu, w którym praktycznie w ogóle przestali spędzać ze sobą czas.
Mimo to, Tyler wydawał się dosyć pogodnie nastawiony na jego powrót. Od razu przywitał się z nim w języku migowym, następnie zamykając go w niedźwiedzim uścisku.
- "Długo cię nie było" - stwierdził, nieco unosząc brew.
- "Mamy nowych klientów. Sprawy się pokomplikowały" - odparł Finn, utrzymując poważny wyraz twarzy.
- "Coś się dzieje u naszych?"
- Oh, no przestańcie gadać o pracy! - krzyknęła Debby, w pewnym momencie po prostu wybiegając na zewnątrz. - Doug!!!
Ojciec zjawił się niemal natychmiast. Finn był pewien, że wyczuł go już dawno, jednak nie chciał tak po prostu schodzić z warty.
Znów poczuł na plecach ciężkie ramiona, choć uścisk był minimalistyczny. Odkąd pamiętał, jego ojciec stronił od wszelkiego okazywania uczuć, więc takie gesty były na wagę złota.
- "Debby upiekła szarlotkę, ale raczej nie chcesz tego jeść" - pokazał mu tak szybko, że ludzka kobieta nie była w stanie za nim nadążyć. - "Może zajrzysz do Cole'a?"
Finn skinął głową, wolno migając, że weźmie jeszcze prysznic.
Wchodząc na znajome schody, ogarnęła go niechciana nostalgia. Doskonale pamiętał swój dawny dziecięcy pokój, zabawy w ogrodzie oraz naukę życia bez jednego zmysłu. Z całą pewnością mógł stwierdzić, że jego młode lata były najlepszymi, jakie kiedykolwiek go spotkały.
O wiele gorzej było wtedy, gdy stał się pełnoletni i postanowił zacząć pracować w mieście ludzi. Tak naprawdę gdyby nie Marcel, młodszy brat przywódcy Osady, nigdy nie zaszedłby tak daleko jako ochroniarz. Jego szkolenie różniło się przecież od innych, a samo znalezienie kogoś, kto nie zwracałby uwagi na jego niesprawność, graniczyło w tamtych czasach z cudem.
Westchnął, czując szybkie kroki na parterze. Jego matka zapewne biegała teraz w kółko, próbując uporać się z powitalną kawą. Nikt nie mógł zaprzeczyć, że Debby była najbardziej niezdarną osobą chodzącą po tej ziemi. Finn dziwił się własnemu ojcu, że potrafił z nią wytrzymać aż tyle lat.
Chociaż... Była przecież jego wybranką. Czy właśnie tak wyglądała prawdziwa miłość? Bezgraniczna i bezwarunkowa?
Czy byłby w stanie obdarzyć takową Florence, gdyby zaszła taka potrzeba? Nadal wątpił w to, że mogli być bratnimi duszami. Swój popęd do niej tłumaczył tym, że była nieprawdopodobnie piękną kobietą, a Nadnaturalni mieli przecież o wiele większe zapotrzebowania seksualne. Na co sam nie pozwalał sobie zbyt często.
![](https://img.wattpad.com/cover/315956737-288-k425848.jpg)
CZYTASZ
Nacja IV: Cień Świtu
FantasyOd zakończenia wojny z ludzkim rządem minęło dwadzieścia pięć lat. Florence Gerbero żyje pod twardą ręką swojego ojczyma, po niespodziewanym ataku pozostając pod ochroną pewnego Nadnaturalnego. Jednak co się stanie, jeśli sprawy wymkną się spod kont...