rozdział 5.

138 13 0
                                    

     Wczorajsze słowa chodziły po głowie Jamesa od poprzedniego wieczoru. Cały czas go dziwiły. Znał tę historię, jednak mimo wszystko przypomniana mu kolejny raz sprawiała, że czuł się jak po mocnym uderzeniu w głowę. Wmawiał sobie, że się nie przejmuję podczas gdy Rogers próbował uspokoić go po swoim wybuchu emocji. Jako nawyk po Zimowym Żołnierzu zostało mu analizowanie każdej sytuacji, w tym wypowiedzianych słów, ale tym razem się tym nie trudził. Była na to zwyczajnie za bardzo zmęczony. I nawet jeżeli przespałby następne 14 godzin, nie pomogłoby mu to.

     Tony wrócił poprzedniego dnia w zupełnie innym nastroju, niż tym, z którym wyszedł z siedziby. Głównie z tego powodu mężczyźni postanowili, że rozmowę o liście przeprowadzą innego dnia, kiedy żaden z nich nie będzie musiał martwić się stanem drugiego.

     Na tym wszystkim ucierpiał niestety również Steve. Nie skrywał on żadnych tajemnic, które mogły zhańbić jego osobę. Po szczerej rozmowie z Bucky dopadły go potworne wyrzuty sumienia, przez które nie mógł tamtej nocy zasnąć. Przekręcał się jedynie z boku na bok, myśląc o tym, co może zrobić, by wesprzeć przyjaciela.

     — Facet ma nieźle narąbane w głowie — mruknął Clint, unosząc wzrok znad porannej kawy. — Słońce przestało wychodzić mi na spotkanie — zacytował, odchodząc od blatu i siadając na kanapie koło Natashy. — Nie wiem, może zamieszkał na Biegunie Północnym i przez pół roku musi znosić noc.

     — Miałoby to sens. W końcu noc polarna zaczyna się 23 grudnia. — Natasha uśmiechnęła się. — Kto wie, czy nie dryfuje jakąś łódką po wodzie, a listów nie przysyła gołębiem pocztowym.

     — Zemo nie mieszka na biegunie, tam jest za mało ziemi.

     — Ziemi? — zdziwił się Sam. — Co z tym wszystkim miałaby mieć wspólnego ziemia?

     Brawo, stary, naprawdę gratuluje.

     Mężczyzna westchnął i podszedł do lodówki.

     — To tylko niepewna teoria, ale uważam, że brunatny puch może odnosić się do ziemi. Czasownik osuwający się może naprowadzać nas na miejsce pod nią — wyjaśnił i wziął do ręki jogurt. — Może jakaś piwnica?

     — Albo osuwający się klif. — Clint położył się na kanapie, głowę kładąc na kolanie Romanoff. — Scena rodem z Serii Niefortunnych Zdarzeń.

     — Clint, masz żonę — przypomniała mu Czarna Wdowa, przenosząc wzrok na jego twarz. — Będzie zazdrosna.

     — Doskonale o tym wiem — stwierdził i rozciągnął się, kładąc się na większej powierzchni nóg Natashy, na co ta pokręciła głową w rozbawieniu.

     Peter kolejny dzień z rzędu zmierzał w stronę siedziby. Z tego wszystkiego ciocia May zaczęła żartować, że chłopak spędza tam więcej czasu niż we własnym domu. Bo prawdą było, że bohater odwiedza Avengers średnio 5 razy w tygodniu, po czym od razu szedł odbyć swój rutynowy patrol w stroju Spider-Mana. Gdy wracał do siebie, pozostawało mu tylko zjeść kolację, która zdążyła już dawno wystygnąć i iść spać.

     Kiedy Parker mijał jeden z budynków kompleksu w drodze do docelowego miejsca, jego głowę ponownie zajęła myśl o dziewczynie, którą niedawno spotkał. Była dla niego zagadką, którą pragnął rozwiązać. W końcu nie każdy obserwuje Avengers z ukrycia.

     Chłopak przechodził właśnie wzdłuż jednej ze ścian budynku, pełniącego funkcję domu dla bohaterów, gdy jego spojrzenie skierowało się na mały lasek, rozciągający się niedaleko. Usłyszał szelest, który dochodził właśnie stamtąd, więc zdjął z ramion plecak i podszedł bliżej.

Missing || fanfiction [James Barnes]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz