8. Może tym razem.

1.6K 37 5
                                    

Już od godziny wpatruję się w okno. Nie mogłam spać, więc wstałam dzisiaj wcześniej. Udało mi się nawet pobiegać.

Czekam, aż Warren wyjdzie z domu. Obiecałam przecież sobie, że dziś z nim pogadam. Kiedy, jak nie teraz będzie najlepszy moment. Wymyśliłam w głowie cały scenariusz:

Faza 1 - namierzyć cel.
Faza 2 - napatoczyć się przypadkiem na jego drodze.
Faza 3 - wybadać, czy jest na mnie zły.
Faza 4 - przeprosić.

Co może pójść nie tak?

Wzdycham zdesperowana.

Wszystko?!

Na szczęście z dalszych rozmyślań wyrywa mnie widok chłopaka. Wybiegam szybko w domu potykając się przy tym o próg. Z bolącą stopą pędzę w jego stronę. Nie mogło być tak pięknie, bo zaraz za nim zza drzwi wychyla się Brandon.

Akurat dziś!

Na ten widok, nie zauważam kamienia na mojej drodze, więc padam na trawę za krzakiem z nadzieją, że mnie nie widzieli. Niestety moje prośby szlag trafił.

- Villay, co robisz na ziemi? - jak na zawołanie za płotem wyrasta sylwetka bruneta, który swoją drogą był nieźle rozbawiony tą sytuacją.

- Brandon, co ty tu robisz? - powiedziałam nerwowo - wiesz ja...szukam kolczyka. Wydawało mi się że leży pod krzakiem - wymyślam na prędce i mentalnie walę się w czoło.

- Przyszedłem do Warrena - spojrzałam na blondyna, który udawał, że go nie obchodzimy, ale dyskretnie zerkał w naszą stronę, gdy myślał, że nie widzę. Tak się chcesz bawić? Proszę bardzo. Jeszcze zobaczymy kto się śmieje ostatni - podwieźć Cię do szkoły?

Wstałam i otrzepałam spodnie. Zignorowałam na tę chwilę sąsiada i skupiłam się na ważniejszej sprawie.

-  Nie dziękuję, a właściwie Brandon...startujesz do Lary? - zagadnęłam.

Spojrzał na mnie zakłopotany, a ja mogę przysiąc, że na jego policzku pojawił się lekki rumieniec.

- Tak, ja wiem, co sobie myślisz - zaczął szybko, ale mu przerwałam.

- Nie obchodzi mnie, co było kiedyś, a to co jest teraz. Po prostu jej nie zrań, okej?

- Obiecuję - przytaknął i już chciał odejść, ale jeszcze krzyknęłam.

- Dziękuję Brandon! Wiesz za co - mrugnęłam, a on posłał mi zrozumiałe spojrzenie.

Druga próba była tak samo fatalna. W szkole na długiej przerwie zobaczyłam, że sam idzie do klasy, lecz nim zdążyłam podejść, obok mnie nie wiadomo skąd wyrosła Amie.

- Cześć Vi - powiedziała po czym złapała mnie pod ramię. Czułam na sobie spojrzenia tych wszystkich zazdrosnych dziewczyn. A ich wzrok był niemal pretensjonalny. Woli kogoś takiego ode mnie. Komiczne.

- Amie? - powiedziałam zaskoczona.

- Zobaczyłam, że dziś znowu nie ma Lary, więc stwierdziłam, że ja się tobą zajmę - odparła zadowolona z siebie.

Serio?!

- Dam sobie radę - powiedziałam nieco obrażona.

Za kogo oni mnie mają?

Ona za to nic sobie z tego nie robiąc pociągnęłam mnie ku ławce, na której usiadł Warren, Mike i Brandon.

Pomocy.

- Zobaczcie kogo przyprowadziłam.

- Villay, może tym razem zgodzisz się na wspólny posiłek po szkole? - spytał Mike.

JUST NOT YOUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz