22.Tak, jak wcześniej.

1.1K 30 0
                                    

Miałyśmy przed sobą cały dzień. Nie chcąc tracić czasu zabrałyśmy swoje rzeczy i ruszyłyśmy na plażę.

Ciepły wiatr pieścił mi skórę. Zanurzyłam stopy w wodzie, która nie zdążyła się jeszcze nagrzać.

- Cześć! - z myśli wyrwał mnie głos Brandona.

Spojrzałam w tamtym kierunku i zobaczyłam, jak blondynka wita się z nim, a obok stoi Warren.

Też przyszli na plażę.

- Hej! - krzyknęłam.

Zdążyłam się już przyzwyczaić do temperatury, więc nie uprzedzając wciągnęłam Larę za sobą.

- Zimna! - zaczęła piszczeć.

- To za te tajemnice - wypięłam do niej język.

- Skoro tak, nie będę cierpieć sama - spojrzała diabolicznie na swojego chłopaka i za chwilę oboje pryskali się wodą.

Tylko Warren stał suchy na brzegu. W mojej głowie już układał się piękny plan i gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały, chłopak zmarszczył brwi.

- Nie - powiedział, gdy zaczęłam powoli się zbliżać - nie ma opcji - uśmiechnęłam się słodko i ochlapałam go wodą.

Zaczęłam się głośno śmiać, widząc jego grymas na twarzy przez, co nie zauważyłam kiedy znalazł się tuż obok mnie. Poczułam tylko, że tracę grunt pod nogami, a potem zalała mnie fala wody.

- Następnym razem zastanów się z kim zadzierasz - powiedział dumnie.

- Już nie żyjesz - powiedziałam i zaczęłam go oblewać.

Niewinna kropla przerodziła się w bitwę. 

Uspokojenie zajęło nam kilka minut, dopóki nie poczuliśmy, jak robi nam się zimno.

- Chyba pora wracać do hotelu - powiedziała Lara - inaczej z odpoczynku zrobi się choroba.

Poszliśmy razem do środka, aby wszyscy się ususzyli. Wcześniej jednak umówiliśmy się na wspólny wieczór.

Gdy tylko nadszedł czas rozległo się ciche pukanie.

- Jesteśmy i przynosimy dary! - zawołał Brandon, a Warren położył na stole torbę pełną słodyczy.

- To co robimy? - spytali.

- Pogramy w gry - Lara weszła dumnie z rękami pełnymi różnych pudełek.

- Gry?! - spytaliśmy jednocześnie.

- Oj będzie fajnie. Ja i Vi na was. - uśmiechnęła się.- chyba, że boicie się przegranej?

- No to od czego zaczynamy? - Warren od razu ruszył po pierwszą z gier - kalambury?

Czułam, że to będzie długa na noc.

                                   ~

- Świnia z chorobą morską! - krzyknął Warren, gdy Brandon pokazywał, a my zwijałyśmy się ze śmiechu. Póki co wygrywałyśmy 5 do 2.

- Świnia!? - Brandon załamał ręce - w dodatku z chorobą lokomocyjną?

- Nie moja wina, że tak pokazujesz.

- Myślę, że to po prostu wrodzony talent do nieumiejętnego grania w kalambury. - oznajmiłam.

- Tak? W takim razie teraz ja Wam coś wybiorę. - dał Larze kartkę z hasłem, które sam zapisał.- No to teraz zobaczymy.

Skupiłam się gdy zaczęła pokazywać. Wyglądało znajomo. Czyżby? Nie, a może?

- Pani Haber? - Brandon wytrzeszczył oczy, a ja upewniłam się że moja odpowiedź była prawidłowa.

Ja po prostu znam moją przyjaciółkę. Przecież wiem, że uwielbia parodiować nauczycieli. Jest w tym mistrzem.

- Jak? Przecież to nie było łatwe. - dziwił się Warren.

- 6 do 2! - zbiłyśmy z Larą zwycięską piątkę.

- Zmiana! - Brandon wziął inne pudełko - teraz to!

- Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł - powiedziałam, gdy zaczął rozkładać matę.

- Teraz to już nie macie szans! - odparł.

                                   ~

- Prawa ręka na czerwony - powiedziałam.

Widziałam już jak ich ręce się trzęsą, więc kwestią czasu było...

- Remis! - ogłosił Warren.

- Teraz wy.- oznajmiła Lara i chwyciła za kółko.

Ustałam na przeciwko Warrena po drugiej stronie maty.

Po kilku zakręceniach nasze ręce były już skrzyżowane, a moja noga znajdowała się gdzieś pod nim.

- Tym razem nie wygrasz - poczułam ciepło obok ucha przez co zrobiło mi się gorąco.

Wiedział, że tak na mnie działa.

Skoro ty grasz nie czysto to ja też mogę.

- Lewa ręka na żółty!

Obkręciłam się tak, że teraz nasze ciała się stykały. Wcześniej jednak przenosząc dłoń, specjalnie się o niego otarłam.

- Jesteś pewien? - mruknęłam patrząc mu w oczy, a wtedy poczułam, jak się napina.

Punkt!

- Lewa noga na zielony!

Szliśmy łeb w łeb. Zielone kółko znajdowało się daleko za mną. Obkręciłam na chwilę głowę, żeby zbadać sytuację, lecz gdy ją przekręciłam z powrotem chłopak akurat próbował wykonać ruch nade mną przez co nasze twarze znalazły blisko siebie. Zbyt blisko. Nasze usta otarły się o siebie, a wzrok przemknął między nami.

W tamtym momencie puściły wszystkie hamulce. Moje ręce i nogi nagle zrobiły się jak galaretka, a ja spadłam na matę.

Widziałam tylko zawieszonego nademną chłopaka, który łobuzersko się do mnie uśmiecha. A pod głową czułam miękką dłoń.

- A nie mówiłem - powiedział.

JUST NOT YOUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz