ROZDZIAŁ DWUNASTY

326 21 3
                                    


                 35. tydzień ciąży! Twoje dziecko jest wielkości melona spadziowego!

Och, już nie mogła doczekać się końca tej ciąży.

Do terminu porodu zostało jeszcze kilka tygodni, ale w jej brzuchu nie było już miejsca. Czuła się, jakby lada chwilę miała wybuchnąć. Jezu, Odette, rozchmurz się. Jeszcze tylko kilka tygodni. Nie, nie dawała już rady. Bolały ją stopy, plecy i piersi, pokarm wyciekał, musiała sikać co dziesięć minut...

Okej, Odette, przestań narzekać.

Okej, miała rację... Za bardzo narzekała.

Miała ogromną pomoc i wsparcie. Niewiele ciężarnych szesnastolatek może się tym poszczycić, dlatego była tak cholernie wdzięczna. Miała po swojej stronie Avengersów, Ciocię May, Michelle, Neda, Petera... Czasem nawet swoją mamę, kiedy tylko raczyła odebrać telefon. Nadal była zła za to, że została postawiona w centrum uwagi. To jednak sprawiło, że łatwiej było się z nią użerać, ponieważ starała się być lepsza dla publiki.

Avengersi mieli kilka poszlak co do Seana, ale nic konkretnego. Sprawdzali wszelkie pogłoski o północnej Afryce, Kanadzie i nawet o Rosji. Nic. Wszystkie drogi prowadziły donikąd.

Choć starali się poprawić humor Odette, to ona i tak była niespokojna. Niebawem miała urodzić dziecko, a nie chciała wydać go na świat, na którym ktoś chciał zrobić mu krzywdę. Nie chciała, by to dziecko straciło rodzica, bo Sean ubzdurał sobie, że jest jego własnością.

O tych wszystkich rzeczach rozmawiała ze swoim terapeutą.

Tak, z terapeutą.

Musiała przyznać, że te wizyty bardzo jej pomogły. To było coś nowego. Nie była przyzwyczajona do rozmów o jej sytuacji z nieuprzedzoną osobą. Ktoś chciał dla niej jak najlepiej, ale nie miał bzika na punkcie chronienia jej. To znaczy, wcale nie kochała swoich bliskich mniej... Po prostu cieszyła się, że może porozmawiać o tym z kimś spoza grona znajomych.

W dodatku cieszyła się, że między nią a Peterem znowu było dobrze.

Wróciła do ich pokoju, a oni rozmawiali ze sobą jeszcze częściej niż przed kłótnią. Nawet wybrali kilka imion dla dziecka w zależności, jakiej płci będzie oraz zdecydowali, co zrobią ze szkołą. Postawili na nauczanie przez internet, ponieważ nie byliby bezpieczni w publicznej placówce. HYDRA miała na jej punkcie obsesję.

Dzięki temu zaczęła współczuć Bucky'emu.

Teraz już rozumiała, dlaczego miał taką paranoję.

To było całkowite pogwałcenie jej prywatności, a Sean ubzdurał sobie, że była jego własnością.

– Skarbie, czemu płaczesz? – Peter zatrzymał się w drzwiach do salonu, Ned i Michelle podążali zaraz za nim. Chłopak trzymał dużą torbę z restauracji Meixiu, w której znajdowały się pierożki wonton oraz makaron, na które miała tak ogromną ochotę.

O tak.

To był ciężki dzień.

– T-tak po prostu! – Zaszlochała, mocniej otulając się kocem. – W telewizji była głupia reklama, Peter! D-dziecko bało się t-tego szczeniaka! A t-tata kupił malutkie lwiątko na A-Amazonie, a dzidziuś j-już się nie bał! – Ukryła twarz za materiałem, a z jej gardła wydobył się kolejny szloch. – M-Musimy przygarnąć pieska!

– Nie potrzebny nam piesek. – Chłopak ze śmiechem opadł na kanapę i przyciągnął ją do siebie. – Na razie nawet nie potrafimy zająć się dzieckiem. Poczekajmy trochę.

ACCIDENTS HAPPEN ━ PETER PARKEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz