— Impreza w środę nie jest dobrym pomysłem — burknął Wilson. — W tygodniu nie można się upijać.
— Można się dobrze bawić nie będąc pijanym, Sam. Poza tym to nie impreza, tylko spotkanie, które ma naprawić nasze relacje, nie je zalać. — Natasha obrzuciła go chłodnym spojrzeniem, by następnie odwrócić się do niego plecami i podążyć w stronę spiżarni, znajdującej się koło kuchni.
Spotkanie miała zostać przeprowadzone w czysto bezalkoholowej atmosferze. Miał to być sprzyjający detoksowi Tony'ego warunek, a dla większej efektywności kobieta, po rozmowie z Jamesem, postanowiła wykluczyć jakiekolwiek napoje alkoholowe tamtego wieczoru.
Piwa zastąpić miały te bezalkoholowe, jak i soki — z myślą o Peterze.
Nie każdy jednak podzielał pomysł Natashy.
— Czy my jesteśmy dziećmi? — wyrzucił z odrazą na widok butelek z owocowymi napojami. — Rozumiem, że obiecałem Sarah pomóc jutro przy łodzi, ale nie będę pił szczyn, które babcie wlewają we wnuki. Brakuje tylko kompociku z suszu.
Znużenie spowodowane zachowaniem Sama szybko zaćmiło głowę agentki Romanoff. Nie tylko zresztą na nią, ponieważ rozdrażnienie całą sytuacją wpływało również na nastroje innych obecnych. Kiedy jednak Wilson wyszedł wzburzony z pomieszczenia, w głowie wszystkich pojawiła się ulga...
... dopóki mężczyzna nie wrócił i nie namieszał jeszcze bardziej.
— Bez można się bawić dobrze, ale z jeszcze lepiej. — Uśmiechnął się dumny z siebie i podał Clintowi zimne piwo w szklanej butelce.
Barnes obdarzył ciemnoskórego pełnym awersji wzrokiem, który wyrażał wtedy więcej emocji, niż sam James mógł poczuć. Przez umysł przewinęła mu się odraza względem znajomego. Myślałem, że Wilson już dawno pogrzebał swoje wewnętrzne dziecko. A raczej niesforne niemowlę.
Tony nie odezwał się na to słowem. Siedział cicho, nie zwracając na siebie uwagi, co było do niego niepodobne. Nie dziwił się jednak, że nikt nie zainteresował się tą zmianą. Było mu to nawet na rękę. Nie zawadzał nikomu, zajmując brzeg kanapy, a i nikt nie zawadzał jemu, przez co łatwiej było mu ukryć zabandażowaną i nadal lekko zakrwawioną dłoń, którą skaleczył szkłem rozbitej szklanki. Ta rozpadła się pod wpływem nacisku jego dłoni, którym odreagował rozmowę z Parkerem i nagromadzone emocje.
Dla pozoru mężczyzna rozglądał się po pomieszczeniu, przeskakując po kolei miedzy zirytowanymi Natashą i Buckym, a zdecydowanie zbyt bardzo rozochoconym Samem oraz Clintem. Zdecydowanie wolałby nie musieć uczestniczyć w całym ich, najprawdopodobniej chwilowym, sporze, jednak każde jego opuszczenie wzroku czy widoczne na twarzy zmęczenie mógł zauważyć siedzący nieopodal na fotelu nastolatek.
— Stark — zagaił Falcon, a w odpowiedzi otrzymał pozbawiony emocji wyraz twarzy. Sam potrząsnął otwartym piwem, przez co zawartość spieniła się, a jej część kapnęła na dywan. — Ty to masz chyba kaca, chociaż zawodników z doświadczeniem nie powinno to tykać. — Chyba kaca moralnego. — Może to dlatego, że piłeś beze mnie. Powinienem się za to obrazić. — Upił łyk ze swojej butelki, by zaraz otworzyć drugą. — Ale spokojnie, zaraz coś zaradzimy. Na kaca najlepiej jest stosować lekarstwo, które było jego przyczyną.
Tony po chwili obserwowania butelki odwrócił wzrok i przełknął wszelkie słowa, które w tamtym momencie cisnęły mu się na język. Aby jego reakcja nie wydawała się niepokojąca, podniósł jeszcze znudzone spojrzenie i uderzył się parę razy palcem w czoło.
Kątem oka dostrzegł jednak unoszący się przy szyjce spieniony napój, na co zaschło mu w ustach. Pragnienie starał się zaspokoić butelką wody z elektrolitami, którą postawił przy swojej nodze. Niewiele to jednak dawało. Wspomnienie dobrze znanej mu nuty chmielu co chwile atakowało jego podniebienie, przez co umysł zaczynał płatać mu figle.
CZYTASZ
Missing || fanfiction [James Barnes]
Fanfic(Jeżeli łakniecie nietuzinkowej historii o Buckym, myślę, że ta może Wam się spodobać :) ) Dziesiątki lat skuły się lodem. Nic nie potrafiło już sprawić, aby James stał się człowiekiem sprzed wojny. Nie potrafił uciec przed własnym koszmarem, więc n...