24. Czas na zmiany.

1.1K 35 0
                                    

Warren
{ Wkurzony skierowałem się prosto do biura wiedząc, że w domu go nie zastanę. 

Wszedłem nie zastanawiając się nad konsekwencjami. Siedział tam ze wzrokiem utkwionym w ekran komputera. Brwi miał ściągnięte, jak zawsze gdy nad czymś myśli. Wyglądał tak inaczej, a jednocześnie w całej tej różnorodności tak podobnie do mnie.

- Mówiłem, żeby mi nie przeszkadzać - powiedział ochrypłym głosem nawet nie patrząc.

- To chyba nie możliwe - drgnął, gdy zorientował się że to ja, a nie jego sekretarka. Ten ruch był tak ledwie zauważalny, że prawie pomyślałem, że ma uczucia.

- Warren? Dzisiaj nie ma żadnego spotkania. Po co przyszedłeś? - rzucił od niechcenia.

No tak, czego się spodziewałem.

Jak ci minął dzień?

To tak nie w jego stylu, że dopiero wtedy byłbym zaniepokojony.

- Jak mogłeś - powiedziałem głosem pełnym jadu.

- Możesz jaśniej? - spojrzał na mnie, a ze mnie uleciała jakaś część odwagi dzięki, której wogóle tu stoję.

Zaraz jednak zacisnąłem pięści i przypomniałem sobie o mamie, która na pewno chciałaby żebym walczył o swoje.

- Jak mogłeś grozić Villay?! Jesteś przecież moim ojcem! - czułem, że pewna struna pękła i nie sposób było ją już naprawić.

- Vil... - zastanowił się -A, ta dziewczyna - przetarł twarz dłonią - i o to tyle krzyku?

Złość po prostu we mnie kipiała.

- Przez ciebie straciłbym kolejną ważną dla mnie osobę! Bo co? Bo stwierdziłeś, że nie pasuje do naszego wizerunku?! - wiedziałem, że te słowa go zabolą.

- To nie świat dla niej - krzyknął wstając.

- A co to za świat? Czym się różni od zwykłego? Zresztą. Kto powiedział, że wogóle chcę do niego należeć! - wyraziłem głośno to, co trzymałem w sobie od dawna.

Ojciec powoli podszedł do mnie.

- Co to znaczy? - spytał dziwnie spokojnie.

- To, że wcale nie chce przejąć firmy. Chcę wybrać własną przyszłość. Być z Villay i mieć normalne życie.

- Jesteś niewdzięczny - powiedział.

- Jeśli spróbujesz zbliżyć się do niej jeszcze raz to ostro tego pożałujesz - powiedziałem odkręcając się.- Odchodzę z firmy. Nie zbliżaj się do mnie dopóki nie zrozumiesz, jakim beznadziejnym byłeś ojcem. Nie chcę Cię znać. Dom według testamentu należy do mnie, więc zabierz stamtąd swoje rzeczy.- powiedziałem trzaskając drzwiami.

Ten dzień był początkiem. Początkiem nowego życia. Wyszedłem na zabiegane ulice, a rześki wiatr owiał moją twarz. Byłem wolny. }

JUST NOT YOUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz