9. Niech będzie, jak wcześniej.

1.5K 39 9
                                    

Idę, a wokół słychać głośną muzykę. Nie jestem sama. Za rękę ciągnie mnie jakaś znajoma postać, gdy odwracam, twarz z promiennym uśmiechem rozpoznaję w nim Warrena. Nie wiem, gdzie mnie ciągnie, ale czuję się szczęśliwa. Zatrzymujemy się na środku parkietu, a on łapie mnie i zaczyna kręcić. Tańczymy, a ja tonę w jego błękitnych oczach. Mogłabym tak trwać bez końca. Zakłada mi kosmyk włosów za ucho i uporczywie wpatruje w moje usta. Nie myślę teraz o niczym innym, a o tym, by mnie pocałował. Pragnę tego. Nagle zaczyna się zbliżać, a ja czuję, że zaraz moje prośby zostaną wysłuchane. Zamykam powoli oczy, aby oddać się tej chwili, a wtedy...

Słyszę donośny dźwięk budzika. Zrywam się nagle cała zlana potem i uświadamiam sobie, że zasnęłam na oknie. Dopiero teraz czuję ból w szyi. Słońce tak grzało, że ciepło, aż odemnie bije. Jestem cała czerwona, a oddech mam przyspieszony.

To był tylko sen.

Czuję ukłucie smutku, którego nie rozumiem, ale jestem też lekko zażenowana i zdezorientowana.

Teraz jeszcze nawiedza mnie w snach. Świetnie.

Patrzę w telefon. Czas stawić czoło kolejnemu dniu w szkole.

Niewyspana staram się przygotować i widząc, że mam jeszcze pół godziny postanawiam tylko na chwilę się położyć. Dosłownie minutka.

Nigdy tak nie róbcie!

Minutka przeradza się w 40 i jak poparzona wybiegam z domu. Nie powiem, że nie, bo lekko się zregenerowałam, ale zaraz spóźnię się do szkoły.

Odpaliłam szybko auto i wycofując usłyszałam nagłe truknięcie. Ups! Mało nie wjechałam w jakiś samochód. Brawo Villay! Po prostu zapowiada się wspaniały dzień.

Wysiadłam, więc jak przystało na przykładnego kierowcę, aby przeprosić, ale mina mi zrzedła, gdy zobaczyłam kim był ten szczęściarz.

Warren chyba też zaspał. Nie było mu, co prawda do śmiechu. Ja za to nie byłam gotowa na kolejną konfrontację.

- Prawie we mnie uderzyłaś! - krzyknął również wysiadając.

No, okej jest chyba nieco bardziej zdenerwowany niż myślałam, ale hej to nie tylko moja wina. Powinien widzieć, że wyjeżdżam. Pojawił się znikąd i ma pretensje. Trzeba było się tak nie spieszyć panie Shelk.

- Ja? To ty prawie we mnie wjechałeś! - ostatnio wszystkie nasze spotkania kończą się wielką kłótnią. Naprawdę świat staje na głowie.

- Tak - prychnął - jak nie umiesz jeździć to się za to nie bierz.

- Odezwał się mistrz kierownicy!

- A żebyś wiedziała - dodał. Miałam już po dziurki w nosie tego chłodu, którym mnie raczył.

- Dlaczego taki jesteś?! - wyrzuciłam wreszcie z siebie - Ja wiem, że... że wtedy przesadziłam, ale nie musisz mnie przez to ranić na każdym kroku.

Zamarł, a jego rysy złagodniały. Przez moment był tym Warrenem, którego lubiłam, ale potem znów powrócił ten oschły typ.

- Masz rację. Ranię Cię. Dlatego lepiej będzie, jeśli wrócimy do tego, co było wcześniej. Zapomnij, że kiedykolwiek się do ciebie zbliżyłem. Nie będę już stawał na twojej drodze - krzyknął.

- Warren to nie twoja wina. Ja... to moja wina. Wyładowałam się na tobie. Od śmierci ojca tłumiłam to wszystko w sobie, a ty akurat natrafiłeś się na mojej drodze...

- Dlaczego tak Ci zależy - spytał zdesperowany.

- Myślałam, że...że między nami...

Wyglądał, jakby walczył sam ze sobą. W końcu odparł.

JUST NOT YOUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz