rozdział 27.

35 2 2
                                    

Po godzinie 13 Peter wciąż siedział w jednym pokoju z mężczyznami. Nie przeszkadzał mu sam fakt, że Anthony co jakiś czas prosił go o pomoc w podaniu czegoś czy pytał o jego zdanie, ale oprócz tych pojedynczych sytuacji czuł się trochę znudzony.

I zestresowany.

Zestresowany tym, że Charles, który zajęty był czytaniem jakiejś książki i co kilka minut odpisywał swojej żonie na wiadomości, dość często podnosił wzrok. Przypatrywał się wtedy nastolatkowi wyjątkowo uważnie, przez co poruszanie się stało się dla niego niekomfortowe, ponieważ przykuwało to uwagę lekarza. Wszystko to powodowało, że chłopak robił się nerwowy.

A kiedy Dyer widział, że Parker jest nerwowy, spoglądał na niego jeszcze częściej.

— Panie Stark? — Młodszy odezwał się cicho, nieco zachrypniętym po dłuższym milczeniu głosem. — Mógłbym... pójść do siebie?

Mężczyzna oderwał wzrok od ekranu laptopa i spojrzał kątem oka na podopiecznego. Zdjął z nosa okulary by móc się mu uważniej przyjrzeć, na co ten opuścił głowę.

— Coś się stało?

— Nic wielkiego tylko... kręci mi się w głowie i chciałbym się położyć.

Te słowa przykuły na chłopaka uwagę obu obecnych poza nim w pokoju. Stark wstał i przestawił krzesło bliżej nastolatka, by następnie ułożyć zewnętrzną część dłoni na jego czole, wcześniej odgarniając bujne włosy.

— Nie chcesz położyć się tutaj? — zmartwił się. — Możesz przespać się w moim łóżku. Będę blisko, gdybyś naprawdę bardzo źle się poczuł. Co ty na to?

Peter przebiegł wzrokiem po pomieszczeniu. Usilnie unikał jednak popatrzenia się na lekarza, mimo że wiedział, że drugi mężczyzna postępuje wręcz odwrotnie. Przełknął ciężko ślinę, a nagle zaatakował go podmuch wiatru, od którego aż zadrżał.

— Chyba nie dam rady tu usnąć — przyznał, drapiąc się po karku. — Klawisze komputera są dosyć...

— Ah, tak. Czasem zapominam o tym twoim słuchu. — Rozczochrał jego włosy. — Leć do siebie, ale pamiętaj, że masz tu miejsce.

Nim mężczyźni zdążyli się obejrzeć, chłopaka nie było już w pokoju. Wtedy Charles odłożył swój telefon na bok i na wrócił do wertowania książki.

— Nie wiem, co się z nim ostatnio dzieje. Może to ten słynny nastoletni bunt? — westchnął Tony.

— Młody się mnie boi jak cholera.

Stark obdarzył go kpiącym spojrzeniem. Wyrażało ono wręcz rozbawienie tymi słowami, które zdradzało, że w nie nie wierzył.

— Nie żartuję, Anthony. Przejawia to swoją postawą w mojej obecności. Zwrócisz jeszcze na to uwagę.

— Peter jest dosyć skryty w sobie. Zawsze trochę trzęsie portkami wśród dorosłych, szczególnie nowo poznanych.

Dyer pokręcił głową.

— Albo dałem mu powód do strachu.

Bohater zaprzestał naciskania klawiszy i odwrócił się w stronę siedzącego na łóżku mężczyzny. Wyrazowi jego twarzy towarzyszyła uniesiona w pytającym geście brew.

— O czym ty mówisz?

— Wiesz... Ostatnio odkryłem, że młody kręci się wokół mojej podopiecznej. Niby nic niezwykłego, ale jednak spędzają ze sobą podejrzanie dużo czasu.

— Co, zazdrośniku, mała nie może mieć już przyjaciela? Taki jesteś?

Charles zaśmiał się.

— Wcale nie jestem... — odburknął. — Ale Shirley nigdy nie była towarzyska. Po wypadku raczej zamknęła się w sobie. Ma problemy z zaufaniem, dlatego dziwię się, że Parker tak szybko wdał się w jej łaski.

Missing || fanfiction [James Barnes]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz