-Dobra, czyli w skrócie: największy przystojniak za którego każda dziewczyna w tym mieście wyrwałaby drugiej kłaki byle, by tylko na nią spojrzał odezwał się do ciebie po 18 latach?! -streściła na jednym wydechu Lara.- WOW, ale ma zapłon.
No trochę mu się zeszło.-zakpiła.-to dosyć niepokojące nie sądzisz?-Sama nie wiem...Też mnie to zaskoczyło, ale znając go pewnie zatęsknił za wyrywaniem lasek, a że ja się napatoczyłam chciał wykorzystać okazję.
- Tak, czy inaczej zwrócił na ciebie uwagę, a to i bardzo źle i bardzo dobrze.
- Hę?- zapytałam zdezorientowana.
- Dobrze, bo to oznacza, że go zainteresowałaś. Jesteś piękną i mądrą dziewczyną, ale równie niedostępną. Źle, bo wiemy jaka jest ich paczka. Weźmie to co, chce, a ty zostaniesz ze złamanym sercem.
- Ej ,ej, stop. Mówisz, tak jakby coś między nami było, a my jedynie zamieniliśmy ze sobą kilka słów. Myślę, że nie potrzebnie to przeżywamy. Zdarzyło się pierwszy i ostatni raz. Jutro pewnie nawet na mnie nie spojrzy. Zresztą, ja nie mam zamiaru zawracać sobie nim głowy.
- Wiesz...o to nie była bym już taka pewna. W końcu kiedyś Ci się podobał...
Tak to prawda. Byłam w nim kiedyś zakochana i to była najgłupsza rzecz w moim życiu, ale miałam zaledwie 8 lat! Gorsze jest to, że on już wtedy był zarozumiałym dupkiem. Pamiętam, jak dziś, gdy w walentynki postanowiłam wyznać mu moje uczucia. Byłam tylko dzieckiem okej? Zrobiłam kartkę i upiekłam ciasteczka. Wszystko pięknie zapakowane zaniosłam pod drzwi jego domu z adresacją. Następnego dnia miałam wyznać, że ten prezent był odemnie, ale gdy byłam na dworzu przez szpary płotu zobaczyłam go i kilkoro innych chłopców, jak przetrząsają pudełko i śmieją się w najlepsze. Skręcałam się ze wstydu. Teraz, co prawda wiem, że byliśmy jedynie dziećmi i jest to błaha sprawa, ale dla mnie z tamtego okresu były to rozdarte uczucia.
- Ooo, nie nie przypominaj mi o tym - zawsze na to wspomnieniem zalewa mnie fala wstydu. Moja przyjaciółka jest jedyną osobą, która o tym wie.
- Oj no weź, to było całkiem urocze- zaśmiała się
- Nie, nie, nie, przestań, cringeee.- spojrzałam na zegar w telefonie i omal nie zachłysnęłam się piciem - Została nam godzina!! Minus 20 minut na dojazd. Musimy zacząć się szykować.
Natychmiast zerwałyśmy się na górę do jej pokoju i zaczęłyśmy się przygotowywać. Po około 30 minutach zbierałyśmy się już do wyjścia. Przystanęłyśmy jeszcze na chwilę, aby zrobić zdjęcie.
Muszę przyznać, że wyglądałyśmy naprawdę nieźle. Lara miała lekko kręcone włosy. Á la fale Hollywood. Narysowała czarne kreski, a usta pomalowała błyszczykiem. Założyła czarną satynową sukienkę i obcasy w tym samym kolorze. Ja wyprostowałam włosy, pomalowałam rzęsy, a usta podkreśliłam konturówką. Założyłam koszulową sukienkę z odkrytymi plecami. Do tego białe sandały. Wyglądałyśmy naprawdę hot. Skierowałyśmy się do mojego auta, po czym ruszyłyśmy w drogę do tego piekła, zwanego szkołą.
Dotarłyśmy chwilę przed rozpoczęciem. Przed szkołą było naprawdę tłoczono. Uroczystość miała odbyć się na placu, zjechali się miejscowi reporterzy, którzy jak hieny czekali na rozwój wydarzeń.
Zaparkowałyśmy w cieniu i skierowałyśmy się w stronę zamieszania. Wszyscy gorączkowo przepychali się w stronę widowiska. Stwierdziłyśmy, że nie chce nam się przepychać, więc wybrałyśmy murek z boku. To nasze miejsce od 1 klasy liceum. Spędzamy tu większość przerw.
Miałyśmy idealny widok na całe zajście. Pan Dickens, czyli dyrektor tej placówki już krzątał się przy mikrofonie. To wysoki, wyniszczony przez życie 50 latek. Widać, że nie wziął tej pracy z powołania. Jedyne, co go tutaj trzyma to dobra pensja i kilkanaście lat do emerytury.
Jeden z reporterów zaczął nagrywać rozmowy z uczniami, aby spytać o ich nastawienie na nowy rok szkolny. Tej okazji nie mogła przegapić nasza królowa stylu. Amie Ross szła w czerwonych szpilkach i czarnej mini, która ledwo sięgała za jej tyłek. Dekolt był tak duży, że jej biust prawie z niego wypadał. Jej długie blond włosy idealnie kontrastowały z opaloną skórą. Można było zobaczyć, jak nagle wszyscy chłopacy ślinią się na jej widok. Nawet nasz nauczyciel historii. Grubszy i łysy pan po czterdziestce nie mógł oderwać wzroku. Ochyda.
Zobaczyłyśmy, jak wkracza reszta wielkiej czwórki liceum Mallaway, czyli dzieci najważniejszych ludzi w tym mieście. Warren Shelk, Brandon Share i Mike Colas.
Amie widząc ich odrazu popędziła w ramiona Warrena. Kiedyś byli parą, ale z tego, co wiem to ona wolała Mike'a. Teraz chyba wszyscy mają status wolny, albo przygoda na jeden wieczór. To dziwne, że wciąż się przyjaźnią.Zbyt późno odwracam wzrok, bo widzę jeszcze ten kpiący uśmieszek na twarzy Warrena.
- Zachowaj spokój i nie odwracaj się. - szepcze Lara, a ja oczywiście, jak każdy w takiej sytuacji, spoglądam za siebie. I odrazu tego żałuję widząc zmierzającą w naszym kierunku wielką czwórkę. Wzrok wszystkich uczniów odrazu zostaje skierowany na nas. Posyłam jeszcze zdruzgotane spojrzenie blondynce, gdy widzę go znów przed sobą razem z całą świtą.
Odzywa się jedynie Amie:
- Lara, Villay, jak było na wakacjach? - powiedziała sztucznie przesłodzonym głosem. Całe szczęście moja towarzyszka trzyma rękę na pulsie i nie zatkało jej tak jak mnie.
- Jakże nie miło cię widzieć Amie. Uważaj, bo jeszcze pomyślę, że cię to naprawdę interesuje. Czego chcecie?
- Słodka, jak zawsze. - uśmiechnęła się. - wiem, że między nami nigdy nie układało się najlepiej...
och doprawdy? Od początku liceum byłyśmy ich lubianym obiektem do zaczepek, sama nigdy bym tego nie przetrwała, ale Lara jest królową pyskówek. Tak właściwie nigdy nie wiedziałam o, co im chodziło. Wsumie to lubią zaczepiać wszystkich, którzy nie byli nimi. Dlatego też uodporniłam się na to i nie robią na mnie większego wrażenia. Nie to, co niektórzy. Pierwszaki zawsze, ze zgrozą patrzą na takie sytuacje, jak ta i cichą satysfakcją, że to do nas się przyczepili. Wszyscy chcą ich uwagi, a jednocześnie się boją. Jedno złe spojrzenie, a wpadasz na dno hierarchii społecznej. Dobre posunięcie pozwala na jakieś przywileje.
- ...stwierdziłam, że może zaczniemy od nowa i chciałam was zaprosić na imprezę, która będzie w jednym z moich apartamentów w sobotę.-kolejny sztuczny uśmiech. To jakaś pułapka. Spojrzałam na Warrena, który wciąż miał na twarzy ten kpiący uśmieszek.
- Och, jaka szkoda, my tak nie twierdzimy - wtrąciłam.
-To ostatni rok, stwierdziłam, że będę miła, ale niepotrzebnie się trudzę, to nie wasz poziom, tylko byście źle się czuły. - to miało nas sprowokować i najwidoczniej się udało, bo nie wiele myśląc zgodziłam się.
- Przyjdziemy. - zobaczyłam zaskoczenie w oczach blondyna, który przyglądał mi się z zaciekawieniem od swojego przyjazdu. - Powiedz tylko kiedy.
- Och, to świetnie! Po szkole wyślę wam wszystko. - zadowolenie było aż nazbyt wyraźne, więc od razu pożałowałam swojej decyzji. To nie mogło pójść dobrze. - w takim razie widzimy się jutro! - zarzuciła włosami na odchodne i odeszli .
-Zanim powiesz cokolwiek, sprowokowała mnie. Wiesz, że takie sytuacje mnie stresują i nie potrafię myśleć racjonalnie.- powiedziałam zdesperowanym głosem w stronę blondynki.
- Tak wsumie to może i nie głupi pomysł.- zdziwiłam się na te słowa.
- Czekaj, ty naprawdę chcesz tam iść?
- Wiesz, chciałyśmy zmienić coś w naszym życiu, korzystać z niego, wyjść wreszcie ze swojej strefy komfortu, a to chyba idealna okazja do tego. W końcu nie każdy może być na tej imprezie. Czemu, by nie spróbować.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową.
- To wszystko wydaje się być podejrzane.
- No weź. Co mamy do stracenia? - patrzyła na mnie z nadzieją. No i jak ja miałam jej odmówić? Zresztą czy nie tego chciałyśmy? Zmienić coś. Może niepotrzebnie panikuję i będzie to coś nowego. Spojrzałam na nią i wykrzyknęłam.
- Strzeżcie się bo ta impreza będzie nasza! - rzuciłam śmiejąc się .
Nie wiedziałam, jak to się skończy, ale jednego byłam pewna, że zapamiętam ten wieczór do końca życia.
CZYTASZ
JUST NOT YOU
RomanceVillay Moren kiedyś zamknięta w sobie dziewczyna, teraz 18 latka, która chce pokazać, że nie jest cichą myszką. Może i życie dawało jej w kość, ale wróciła silniejsza i nie zamierza się poddać. Warren Shelk przystojny chłopak pochodzący z bogatej ro...