Zegar wskazywał 2:38. Było późno i każdy w siedzibie już spał. No, prawie każdy.
James przekręcił się nerwowo na łóżku. Tej nocy nie zmrużył oka nawet na minutę. Jego siostra jeszcze się nie obudziła, więc w jego głowie ciągle błąkała się obawa.
Obawa, że znowu ją straci.
Westchnął zirytowany i usiadł na krawędzi łóżka. Nie miał pomysłu, co ze sobą zrobić. Nie widział sensu w dalszych próbach zaśnięcia, ponieważ podjął ich wystarczająco wiele, by wiedzieć, że jedna czy dwie nic nie zmienią.
Nie zaśnie, dopóki nie upewni się, że wszystko jest w porządku.
Podniósł się z materaca i powoli wyszedł z pokoju. Starał się być wyjątkowo cicho, aby nikogo nie obudzić - ostatnie, na co miał ochotę, to tłumaczenie się, dlaczego paraduje po korytarzu w środku nocy.
Szybko pokonał odpowiednią odległość i odetchnął z ulgą, że nie wpadł w żadną komodę stojącą na korytarzu. Zazwyczaj świeciły się na nim małe, awaryjne światełka umieszczone na suficie, jednak z jakiegoś powodu zawsze gasły pomiędzy 2 a 4 w nocy. Zwykle nikomu nie były potrzebne, jednak tym razem Bucky przekonał się, ile dawały.
Mężczyzna uchylił drzwi do sypialni, w której położono jego siostrę. Odetchnął z ulgą, widząc jej spokojny wyraz twarzy. Spała w najlepsze, nawet pomimo tego, że światło odbijające się od księżyca padało prosto na jej twarz.
Barnes uchylił bardziej drzwi i przecisnął się do pomieszczenia. Cicho zamknął drzwi, jednak wtedy zastygł w miejscu.
Okazało się, że w rogu pokoju śpi Charles. Lekarz usadowił się w granatowym fotelu, jednak najwidoczniej zasnął w nim ze zmęczenia. Żołnierz otaksował opuchnięte miejsca na jego twarzy, a potem przełknął ślinę i nie zważając na jego obecność, podszedł do kanapy, na której spała dziewczyna.
James przykucnął przy brzegu łóżka i przyjrzał się siostrze. Choć wyglądała spokojnie, jej czoło było wilgotne od potu, przez co przyczepiły się do niego włosy Sherlie. Mężczyzna wyciągnął dłoń i delikatnie odgarnął z jej twarzy kosmyki, które założył za ucho nastolatki. Wtedy ta poruszyła się niespokojnie i uchyliła powieki.
Kącik jej ust drgnął, gdy zobaczyła Bucky'ego obok siebie. Nadal była zestresowana spotkaniem z nim - w końcu nie była to codzienna sytuacja. Postanowiła jednak wziąć się w garść.
— Hej — mruknęła słabo. Jej twarz nabrała łagodnego wyrazu. Mimo tego emanowała zmęczeniem.
— Hej — odpowiedział jej równie cicho, po czym uśmiechnął się całą twarzą. Rzadko można było zobaczyć go aż tak zadowolonego.
Dziewczynę też to zdziwiło, jednak całkowicie pozytywnie. Była szczęśliwa, że tak zareagował, ponieważ obaliło to jej wszelkie obawy.
W przypływie emocji poruszyła się niezgrabnie. Chciała usiąść na łóżku, jednak kiedy tylko delikatnie się podniosła, dopadł ją potworny ból głowy. Stęknęła na nieprzyjemne uczucie i dotknęła skroni. W tym samym momencie poczuła pod plecami rękę Jamesa, która ją asekurowała.
Na ich nieszczęście usłyszeli krzątanie się w rogu pokoju, co oznaczało, że Charles się obudził. Przeciągnął się, po czym zaalarmowany zlustrował dziewczynę. Zmarszczył brwi, zaskoczony i zdenerwowany obecnością Bucky'ego w pokoju, jednak zignorował ją i skupił się na swojej podopiecznej.
— Boli głowa? — zapytał zatroskany i pogładził dziewczynę po włosach. Ta przytaknęła i spojrzała na niego przeszklonym wzrokiem, na co uśmiechnął się smutno. Ręką sięgnął po leżący niedaleko termometr. — I do tego ta nieszczęsna gorączka. — Zerknął na wyświetlacz urządzenia.
Odszedł parę kroków i zaczął grzebać w jakiejś torbie, z której po chwili wyciągnął blister leków. Wyjął jedną tabletkę i położył ją dziewczynie na ręce. Kiedy wzięła kapsułkę do ust, podał jej szklankę z wodą.
Nie odzywał się wiele. Kiedy Sherlie połknęła lekarstwo, pomógł jej się położyć i dokładnie okrył ją kocem. Siedział u jej boku, dopóki nie zasnęła, co nie trwało długo. James w tym czasie opierał się o ścianę i obserwował wszystko z pewnej odległości.
— Co tu robisz? — odezwał się po chwili niezręcznej ciszy lekarz. Nie spojrzał jednak na żołnierza. Cały czas obserwował spokojną twarz dziewczyny.
— Chciałem upewnić się, że wszystko z nią w porządku — przyznał się. Było mu głupio, choć rzadko doświadczał tego odczucia. Opuścił wzrok przygnębiony i westchnął. — Miałem na to tyle czasu...
— Nie mogłeś wiedzieć — przerwał mu.
Jego ton był suchy, pozbawiony emocji. Było to do niego wręcz niepodobne.
— Możesz mieć do mnie pretensje, ale celowo zataiłem przed tobą, że Sherlie żyje. Po tym... wypadku — odchrząknął — straciła pamięć. Bałem się, że gdy poznasz prawdę, wejdziesz do jej życia zbyt gwałtownie. Nie była na to gotowa.
James przygryzł nerwowo wargę. Nie wiedział, co się stało z dziewczyną po wypadku. Nie wiedział, w jakim była stanie. Wiedział to jednak Charles. W dodatku był lekarzem, więc tylko on mógł prawidłowo ocenić, co będzie dla Sherlie najlepsze.
— Właściwie to ja powinienem przeprosić — stwierdził. Zbliżył się do Dyera i usiadł pod ścianą, naprzeciwko mężczyzny. — Zareagowałem bardzo impulsywnie. Nie dałem ci nawet możliwości wytłumaczenia się. Nie wiem, co się ze mną wtedy stało. Po prostu... Po prostu wybuchłem. Tak za nią tęskniłem, więc gdy dowiedziałem się, że cały ten czas gdzieś tam była, a ja nie byłem tego świadomy... Teraz mi głupio, bo to przeze mnie...
— Nie przez ciebie — ponownie wtrącił się w wypowiedź Barnesa. — Chociaż... poniekąd. Była pod wpływem silnego stresu, a twoja reakcja jedynie go spotęgowała, ale to tylko wywołało atak, który i tak by nastąpił.
— To co jej jest?
Charles błądził wzrokiem po pomieszczeniu. Choć wydawał się przybrać swoją lekarską postawę, spokojną i opanowaną, w środku gotowały się w nim emocje. Z trudem powstrzymywał się od drapania skórek wokół paznokci.
— Sherlie jest... chora. Wykryłem to dopiero po jakimś czasie hospitalizacji jej po postrzale. Zaczęła często tracić przytomność, tomografie nic nie wykazywały. W końcu kardiogram wykazał jakieś nieprawidłowości, a gdy się temu przyjrzałem... Okazało się, że choruje na zespół Wolffa-Parkonsona-White'a, inaczej zespół preekscytacji. Ma w sercu ubytek, dodatkową drogę przewodzenia pomiędzy przedsionkami a komorami serca, który zaburza jego pracę. Da się to zoperować, jednak wcześniej o tym nie myślałem. A teraz... — westchnął. — Ostatnio jest coraz gorzej. Nie wiem, czy to kwestia tego, że jest uparta i nie chce brać leków, czy po prostu tak miało być, ale boję się o nią. W każdej chwili może dojść do tragedii.
James opuścił głowę.
— Kiedy była młodsza, była zdrowa jak ryba...
— Nie była zdrowa. Po prostu choroba przebiegała bezobjawowo. Dojrzała, jej serce urosło i pęczek Kenta, czyli ta dodatkowa droga, się poszerzył. Krwi łatwiej w niego wpaść.
Bucky'emu zaimponowała wiedza mężczyzny. Nie był jednak zadowolony z tego, że to wszystko omawiane było w kontekście jego siostry. W końcu to ona była i chora i to jej życie było zagrożone praktycznie cały czas.
— Nawet nie wiem, co powiedzieć — przyznał.
Potem zamilkł. Charles również się nie odezwał. Trwali chwilę w ciszy, przy czym słuchali rytmicznego tykania zegara.
— Opowiesz mi, co się z nią działo po wypadku? — poprosił James.
— Część historii już znasz — stwierdził. — Znalazłem ją z żoną w lesie. Często spacerowaliśmy w okolicy dawnych terenów wojskowych. Było tam cicho i spokojnie, nikt się tam nie zapuszczał. Opuszczone budynki były też siedliskiem bezdomnych, którzy czasem umierali tam z zimna. Połączyłem przyjemne z pożytecznym podczas tych przechadzek — zaśmiał się. Wszędzie szukał wymówek do pracy, którą kochał - uwielbiał pomagać ludziom. — W każdym razie... Sherlie była szczególnym przypadkiem. W trakcie zimy ludziom zagrażała tam hipotermia, ewentualnie dzikie zwierzęta, a ona miała ranę postrzałową. Na tamtych terenach nikt nie polował, więc nie mogła zostać przypadkową ofiarą. — Przymknął powieki ze zmęczenia. — Była w złym stanie, traciła dużo. Myślałem, że nie dam rady jej odratować, ale na szczęście udało nam się szybko przetransportować ją do mojego szpitala. Można powiedzieć, że to cud, że przeżyła. Przeżyła, ale straciła pamięć. Była bardzo zagubiona, starałem się dać jej najlepszą opiekę, jaką potrafiłem zapewnić. — Uśmiechnął się pod nosem. Wspomnienie jej uśmiechu, który u niej wywołał, było bezcenne. — Nawet nie wiem, kiedy odzyskała pamięć. Chciałem z nią porozmawiać i do ciebie przyprowadzić, ale za długo z tym zwlekałem. Jak widać, wzięła sprawy w swoje ręce, a do tego wciągnęła w to Parkera.
— Jak to wciągnęła w to Parkera? — James zmarszczył brwi.
— Z tego, co wiem, weszli w jakiś układ. Nie znam wielu szczegółów, ale Sherlie pomagała Peterowi poznać prawdę o swoich rodzicach, a on się jej w jakiś sposób odwdzięczał.
— Chyba nawet wiem w czym... — prychnął rozbawiony.
✰
Charles przekręcił klucz w zamku i jako pierwszy wszedł do środka. Przywitała go panująca w mieszkaniu ciemność, więc szybko zapalił światło i się odsunął. Dzięki temu zrobił miejsce Barnesowi, który podążał tuż za nim, ze śpiącą Sherlie na rękach.
— Połóż ją w sypialni. Niech jeszcze chwilę pośpi — dodał po chwili, a James przytaknął głową i udał się w stronę zamkniętych drzwi.
Wiedział, że to tam musiała znajdować się sypialnia, ponieważ drugie drzwi były uchylone i żołnierz zorientował się, że prowadziły do łazienki.
Kiedy tylko Barnes zniknął w pokoju, z łazienki wybiegł Alpine. Szybko wskoczył na kuchenny blat i machnął lekarzowi ogonem przed twarzą, domagając się jedzenia. Kiedy zamiast smakołyków, został podrapany po grzbiecie, miauknął obudzony i usiadł, wpatrując się w mężczyznę.
— Przysięgam, że ten kot ma skłonności psychopatyczne.
— Coś o tym wiem — zaśmiał się Bucky. — Sam kiedyś miałem... kota.
Kiedy Barnes wyszedł z sypialni, przystanął w miejscu, aby przyjrzeć się dokładniej zwierzęciu. Kot odwrócił się w jego stronę, po czym miauknął głośno i zeskoczył z blatu. Podbiegł do nóg mężczyzny i zaczął się o nie ocierać całym swoim ciałem.
— Alpine — szepnął oniemiały i podniósł zwierzę na rękach. To od razu wlepiło w niego akwamarynowe ślepia i ponownie miauknął, łasząc się.
— Nie wyobrażasz sobie, ile zachodu mieliśmy z szukaniem go po schroniskach. — Charles odwrócił się tyłem do żołnierza. — Alpine był jednym z nielicznych elementów, które przypomniała sobie w miarę szybko. Widać było, że cały czas o nim myślała i oglądała się za wszystkimi, napotkanymi kotami. Teraz za to zachowuje się jak kocia mama — zaśmiał się. — Herbatki?
Mężczyźni usiedli razem przy wyspie kuchennej. Pijąc przygotowane napoje, rozmawiali. Zarówno o Sherlie, jak i o życiu. Barnes zdziwił się, jak dobrą nić kontaktu złapał z Dyerem. Podczas rozmowy z nim nie czuł się zestresowany czy oceniany.
W międzyczasie w sypialni obudziła się Dora. Nieco zaspana podniosła się z łóżka i rozpoznając, że jest we własnym domu, ruszyła przed siebie. Znała już układ mieszkania na pamięć, więc nawet przecierając oczy, udało jej się nie wpaść na żadną ścianę.
— Chyba zostanę na dłużej w Nowym Jorku. — Usłyszała przygłuszony głos zza drzwi. — Miałem wrócić do Rosji, do żony, ale nie chcę, aby widziała mnie w takim stanie. Nie powinienem jej stresować, chociaż powinienem przy niej być. To jej pierwsza i pewnie ostatnia ciąża.
Dora uchyliła wargi. Z impetem otworzyła drzwi od pokoju i stanęła w nich zszokowana.
— Layla jest w ciąży?!
Charles odpowiedział jej jedynie niewinnym uśmiechem. Sam był wniebowzięty tą informacją, jednak reakcja dziewczyny poszerzyła jego uśmiech.
Chwilę później Sherlie wpadła w ramiona lekarza i mocno go uściskała. Dopiero kiedy Dyerowi zaczęło brakować powietrza, niechętnie odsunęła się i spojrzała mu w oczy.
— Tak się cieszę — szepnęła. Jej oczy zaszkliły się.
W tamtym momencie usłyszała za sobą chrząknięcie. Kiedy się odwróciła, napotkała na sobie wzrok Jamesa, który siedział po drugiej stronie blatu kuchennego z kubkiem w ręce. Mężczyzna przyglądał się jej spokojnie, a Dora stwierdziła, że nigdy nie wiedziała w jego oczach tak łagodnego wyrazu.
Bez wahania podeszła do niego. Na początku jedynie stała sztywno, nie poruszając się, aż w końcu Bucky zarzucił na jej barki swoje ramię i przyciągnął ją. Zanim zdążyła zaprotestować, poczochrał jej włosy.
— Ty za to młoda ostro przesadziłaś — stwierdził srogo. — Tak się składa, że Wanda weszła ci na chwilę do głowy, gdy straciłaś przytomność, i teraz wiem o wszystkim, co robiłaś. Nie powiem, schlebia mi to, ale to było skrajnie nierozsądne.
— W takim razie chyba o czymś nie wiem, co? — Charles zwrócił się pretensjonalnie do nastolatki, która od razu zażenowana opuściła głowę.
— No, ten...
— Może opowiemy Charlesowi, jak się za nami uganiałaś? — spytał z ironicznym uśmiechem. — Chociaż myślę, że znacznie ciekawszy jest twój wyjazd do Niemiec albo brawurowy parkour przez okno z mojej szpitalnej sali.
Lekarz nie odezwał się. Wyglądał co prawda na załamanego, co utwierdziło to, że schował twarz w dłoni ze zmęczonym wyrazem twarzy. Jamesa to rozbawiło, a już po chwili do jego śmiechu dołączyła się Dora.
— Я скучал [ ya skuchal; tęskniłam ] — Przytuliła się mocno do mężczyzny.
KONIEC
30.08.2024
Za 15 minut wrzucę podziękowania 🖤
CZYTASZ
Missing || fanfiction [James Barnes]
Fanfiction(Jeżeli łakniecie nietuzinkowej historii o Buckym, myślę, że ta może Wam się spodobać :) ) Dziesiątki lat skuły się lodem. Nic nie potrafiło już sprawić, aby James stał się człowiekiem sprzed wojny. Nie potrafił uciec przed własnym koszmarem, więc n...