rozdział 32.

32 3 5
                                    

Dora przestąpiła z nogi na nogę, gdy nastolatek nie pojawiał się kolejną minutę. Nie byli umówieni na konkretną godzinę i choć była cierpliwa, to chciała załatwić tę sprawę jak najszybciej. Aktualnie czekała zestresowana i w niepewności na zewnątrz. Tego popołudnia nie było ciepło, więc i to nie polepszało jej sytuacji.

Z letargu wyrwał ją zgrzyt otwieranych drzwi. Zza nich wyszedł wyczekiwany przez dziewczynę chłopak. I chociaż niechętnie, to musiała przyznać, że to twarzy było mu w przylegającej koszuli i garniturowych spodniach.

Jego mina nie wyrażała jednak zadowolenia?

— Aż tak się cieszysz, że mnie widzisz? — zażartowała i szturchnęła nastolatka łokciem.

Ten skrzywił się nieznacznie i posłał jej zmęczone spojrzenie.

— Nie o to chodzi.

— No to gadaj, o co. Nie wyglądasz na zadowolonego, a dosłownie przed sekundą wyszedłeś w pomieszczenia pełnego twoich znajomych. Powinieneś mieć banana na ustach. — Nastolatka złożyła ręce na klatce piersiowej.

Peter westchnął. Zapatrzył się w bliżej nieokreślony punkt w oddali. Dziewczyna zauważył, że gdy zaczął mówić, złączył ręce i nerwowo wykręcał sobie palce.

— Mam aktualnie trochę... napiętą relację z Tonym.

— Powiedział ci? — Dora uniosła brwi.

— Tak... — zaczął, jednak równie szybko uciął i spojrzał się podejrzliwie na dziewczynę. Kiedy ta nie zareagowała w żaden sposób, ponownie westchnął. Jego ramiona się rozluźniły. — Mogłem się domyślić, że miałaś w tym swój udział.

Nastolatka uśmiechnęła się. Nie zauważyła zirytowania w postawie chłopaka, co nieco ją zdziwiło, jednak równocześnie ucieszyło.

— Rozmawiałam z nim. Umowa to umowa.

— Dziękuję za to — wyznał niepewnie. — Choć to nadal boli, czuję ulgę, że znam prawdę.
Dziewczyna nie odpowiedziała. Nieprzerwanie na jej twarzy widniał szczery uśmiech, co Peter uznał za niepodobne do niej. Nie znał jej długo, nie spędzał z nią całych dób, jednak zdążył zauważyć, że Dora nie była skora do nadmiernego okazywania emocji. A jeżeli chodzi o uśmiech... jedyne, jakimi go uraczyła, były sztuczne i ironiczne.

— Jesteś pewna, że robisz to tylko ze względu na układ?

Hawk momentalnie zmarszczyła brwi. Poczuła się skonsternowana. Dlaczego nastolatek zadał to pytanie? Czy liczył na coś więcej? Dora czuła się dziwnie z tą myślą. Chciała poczuć w sobie odrazę, jednak... nic takiego się nie stało. Nie odczuwała w sobie praktycznie żadnych emocji w tamtym momencie. Stała w miejscu zdezorientowana i zamyślona spogląda w oczy Petera.

Parker momentalnie pożałował swoich słów. Jego policzki oblały się soczystym rumieńcem.

— Nie, zapomnij o tym... — zaczął mówić. Gestykulował żwawo, rozładowując nagromadzony wstyd.

Przerwały mu jednak ciepłe usta, które poczuł na policzku. Zastygł w miejscu, gdy zdał sobie sprawę, że to nie kto inny jak stojąca przed nim nastolatka całuje jego ciało. Było to dla niego coś zupełnie nowego, coś zdumiewającego. Nie chciał, aby ten moment się skończył. Odnalazł dziwną przyjemność w bliskości z dziewczyną, choć czuł, że to, co robi, jest wręcz niepoprawne.

Przez podejście nastolatki i on zaczął traktować tę relację niczym współpracę zawodową. Nie było w niej miejsca na czułości.

Zawładnęła nim dziwna pustka, gdy Dora się odsunęła. Wtedy jednak mógł znowu zobaczyć jej twarz. Jej wyraz wydawał się taki... szczery.

— Zamarzłeś? — zaśmiała się, wybijając chłopaka z zamyślenia. — Nie jest aż tak zimno.

— Nie zamarzłem — odburknął, udając urażonego. — Zanim wejdziemy, powiesz mi właściwie, dlaczego tak bardzo ci na tym zależało? Myślałem, że telefon mi się przegrzeje od twoich wiadomości.

Dziewczyna wywróciła oczami. Zacisnęła mocniej palce na pudełku, które cały czas przyciskała do klatki piersiowej i przeniosła na nie spokojne spojrzenie.

— Niedługo zobaczysz.



Impreza urodzinowa trwała w najlepsze. Luźna atmosfera sprzyjała rozmowom, które prowadzili ze sobą bohaterowie, jak i tańcom, które praktykowali niektórzy. Wanda z Visionem tańczyli we dwójkę, raczej spokojnie i opanowanie, a Sam i Clint... parę piw pozwoliło im się wystarczająco rozluźnić, aby nie zwracać uwagę na sens swoich ruchów.

Wydawać by się mogło, że tego dnia nie stanie się już nic szczególnego. Ci, którzy nie tańczyli, siedzieli na kanapach i rozmawiali. Bucky i Steve siedzieli tyłem do wejścia, a jednocześnie przodem do drugiej kanapy, na której spoczywała Natasha i Tony. Po chwili przysiadł się do nich również Charles, który po rozmowie telefonicznej nieprzerwanie się uśmiechał.

Kiedy Peter i Dora weszli do pomieszczenia, to Charles zobaczył ich jako pierwszy. Nastolatkowie zdążyli już zdjąć kurtki w przedsionku, a teraz stanęli w pewnej odległości od kanap. Dyer uśmiechnął się na widok dziewczyny, jednak w jego głowie pojawiły się natrętne myśli związane z jej obecnością, a w szczególności z pudełkiem, które trzymała w rękach.

Już po chwili dwójkę zobaczył również Tony. Na jego twarzy momentalnie rozciągnął się szeroki uśmiech. Takim samym gestem odpowiedział mu Peter, co spowodowało, że z serca Starka spadł ciężki kamień. Samopoczucie mężczyzny poprawiło się, a widząc zadowoloną minę młodszego, poczuł ogarniające go ciepło. Wstał, by przytulić się do nastolatków.

Wtedy też w stronę przybyłych obrócił się Steve. Na początku przelotnie rzucił na nich okiem, jednak moment później wrócił na nich spojrzeniem. Przyjrzał się dokładnie dziewczynie i zastygł w miejscu. Uważnie obserwował jej twarz i ciało, widząc w nim coś rażąco podobnego. Rażąco podobnego, do kogoś, kogo znał.

— No to tak... — Peter położył rękę na lędźwiach Dory i pchnął ją ostrożnie do przodu. — Przedstawiam wam Do...

— Sherlie — przerwała mu. Zacisnęła nerwowo palce.

Na wydźwięk tego imienia James odwrócił się gwałtownie. Głos, który je wypowiedział był łudząco podobny do tego, który słyszał, będąc w śpiączce, a to by znaczyło... Jego wzrok utkwił na postaci, którą w tamtym momencie przytulał Anthony. Kiedy jednak się odsunął...

— нет, это невозможно... [ net, eto nevozmozhno; nie, to niemożliwe ] — mruknął pod nosem. Poderwał się z kanapy i postawił kilka kroków w przód. Czuł na sobie równie zdezorientowany wzrok Steve'a. — Sherlie... ты так похож на нее [ ty tak pokhozh na neye; tak bardzo ją przypominasz ].

— вы хорошо знаете, почему [ vy khorosho znayete, pochemu; dobrze wiesz dlaczego ]. — Odezwała się drżącym głosem. Była bardzo zestresowana, co zaniepokoiło Charlesa. On jeden wiedział, jak stres jej nie służył. — Bucket.

Mężczyzna oniemiał. To przezwisko...

— моя младшая сестра [ moya mladshaya sestra; moja mała siostrzyczka ] — szepnął.

Po burzy zawsze wyjdzie słońce, które cały czas kryło się za chmurami.

Rozłożył szeroko ramiona, aby dziewczyna mogła go przytulić. Widział łzy w jej oczach i widział jej drżące ręce. To wszystko spowodowało, że poczuł ukłucie w sercu. Co się z nią działo przez te lata? Był przekonany, że umarła. Jakim cudem stoi teraz przede mną i mnie przytula?

Tę czułą chwilę przerwał mu jednak natłok myśli. Nie przeszkodził mu w gładzeniu Sherlie po głowie, jednak zaniepokoił go.

Jakim cudem przeżyła? Jak mnie znalazła?

Kto się nią zajmował cały ten czas?


Mężczyzna zacisnął pięści.

Przyszła z Peterem... Skąd się znali? Czy chłopak znał jej powiązania ze mną? Dlaczego mi nie powiedział?

— Ty... — Odepchnął dziewczynę od siebie. Ta zdezorientowana zatoczyła się do tyłu. — Wiedziałeś, że ona żyje, a nawet nie raczyłeś mi powiedzieć?! — wycedził w stronę Parkera.

Chłopak przełknął ślinę. Sam był skonfundowany tym, co się wydarzyło. Nie znał przecież prawdy, nie wiedział, kim jest jego Dora dla Bucky'ego. James jednak o tym nie wiedział. Targały nim silne emocje, których nawet nie próbował kontrolować.

— Ej, stary — wtrącił się Tony. Zareagował, widząc blady wyraz młodszego, i szturchnął Barnesa w ramię. — Spokojnie, przecież...

— Ty też wiedziałeś. — Zacisnął zęby. — Przytulałeś ją, więc wiedziałeś. Nie potrafisz się odwdzięczać?! Ja ci pomogłem!

Missing || fanfiction [James Barnes]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz