rozdział 3.

189 19 2
                                    

     Peter założył plecak. Wysiadł właśnie z autobusu, którym zawsze dojeżdżał do siedziby. Zawsze, kiedy nie przywoził go tutaj pan Stark. A zdarzało się to coraz rzadziej, ponieważ Tony traktował swojego praktykanta lepiej niż własnego ojca, kiedy ten jeszcze żył. Mężczyzna był dosłownie na każde zawołanie chłopaka i zawsze starał się znaleźć dla niego chwilę. Czasami Iron Man żałował, że nie zauważył wcześniej, jak bardzo Parker tego potrzebuje.

     Chłopak przeskoczył małą kałużę, która zgromadziła się po deszczu. W powietrzu nadal panowała przyjemna wilgoć, która pieściła skórę, podczas gdy chłopak biegł na spotkanie z Avengersami. Na delikatnej twarzy rozciągał się szeroki dziecięcy uśmiech, a nastolatek z przyjemnością delektował się świeżym oddechem, który mógł zaczerpnąć.

     Zwolnił, kiedy budynek pojawił się w zasięgu jego wzroku. Przypomniał sobie ciepło, które zalewa go na widok uśmiechu Wandy, więc, mimo że ciocia May zadbała, by jego plecak był pełen różnorodnych kanapek, Parker przyśpieszył kroku. Nie chciał, aby obiad przygotowany przez Maximoff wystygł.

     Krok Spider-Mana nabrał skoczności, a z pomiędzy jego warg wydobywał się cichy gwizd, który zaczął układać się w melodię. Peter obejrzał się wokół siebie i może ruszyłby dalej biegiem, gdyby nie cień, który zauważył na na chodniku. Słońce tego dnia świeciło pod takim kątem, że sylwetka osoby stojącej za rogiem siedziby zostawiała ślad na bruku. Przystanął i przyjrzał się dokładniej. Zobaczył kawałek ręki, najprawdopodobniej kobiecej. W palcach dziewczyny znajdowała się mała, czarna lornetka.

     — Co robisz? — zapytał, podchodząc bliżej. Już z początku nie znajdował się daleko od budynku, jednak jego pajęczy dreszczyk nakazywał mu przyjrzeć się wszystkiemu bliżej. Ręka zza rogu zniknęła, a chłopak usłyszał echo butów szybko uderzających o chodnik. — Hej, dlaczego uciekasz? Chciałem porozmawiać! — krzyknął, obserwując oddalającą się dziewczynę. Po sylwetce stwierdził, że ta była mniej więcej w jego wieku. Tylko co tutaj robiła? To prywatny teren, na który nie powinna mieć wstępu.

     Obserwował tajemniczą osobę, póki nie zniknęła wśród drzew. Wtedy wzruszył tylko ramionami i dalej ruszył w stronę siedziby. Przez głowę przewinęła mu się tylko pojedyncza myśl dotycząca uciekinierki, jednak zniknęła równie szybko, jak się pojawiła. Nie wyglądała na kogoś, kto mógłby znacznie zaszkodzić Avengersom.

     — Dzień dobry, panie Stark! — zawołał entuzjastycznie, machając ręką do milionera, mimo że stał zaledwie kilka kroków od niego. — Dzień dobry wszystkim!

     — Młody jak zawsze pełen pozytywnej energii — zauważyła Natasha, która popijała kawę z ceramicznego kubka. Westchnęła i założyła nogi na stół, opierając je na rogu. — Musisz się nią podzielić z niektórymi z nas.

     Peter zaśmiał się i usiadł przy stole, pocierając o siebie ręce. Chwilę później przed jego nosem pojawił się pełen talerz oraz szklanka jego ulubionego soku. Wanda stanęła nad nim i obdarzyła go matczynym spojrzeniem, po czym ułożyła dłoń na ramieniu chłopaka, który z zapałem opróżniał naczynie.

     — Nigdy nie jadłem niczego równie pysznego, pani Wando, naprawdę. — Nastolatek przyznał to z pełną buzią.

     — Nie podlizuj się, Peter — skarcił go opierający się o blat wyspy kuchennej Clint. — I uważaj sobie, bo poskarżymy się May, że gardzisz jej kuchnią.

     — Ale to naprawdę było pyszne... — zaczął zdezorientowany i obrócił się w stronę Wandy. Rozbawiona kobieta pokręciła głową w niedowierzaniu i zabrała pusty już talerz Parkera.

Missing || fanfiction [James Barnes]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz