25. Czy będziesz moją parą na balu?

1.3K 32 0
                                    

Od naszego wyjazdu minął już tydzień. Przez ten czas powoli odbudowywaliśmy naszą relację.

Spędziliśmy cały wieczór opowiadając sobie o naszym dzieciństwie. Chociaż całe życie mieszkamy obok siebie, nigdy tak naprawdę nie znaliśmy prawdy o sobie.

Zastanawialiśmy się też nad naszą przyszłością. Wreszcie wiedziałam, czego chcę od życia. Skupiliśmy się też na nauce do egzaminów, które zbliżają się nieubłaganie, a w ostatnim czasie były rzeczą, o której kompletnie zapomnieliśmy.

Okazało się że była to ostatnia szansa na zmiany. Teraz zamierzamy się skupić na tym, co będzie.

- Słyszałaś?! - podbiegła do mnie zdyszana Lara.

Uniosłam brew pytająco i spojrzałam na Warrena, który wydawał się równie zdziwiony.

- Ogłosili termin balu - otworzyłam szerzej oczy zadowolona.

- Zaczyna się - rzucił Brandon do Warrena z pół uśmiechem, a wtedy rozległ się nasz pisk.

- W przyszłym tygodniu możemy jechać pooglądać sukienki - zaczęła wyliczać Lara.

Obydwie czekałyśmy na te chwilę cały rok. W naszej szkole bal końcoworoczny dla absolwentów to zawsze wielkie wydarzenie. Można się poczuć, jak w prawdziwej bajce. Od dawna mamy gotowe pomysły na nasz wygląd i ustalony plan działań. W końcu to jedyna taka okazja w życiu.

- Zapisy trwają przez cały tydzień- powiedziała.

- Dobra, a więc mamy trochę czasu. - skupiłam się.

Przez cały dzień panowało poruszenie  i nawet nauczyciele poddali się gdy kolejna klasa gadała, jak nakręcona całą lekcję. Tak to był temat numer jeden. Nawet chłopacy nie narzekali bardzo. Po długiej przerwie zniknęli i nie mogliśmy ich znaleźć. Rozmawiali o czymś zamyśleni. Jednak nie miałyśmy czasu się nad tym długo zastanawiać.

                                 ~

Pod koniec tygodnia miałyśmy już umówione wizyty u kosmetyczki i upatrzone fryzury. Jedyna rzecz, która nie dawała mi spokoju to, że Warren dalej nie rozmawiał ze mną na temat balu.

- Myślisz, że mnie spyta? - powiedziałam wreszcie na głos pytanie, które tkwiło mi w głowie od kilku dni.

- O co? - spytała Lara.

- No, czy pójdę z nim na bal. Brandon przecież już Cię zaprosił. A co jeśli nie chce ze mną iść? Może już nie czuje tego, co kiedyś.

- Nie bądź taką pesymistką. Do balu jeszcze dużo czasu.

- Może masz rację - westchnęłam.

- Hej! - dobiegł nas głos chłopaków.

- Co dziś porabiamy? Zaczyna się weekend, wypada to uczcić - pyta Lara.

- My mamy już plany - mówi Warren obejmując mnie w pasie, po czym składa szybkiego całusa na mojej głowie.

Patrzę na niego pytającym wzrokiem, a on tylko mruga do mnie i uśmiecha się zadowolony.

- W takim razie Brandi pojedziemy do moich dziadków. Obiecałam im, że wreszcie się poznacie - ogłasza Lara.

- Co? - pyta zaskoczony.

- Uważaj, babcia Lary nie wypuści Cię dopóki nie zjesz co najmniej 5 kawałków ciasta - mówię konspiracyjnym szeptem.

- Ej, ja to słyszę - śmieje się Lara - a do tego dzbanek kompociku. Najwyżej wrócisz cięższy o 5 kilogramów.

Wszyscy wybuchamy śmiechem, ale nagle orientujemy się że Brandon patrzy na nas nie ufnie.

- Nie wariuj, stary - trąca go Warren - ja tam bym chętnie zjadł coś dobrego.

Ubaw przerywa nam dzwonek na ostatnią lekcję. Siadam do ławki i odczytuję nową wiadomość na telefonie.

Warren: 19:00

Uśmiecham się do telefonu i przez resztę lekcji myślę, co takiego przygotował.

                                  ~

Siedzę w samochodzie patrząc za okno.

- Dokąd jedziemy? - pytam Warrena.

- Jeśli Ci powiem to nici z niespodzianki.

Jedziemy już godzinę, więc za oknem zdążyło zrobić się ciemno. Nagle samochód się zatrzymuje. Dostrzegam, że wjechaliśmy na jakieś wzgórze. Warren otwiera mi drzwi, a ja z uśmiechem wychodzę. Widok, który zastaję zapiera mi dech w piersiach. Obserwuję z góry całe nasze miasteczko. Pogrążone w mroku, gdzie widać jedynie światła lamp. Wygląda, jak stado świetlików. Czuję dotyk na ręce, więc spoglądam w jego oczy. Macha głową, abym spojrzała w górę.

Niebo. Zawsze jest zachwycające, ale teraz gwiazdy wydają się jeszcze jaśniejsze. Ta sceneria sprawia, że cieszę się z godzinnej jazdy. Dla takiego widoku mogłabym przebyć o wiele dłuższą drogę.

Nagle Warren ciągnie mnie w bok. Idziemy mijając liczne krzaki. Na środku wzgórza leży kocyk, a cała przestrzeń została oświetlona przez świece i lampki. Czuję się jakby otaczała mnie magia. Ten blask jest hipnotyzujący. Nie zauważam nawet, że Warren na chwilę się oddala, po czym chrząka lekko sygnalizując swoją obecność.

Odkręcam się a on trzyma wielki bukiet kwiatów.

- Wiem, że trochę mi się zeszło, bo nie wszystko szło tak, jak miało - złapał się nerwowo za kark - ale wreszcie się udało - poważnieje nagle - Jesteś najwspanialszą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałem i wszystko, co zrobię nie przekaże tego, co tak naprawdę czuję, ale Villay jesteś dla mnie ważna. Proszę. Nie znikaj już nigdy. Obiecuję, że Cię nie zranię, bo jesteś dla mnie najważniejsza - wyraża desperacko - Chciałem Cię o to zapytać już dawno, więc wreszcie to zrobię, czy będziesz moją parą na balu? - spojrzał na mnie tymi swoimi błyszczącymi oczami.

- Och Warren - ta cała sytuacja sprawiła, że zabrakło mi słów - oczywiście, że będę. O niczym innym nie marzę.

Natychmiast do niego podeszłam i zatopiłam swoje usta w jego. Nie potrafiłam nic z siebie wykrztusić, więc chciałam mu przekazać w inny sposób, że to wiele dla mnie znaczy.

JUST NOT YOUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz